Rozdział 10

4.4K 126 8
                                    


Victoria

Jej wypowiedź nie wywarła na mnie wrażenia, poniekąd spodziewałam się, że jest to jedna z granic, którą wyznaczył James. W głowie pojawiało się co raz więcej pytań, ale nie chciałam drążyć tematu.

Skupiłam się na Alice, która wręczyła mi śliczną, letnią sukienkę. Była odcinana w talii i lekko rozkloszowana u dołu. Górę zdobiły marszczenia, a bufiaste rękawy dodawały delikatności. Tył ubrania był wiązany podobnie jak gorsety, a plecy pozostawały częściowo odsłonięte.

Gosposia widząc, że sukienka zdecydowanie mi się podoba, opuściła pokój z uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. Natychmiast sięgnęłam za kosmetyki, nie mogąc doczekać się, aż ją ubiorę. Po chwili gdy szłam już z bagażami w kierunku schodów, zaczepili mnie ochroniarze, którzy przejęli ode mnie walizki i samodzielnie zanieśli je do samochodu. Zeszłam na parter i usłyszałam głos Alice, która wołała mnie na śniadanie. Od razu udałam się do jadalni a wchodząc do pomieszczenia, zauważyłam, że James rozmawia z kimś przez telefon. Mężczyzna zauważając mnie, zbył swojego rozmówce, informując, że musi kończyć i się rozłączył. W tamtym momencie zrobiło mi się głupio, przez co również poczułam się trochę nieswojo. Uczucia są przeze mnie stopniowo badane i ciężko mi oswoić się z nową rzeczywistością.

- Ładna sukienka. - skomplementował.

Nie pierdol.

- Prawda? Biały to zdecydowanie mój kolor. Też powinieneś spróbować. - odpowiedziałam z uśmiechem.

- Nie wątpie, ale raczej zostanę przy ciemnych odcieniach. - zapewnił, unosząc kąciki ust do góry.

- Swoją drogą, nie sądzisz, że ugotujesz się w tym garniturze? Jest środek lata.

Szczerze naprawdę mnie to zastanawiało. Ja ledwo oddycham w tym upale, a on zawsze wygląda jak z okładki. Zaciągnęłam się zapachem w pomieszczeniu, orientując się, że mężczyzna pachnie inaczej niż zwykle. Użył wody kolońskiej?

- Zawsze mam na sobie strój formalny, nie zależnie od pory roku. Weszło mi to w nawyk. - kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i upiłam łyk wody.

- Trenujesz coś? - zapytał, podejmując się kolejnego tematu.

- Tak, staram się ćwiczyć regularnie. Zwykle jest to boks i biegi na długie dystanse. - oznajmiłam.

Biegi towarzyszyły mi od dziecka, natomiast do boksu przekonałam się dopiero jako nastolatka. Gdy byłam młodsza wielokrotnie powtarzano mi, że przemoc nie jest rozwiązaniem, ale kiedy Salvatore przyjął mnie i Scarlet pod swoje skrzydła, zrozumiałam, że jest to jedyne wyjście by przetrwać. Z czasem po prostu zaczęło sprawiać mi to przyjemność i satysfakcję.

- Boks? - spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie potrafiłam odgadnąć, czy w pozytywny czy negatywny sposób.

- Dokładnie. Masz coś przeciwko? - nie byłam pewna jak odbierać jego reakcję.

- Oczywiście, że nie. Po prostu to nie spotykane, ale skoro jesteś córką Fontany, powinno być to dla mnie klarowne. - sprostował. - Chętnie nawet bym się z tobą posparował, ale obawiam się, że dzisiaj może być ciężko z czasem. Może innego dnia? - zaproponował, a na moją twarz wpłynął uśmiech.

- Boisz się, że przegrasz? - zapytałam, marszcząc nos.

- Ja się niczego nie boję słodka. - zaprzeczył, kręcąc głową na boki.

Przewróciłam oczami na jego słowa i zwróciłam uwagę na to, że Alice wciąż nie podała nam jedzenia. Postanowiłam sprawdzić czy wszystko z nią w porządku.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz