Krystian
Kurwa, jaki pasztet...
Potrzebny mi jak dziura w moście...
I na chuj się wszyscy gapicie?
Przemierzyłem lobby niczym tsunami – ludzie cofali się o krok, gdy ich mijałem, jakby w obawie, że zabiorę ich z sobą.
Spokojnie, nie niosę zniszczeń.
...Jeśli nie chcę.
Teraz (już) nie chciałem, dlatego właśnie dbałem o znalezienie się w bezpiecznej odległości od towarzystwa, które zdecydowanie mi nie służyło...
Usiadłem na wolnej sofie. Musiałem poczekać na rozwój wydarzeń, bo z tymi dwoma szeryfami od siedmiu boleści nie udało się rozwiązać zagadki. Najpierw kazali personelowi hotelowemu pozostać na dole, a potem, gdy znaleźliśmy się na górze, bali się wejść do pokoju Grześka. Przemierzyłem więc szlak...
Podczas gdy ja uśmiechnąłem się na widok zakrwawionej pościeli, szeryf numer jeden zrobił coś całkiem przeciwnego. Puścił pawia. Szeryf numer dwa palił w tym czasie już cholewy na korytarzu...
Chciało mi się śmiać na samo wspomnienie mojego laga mózgu. Stałem tam i mrugałem jak Sara, gdy próbowała usilnie rozgryźć jakąś zagwozdkę. Udało mi się wyciągnąć tylko połowiczne wnioski. Reakcja Turków nie była raczej wynikiem żalu, że nie zobaczyli trupa, ale też nie ucieszyli się z tego powodu tak jak ja. No więc o chuj im chodziło? Do tego nie doszedłem...
Miałem nadzieję, że ten, który robił na korytarzu taki szum, jakby chodziło o zagrożenie bombowe, wzywał posiłki do posprzątania dywanu po swoim koledze. Obawiałem się jednak, że prosił przełożonych o wsparcie samych antyterrorystów. Już wtedy wiedziałem, że przyjdzie mi się wstydzić za spektakularny cyrk. No, ale nie przejąłem się. Spierdolone akcje, niepowodzenia i potknięcia to nieodzowne elementy służby, równie pewne co śmierć, tyle że częściej występujące, bo... uwaga, zawsze. Tak, zawsze. Nie istniała idealnie wykonana robota, co nie oznacza, że nie było takich zbliżonych do doskonałości. Na szczęście widziałem ich całkiem sporo. Ostatecznie jednak nie miało to jakiegoś większego znaczenia.
Wszystko dało się przekuć na sukces, tak by statystyki się zgadzały. Wystarczyło umiejętne sporządzenie raportu. Tu z pomocą przychodziły efektowne słowa. To trochę tak jak z tymi nowoczesnymi papierosami. Cuchną jak skisłe skarpety uwalone gównem, a producent potrafi nazwać smak tytoniu, uwaga, „wschodzące słońce"...
W moim zawodzie umiejętności pisarskie były ważniejsze niż szybkie ładowanie broni. Trudno w to uwierzyć, ale to jedna z nielicznych prawd w całym tym fałszu i obłudzie. Weźmy na przykład zestawmy ilość ocalonych istnień do tych, które pozbawiłem życia ja, czy policja i żandarmeria wojskowa w ogóle. Obawiam się, że społeczeństwo woli nieświadomość. W końcu człowiek został tak stworzony, żeby myśleć, iż tragedia nie dotyczy jego konkretnie. Nie cechowała mnie ponadprzeciętność w tej kwestii. Można nawet powiedzieć, że byłem gorszy od innych, bo wystawiałem się na duże ryzyko, a zawsze liczyłem, że spadnę na cztery łapy. Dokładnie na to samo liczyłem później, kiedy kątem oka ujrzałem zbliżającego się Lewskiego. Byłem już w towarzystwie czterech lokalnych policjantów. Trzech mężczyzn, jedna kobieta.
Poprawiłem swój niewidoczny pancerz ani na moment nie odrywając spojrzenia od płci pięknej. Zdecydowanie wiele brakowało jej do urody Sary, której wzrok czułem na sobie nieustannie, nawet wtedy, gdy wcale na mnie nie patrzyła. Stała przy wejściu z matką, Amandą, Witkiem i kilkoma innymi Polakami. Mój wzrok rwał się do niej mimowolnie, ale stanąłem sprytnie, tak by mieć ją centralnie za podinspektor Defne. Została tu ściągnięta ze względu na znajomość języka mandaryńskiego, w którym porozumiewaliśmy się, a przynajmniej do czasu...
CZYTASZ
Pani Sarooo...
RomanceKrystian jest nauczycielem akademickim, pełniącym jednocześnie służbę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mężczyzna ma poukładane życie według określonych przez siebie zasad. Nigdy ich nie łamał. Przynajmniej do czasu aż na jego drodze nie stanęł...