Rozdział 15

3.6K 100 2
                                    

James

Ann podała mi adres jej domu a ja od razu tam pojechałem wkurwiony. Nigdy nie zrobiłbym tego co zamierzałem zrobić dla żadnej kobiety chyba, że Victorii ale Ann znam od dziecka. Jesteśmy przyjaciółmi od kołyski bo nasi rodzice dobrze się znają. Jej ojciec był pomocnikiem mojego ale zachorował i dostał wyjątkowe pozwolenie na opuszczenie mafii i udanie się do sanatorium bo mój ojciec dobrze wiedział, że nawet jeśli już nie będzie dla niego pracował to i tak będzie mu wierny do końca życia i nikomu nie piśnie ani słówka.
To była chyba jedyna dobra rzecz jaką mój ojciec zrobił dla innego człowieka. Sam byłem porządnie zdziwiony gdy się o tym dowiedziałem. Około rok po zdarzeniu ja przejąłem stołek szefa ale dalej muszę się liczyć ze zdaniem ojca. Po dziesięciu minutach byłem już pod domem Ann. Wszedłem sobie do środka jakby nigdy nic bez obstawy. Ten gnojek Bruno i tak nic by mi nie zrobił więc nie potrzebowałem ochrony. Znalazłem gnoja w salonie z dziećmi. Wtedy dopiero ocknąłem się z transu i przypomniałem sobie, że mają dzieciaki. Bruno się przeraził na mój widok a jego dzieci podeszły do mnie ani troche nie przestraszone. Były jeszcze małe a moje zasady nie pozwalały mi na wyciągnięcie broni w ich obecności. Nagle mała dziewczynka, której byłem ojcem chszestnym i pociągnęła mnie delikatnie za marynarkę i zapytała kim jestem i czy się z nimi pobawię. Nie miałem teraz na to czasu ale musiałem udawać przyjaciela rodziny.

- Jestem waszym wujkiem dzieciaki. Pójdziecie do waszego pokoju? Wujek musi porozmawiać sobie z waszym tatą. - Spokojnie oznajmiłem mojej chsześnicy.

- Dobrze wujku! - Krzyknęły z uśmiechami na twarzy i radośnie wybiegły z salonu. Szkoda mi ich trochę. Zamiast ojca mają gnidę, która zaraz zginie. Po chwili namyślu uświadomiłem sobię, że ze względu na maluchy nie mogę go teraz zajebać choć bardzo bym chciał. W mojej głowie pojawił się pomysł.

- No proszę, proszę. Co za spotkanie. Twoja niesworna żonka rozbiła mi na głowie kieliszek ale widzę, że nie ona jest tu tą złą. - Zaśmiałem się dość głośno gdy tylko dzieciaki wybiegły.

- C-Czego chcesz James...? - Nie był w stanie się ruszyć.

- Czego? Nie ładnie jest zadawać takie pytania. - Powoli wyciągnąłem pistolet z kabury pod marynarką. Od razy zobaczyłem w jego oczach jeszcze większy strach. Cienka pizda. Mógłby chociaż udawać prawdziwego faceta. Chciałem bez wdawania się z nim w jakąkolwiek rozmowę zastrzelić gnoja i zabrać z tąd jego ciało żeby oszczędzić traumy dzieciom Ann. Zwykle mam to w dupie ale Ann by mnie zajebała gdyby jej dzieci zobaczyły jak ich ojciec się wykrwawia i umiera na kanapie, na której razem siedzieli i bawili się. Nawet ja bym im tego nie zrobił. Może jestem paskudnym człowiekiem ale mam jakiekolwiek zasady a jedną z nich jest oddzielenie dzieci od mafii. Gdybym miał kiedyś własne dziecko nie dowiedziałoby się czym się zajmuję jego tatuś. A przynajmniej do momętu gdy samo by się domyśliło. Sam dowiedziałem się o mafii gdy miałem cztery latka i żałuje bo od tamtego momętu ani ojciec ani matka nie ukrywali przede mną swoich prawdziwych oblicz. Moja matka jeszcze jak dobra mama traktowała mnie szczerze jak ukochanego syna i tak pozostało do dziś ale ojciec nie oszczędzał się i traktował mnie jak dorosłego. Miał w dupie, że jestem jeszcze dzieckiem i już wtedy zaczął mnie przygotowywać doroboty w tym interesie. Choć tak naprawdę miałem inne marzenia. Jako smarkacz chciałem być policjantem. Mój ojciec od razu wybił mi to z głowy.
- Chcesz wiedzieć czego chcę? Popatrz się na czerń i tego pistoletu i przestań być idiotą. - Mówiąc te słowa, wycelowałem w niego.

- James. Nie wygłupiaj się. Załatwmy to jak facet z facetem. - Myślał, że mnie przekona kretyn.

- Facet? Nie można cię tak nazwać biorąc pod uwagę jak trektujesz Ann. Załatwimy to po mojemu. Czyli ja cię teraz zastrzelę a potem twoje zwłoki wrzucę do rzeki. Jest też druga opcja. - Zacząłem radośnie.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz