Rozdział 11

4.1K 125 11
                                    

Victoria

James w furii krzyczał na ochroniarzy, wypominając ich nieprofesjonalność i głupotę. Nie czułam wobec nich zobowiązania, ale donośny głos Gambino powoli zaczynał mnie wkurwiać.

- Czy ty możesz się w końcu uspokoić? Przepuścili mnie tylko i wyłącznie za moją prośbą. W dodatku jeśli jeszcze nie zauważyłeś, stoję tu, nigdzie nie uciekłam i raczej nie zamierzam więc się kurwa zamknij. - powiedziałam na skrajach cierpliwości, jednak od razu dodałam - Proszę. - widząc jego wzrok.

Nie chcąc jeszcze bardziej go rozjuszać, wzięłam Jamesa pod rękę i zasugerowałam wspólny spacer.

Przechodziliśmy obok szklarni, kiedy mężczyzna mnie skomplementował. - Pięknie wyglądasz.

- Dziękuję.

Martwiło mnie to, że jego każde kolejne dobre słowo, tak na mnie działało. Mimo że zapierałam się rękami i nogami, nie mogłam powstrzymać rozlewającego się we mnie ciepła.

- Alice mówiła, że chciałaś ze mną porozmawiać. Następnym razem po prostu przyjdź. - wytłumaczył.

- W porządku, powiedziała mi, że masz ważną sprawę i lepiej ci nie przeszkadzać, dlatego postanowiłam odpuścić. Po za tym ta wiadomość mogła spokojnie poczekać.

Kiwnął głową, że rozumie i dodał. - Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to nie mam nic przeciwko żebyś do mnie zaglądała. - powiedział i zadał pytanie. - Więc o co chodziło?

Teraz powód, dla którego chciałam zawracać mu głowę, wydawał mi się tak bezsensowny, że wręcz wstydziłam się wypowiedzieć go na głos. W każdym razie James nie mógł dostrzec, że cokolwiek mnie krępuje.

- Zamierzałam pokazać ci się w tej sukience. - oznajmiłam z uśmiechem.

- Szkoda, że nie bez. - odpowiedział rozmarzony.

- Chciałbyś. - przewróciłam oczami.

- Chcę. - powiedział pewnie.

- Za marzenia nie karają. - przystanęłam i podeszłam do róż, zaciągając się ich zapachem.

- Przecież już ze sobą spaliśmy. - włożył ręce w kieszenie i obserwował mnie bacznie z uśmiechem na ustach.

- Tamta noc się nie liczy, bo oboje nie mieliśmy wobec siebie szlachetnych zamiarów. - zaznaczyłam, a brunet popatrzył na mnie z politowaniem. - Chciałabym jeszcze wznieść o prawo do wychodzenia za posesję. - stanęłam przed nim z założonymi rękami.

W piździe mam jego obsesję. Nie będę spędzać reszty życia, zamknięta jak pierdolona księżniczka w strzeżonym zamku. Są jakieś granice.

- Nie ma nawet takiej opcji. Dopóki pracuję z Triadami, nie pozwolę ci na wyjście. Jeden zły ruch, a wezmą ciebie jako cel do okupu. To niebezpieczne. - objaśnił.

Walczyliśmy na spojrzenia, czekając, kto pierwszy ugnie się pod spojrzeniem tego drugiego. Wciąż utrzymując kontakt wzrokowy, przytaknęłam Jamesowi, zdając sobie sprawę z jego obaw.

Oczywiście, że przyznawanie mu racji, było frustrujące, ale w tym momencie wolę być jednak zakładnikiem Gambino niż kogokolwiek innego.

- Mogę do kogoś zadzwonić? - zapytałam.

Wciąż nie miałam swojego telefonu więc pozostawało mi tylko urządzenie Jamesa.

- Do kogo?

- Do siostry. Dawno nie rozmawiałyśmy.

- Pierdolisz. Druga Fontana? - mężczyzna w szoku, patrzył na mnie, licząc, że to zwykły żart.

- W samej osobie. - oboje odwróciliśmy się gwałtownie w prawą stronę i zobaczyliśmy wysoką szatynkę, ubraną w przylegające skórzane spodnie i czarną kamizelkę z długim rękawem. W jednej ręce trzymała kask motocyklowy, a w drugiej bawiła się kluczykami.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz