Rozdział 37

2.2K 69 9
                                    

Victoria

Dopiero po powrocie do pokoju miałam okazję przeanalizować wszystko co mi powiedział. Po godzinie leżenia i gapienia się w sufit spojrzałam na telefon i zobaczyłam mnóstwo nie odebranych od męża. Poniekąd mnie to uspokoiło bo już mam pewność, że James żyje. Muszę szybko odzdzwonić. Złapałam za telefon i od razu wybrałam numer. Odebrał już po dwóch sygnałach.

- Kochanie? Wszystko w porządku? - Zapytaliśmy się nawzajem.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Spytał już bardziej porywczo.

- Musiałam cię uratować. Gdybyś zginął... - Zacięłam się.

- Posłuchaj kochana. Dowiedziałem się czegoś cholernie ciekawego. - Zaczął z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie.

- Uwierz kochanie, że jak ci powiem czego ja się dowiedziałam padniesz na zawał. - Lekko się zaśmiałam ale był to śmiech przez łzy.

- Czy coś ci zrobił? Dotknął cię albo
uderzył? - Spytał troskliwie. Nie chciałam go okłamywać ale gdybym powiedziała mu, że mnie pocałował od razu zerwał by się i chciał tu przyjechać w takim stanie. Mógłby sobie coś zrobić choć znając go mało by go to obchodziło.

- Nie. Nic mi nie zrobił. - Nie chętnie skłamałam.

- Napewno? - Jego ciekawość nie zna granic. On musi wiedzieć wszystko.

- Napewno. Powiedz lepiej jak się czujesz. Gdy zobaczyłam cię na podłodze całego we krwi bałam się, że cię straciłam. - Z moich oczu popłynęły nie kontrolowane łzy. - Proszę powiedz, że już wszystko jest dobrze. - Dodałam wręcz błagalnie.

- Nie płacz słodka. To tylko małe draśnięcie. - Zaczął się śmiać sytucyjnie.

- Małe draśnięcie? Ricardo prawie cię zabił! - Podniosłam głos ale jego niepowaga mnie denerwuje.

- To nie był Ricardo. - Nagle zpoważniał. - To była twoja ciotka. - Teraz to już naprawdę mam mętlik w głowie. - Ale spokojnie. Zajmę się nią.

- Nie! Poczekaj. - Wzięłam głęboki wdech. - Pochodzę z rodu De rossa i mój własny dziadek spowodował śmierć moich rodziców i chciał zabić też mnie. Wszystko było zaplanowane od razu po moim urodzeniu i Ricardo tak naprawdę pomógł mi uniknąć śmierci i ona z resztą też. Tak w ogóle to Ricardo jest adpotowany dlatego chyba chcą mieć mnie przy sobie.

- Co kurwa? - Zdenerwował się i nawet tego nie ukrywał. - Dobra przyznaje, że nawet ja nie wiedziałem, że jest adpotowany ale wracając... Co kurwa?

- Nie denerwuj się kochanie. Wyjaśnię ci wszystko ale nie teraz. Teraz chcę nacieszyć się twoim głosem, którego nie słyszałam tyle godzin. - Uspokoił oddech i przez chwilę się nie odzywał się.

- Nie mogę do ciebie przyjechać choć bardzo bym chciał ale jeśli cokolwiek się stanie daj mi znać. Znajdę cię i zabiorę do domu. - Oznajmił po czym powiedziałam mu żeby odpoczął i odziwo posłuchał się mnie.

* tydzień później *

- Ricardo. Ja już nie daje rady. Po prostu powiedz kogo mam zajebać i skończ bawić się w te treningi. - Byłam wykończona. Pot się po mnie lał a ja czułam się coraz gorzej.

- To nie ja o tym zadecyduje. Jestem capo tego gówna ale nasz dziadek niestety przewodniczy inicjacjom póki umrze. Równie dobrze może kazać ci walczyć ze mną a wtedy oboje będziemy mieli przesrane bo oboje znamy swoje możliwości. Jeszcze jeden sparing. Rusz się kochana.

* Następnego dnia *

Leżałam w łóżku i patrzyłam się w sufit nie mogąc spać. Gdy nastał świt i przez czarne zasłony przebijały się promienie słoneczne drażniące moje oczy, ktoś zapukał do drzwi.
Przez chwilę zapomniałam gdzie jestem i myślałam, że to Alice ale do pokoju wszedł Ricardo z dwoma ochroniarzami jak codziennie. Miałam już tego dość. Nie mogłam jeść, spać i jeszcze musiałam cały czas patrzeć się na jego parszywy ryj. Od świtu do zmroku byłam pod nadzorem. To jest męczące. Nawet w domu nigdy nie było tak źle.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz