Rozdział 20

3.7K 108 11
                                    

Victoria

Mój ojciec nie wytrzymał. Wkurwił się niemiłosiernie. Wstał i przywalił dłońmi o stół.

- Za kogo ty się uwarzasz?! Wielki capo Gambino. He! Też mi coś. Dorobił się na kokainie i innym gównie. Niczego więcej nie potrafisz. Jesteś pieprzonym nieudacznikiem a ta twoja władza skończy się jak już moja córka zabije cię i...

- Nie zrobię tego. - Nie dałam mu dokończyć. Nie uniosłam głosu ale byłam stanowcza.

- W takim razie za zdradę sama zginiesz. - Wyciągnął pistolet z kabury i we mnie wycelował. Nie przestraszyłam się bo nie jest mi to obcy widok. Ochrona od razu wycelowała w ojca. Jego ochrona czekała przy autach więc tu był tylko on i Georgio.

- Szefie. - Georgio starał się opanować ojca.
Po chwili Salvatore uległ i opuścił broń.

- Siadaj Fontana. - Warknął James. Aż sama się przestraszyłam. Ojciec usiadł a ochrona opuściła broń. - Pistolet do kabury. Już. - Kontynuował. - Przejdźmy do prawdziwych interesów. A propo ślubu... - Gadali o tym a ja kompletnie się wyłączyłam z rozmowy. Nie obchodziły mnie ich interesy. Siedziałam wryta wzrokiem w narzeczonego, patrząc na jego opanowanie i spokój. Zjedliśmy kolację a oni cały czas wymieniali między sobą szorstkie spojrzenia i wcale mnie to nie dziwiło.

- Co mam mu zrobić księżniczko? Obraził cię więc za to zapłaci. - Szepnął mi na ucho. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ten człowiek zranił mnie i przegrał w kartach jak rzecz ale z niewiadomego mi powodu jakiś cichy głosik w mojej głowie nie chciał żeby James go zabił.

- Po prostu każ mu się wynosić. - To teraz jest też chyba mój dom a ja nie chcę go tu widzieć. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach ale przytaknął.

- Salvatore. Koniec kolacji. Wynoś się z tąd już. A całą kasę chcę do końca roku albo porozmawiasz sobie ze mną wisząc do góry nogami. - Ojciec na te słowa poprawił marynarkę, wstał i podszedł do mnie. Ujął moją dłoń i powiedział.

- Przepraszam. - Po czym wyszedł. Poraz pierwszy usłyszałam to słowo z jego ust. Aż zamarłam. Wtedy Georgio wstał i kiwnął głową zebranym tu na pożegnanie. James mu odkiwnął a ten wyszedł poprawiając krawat na swojej szyi. Dalej siedziałam jak wryta myśląc czy tylko gra mi na emocjach czy naprawdę jestem dla niego kartą przetargową i chce żebym wróciła z nim do włoszech.

- Teraz mam sprawę do ciebie Luigi. - Zwrócił się do nie znajomego. - Nie mam zamiaru przerywać planu przewozu broni do Japonji bez twojej obstawy ale jeśli chcesz mieć z tego jakikolwiek utarg to zabierz swoje córeczki z mojego miasta. Wkurwiają mnie niemiłosiernie. Jeśli jeszcze raz zacznął się do mnie przystawiać to obiecuję, że na chwile zapomne o zasadzie nie bicia kobiet.

- Pogadam sobie z nimi. Nie będą ci więcej wchodzić z paradę. A teraz wybaczcie ale muszę się zbierać. - Wstał od stołu, podszedł do Jamesa i podał mu rękę. Potem podszedł do mnie i ujął moją dłoń. Ucałował jej wieszch i wyszedł. Może i gangster ale z klasą. Przy stole siedzieli jeszcze Scarlet i Noah. Po chwili James spowrotem usiadł a Scarlet powiedziała, że idzie na górę i podkreśliła, że do sypialni a potem mrugnęła do Noah z zadziornym uśmieszkiem i powolnym krokiem udała się na górę. Noah spojrzał się na Jamesa a ten pokiwał mu głową na pozwolenie opuszczenia jadalni. Gdy chciał wyjść nie wytrzymałam.

- Noah. Jeśli Scarlet uroni przez ciebie chociaż jedną łzę to przysięgam, że ty nie będziesz już miał czym. - Lekko się obsrał i szybko poszedł na górę. Zostałam sama z moim narzeczonym. Dopił wino, które miał w kieliszku i poklepał się po udach na znak żebym usiadła mu na kolanach. Przez sekundę się opierałam ale nie czekałam długo. Usiadłam mu na kolanach tak jak chciał a on oplótł mnie w talii.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz