Sara
Głupia bieżnia!
Kolejny raz spróbowałam wprowadzić swoje dane do systemu, a gdy znów nie wyszło, moja frustracja sięgnęła zenitu. Prychnęłam i ostentacyjnie rzuciłam gniewne spojrzenie pracownikowi siłowni. Podrywał ćwiczącą na steperze dziewczynę tak zacięcie, że obowiązki kompletnie nie były mu teraz w głowie. Wystarczyło, że blondyna uśmiechnęła się do niego, by złość ze mnie uleciała. Nigdy w życiu nie przeszkodziłabym w narodzeniu się potencjalnej miłości, dlatego jedyne co mogłam zrobić to westchnąć i zmienić sprzęt. Zamiast przejść w bok na drugą z ustawionych w szeregu bieżni, pomyślałam o rowerku. Było ich tu sporo, wszystkie za mną, a zatem odwracając się miałabym szansę rzucić okiem na Krystiana. Zamierzałam być dyskretna jednak kiedy wprowadziłam swój plan w życie, okazało się, że mężczyzna nie znajdował się już w towarzystwie kolegów. Właśnie zmniejszał dzielącą nas odległość, a to spowodowało, że wbiłam w niego wielkie, pytające spojrzenie. Czy on chciał podejść do mnie tak na legalu? Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że z wrażenia otworzyłam usta. Zamknęłam je szybko i już miałam odwrócić wzrok, a także ruszyć lub zrobić cokolwiek innego niż gapienie się w zmrożonej pozycji, ale Krystian ukazał przede mną szereg białych zębów.
O jeeezuuu... Ale mi się zrobiło błogo. Przecież on był zniewalający. I nieważne, że nabijał się z moich min. Widok, który miałam już prawie na wyciągnięcie ręki był wart wszystkiego. Odnosiłam wrażenie, że się rozpuszczam. Psuta głowa, nie utrzymana przez zwiotczałą szyję, poleciała mi do tyłu, dzięki czemu powróciłam do zmysłów. Zamrugałam pospiesznie, a następnie na moment wbiłam wzrok w buty, musiałam przerwać nasz kontakt, żeby połączyć się ze swoim mózgiem. Dałam ciała, wiedziałam. Jeśli ktokolwiek na mnie patrzył, mógł bez wątpienia wysnuć właściwe wnioski. Powinnam się pilnować. Zależało mi, żeby pokazać Krystianowi, że potrafię być dyskretna, że nigdy nie narobię mu problemów. Wyszło inaczej i to już teraz, na samym początku. Miałam ochotę uderzyć się w czoło i zanim się zorientowałam, moja pięść rzeczywiście uderzyła kilkukrotnie w czoło.
– Pani Saro – usłyszałam autentyczną naganę w głosie Krystiana, a gdy uniosłam na niego przepraszający wzrok, dostrzegłam zmarszczone brwi. W ogóle nie dziwiło mnie, że był zły. Powinien. Sama byłam na siebie zła. Zrobiłam całą masę dziwacznych rzeczy. Krystian na pewno znów pomyślał, żeby się wycofać, zanim narobię mu większych kłopotów. Teraz kiwnął głową, wskazując rower. Zajął jeden z nich, stając w rozkroku przed kierownicą, na której oparł swoje umięśnione przedramiona. Z trudem oderwałam od nich spojrzenie. Z całej siły skupiłam się na utrzymaniu neutralnego wyrazu twarzy, gdy podchodziłam. Przyjście tutaj razem raczej nie było najlepszym pomysłem. Moje ciało reagowało na niego automatycznie, rozłączając się przy tym z mózgiem.
Z udawanym luzem i ciężko bijącym sercem zajęłam sąsiedni rowerek, a raczej prawie zajęłam. Siodełko było ustawione zbyt wysoko jak dla mnie. Na razie tylko oparłam o nie plecy i udałam, że oddaję uwagę ustawieniom.
– Wykaż wobec tej ślicznej buźki jeszcze raz przejawy agresji, a nie ręczę za siebie – szept Krystiana podszyty był groźbą.
– Co? – odparłam równie cicho. Jednocześnie zaczęłam stukać palcem po ekranie urządzenia. Starałam się sprawiać wrażenie, jakobym stała obok zupełnie obcej osoby, z którą wcale nie wymieniam teraz zdań.
– Podniosłaś rękę na niczemu winne czoło – wyjaśnił. – Nie waż się więcej tego zrobić – żartobliwy ton mnie zdezorientował.
– Nie jesteś na mnie zły? – musiałam wiedzieć. Rozumiałam swój błąd, to nie przelewki. Gdyby nasz romans wyszedł na jaw, byłaby wielka, skandaliczna afera i nie obyłoby się bez konsekwencji. Miałam nadzieję, że ten jeden raz mojego zapomnienia nie zaprzepaści naszej przygody.
CZYTASZ
Pani Sarooo...
RomanceKrystian jest nauczycielem akademickim, pełniącym jednocześnie służbę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mężczyzna ma poukładane życie według określonych przez siebie zasad. Nigdy ich nie łamał. Przynajmniej do czasu aż na jego drodze nie stanęł...