Rozdział 30

1.4K 122 39
                                    

Krystian

Hę?

Co do... Co ma piernik do wiatraka?

Jaki ginekolog? I po co informujesz o tym moich sąsiadów?

Czego nie zrozumiałaś?

Ja o zabezpieczeniu twojej delikatnej główki poprzez określenie zasad i granic, a ty o rozkładaniu nóg przed jakimś obcym typem?

Przecież wyraźnie zaproponowałem, żebyśmy ciągnęli ich rozkładanie przede mną!

Nie? Niewyraźnie?

W sumie tabletki antykoncepcyjne to nie znowu taki głupi pomysł... jeśli można dostać receptę bez pokazywania waginy.

O nieee....

Wyobraziłem sobie wizytę...

Okropność. Teraz będzie mi się śniło to po nocach.

Dlaczego mi to zrobiłaś, pani Saro?

I dlaczego zdecydowanie zbyt głośno ogłosiłaś to na klatce schodowej?

Może jeszcze tacie opowiedz o swoich planach?

Na które się nie zgadzam, swoją drogą.

Chryste, co za dziewczyna...

– Ciszej, pani Saro – wycedziłem, wciągając ją do przedpokoju.

– Ojej – zasłoniła usta dłonią – Przepraszam... – wlepiła we mnie przejęte spojrzenie.

Nieważne...

Nie szkodzi.

Nic nie szkodzi.

Aniołku...

– Chciałbym określić jasne zasady – przywołałem skrupulatnie przemyślaną wcześniej kwestię.

– Dobrze – pokiwała nadmiernie głową. Wyglądało na to, że jest gotowa na wszystko. Podobał jej się pomysł kontynuowania naszej nietypowej relacji równie mocno, co mnie.

– Możesz wejść dalej, jeśli... Tylko jeśli... – poprawiłem szybko. – Obiecasz mi, że się nie zakochasz. To znaczy... – urwałem zszokowany tym, co zobaczyłem...

Co, do chuja?

Ja się tu pocę, a gówniara zlała mnie, wymijając. Mruknęła ciche „obiecuję" i tyle. W locie zrzuciła klapki, zostawiając jednego koło mnie, a drugiego (do góry nogami) dwa metry dalej i poszła Bóg wie, gdzie. Ruszyłam za nią w ślad dopiero, kiedy okiełznałem swoją mimikę. Stała już w kuchni.

Czy to jeszcze moja kuchnia?

– Ta... Czuj się jak u siebie – bąknąłem.

– Fantastycznie, dziękuję – schyliła się i otworzyła szafkę.

– Bardzo zabawne... – cmoknąłem. – Wracając do tematu zasad...

– Och, masz ich więcej?

– Eee... No.

– Ojej! – zerknęła na mnie, zaciskając w rozbawieniu usta. – Widzę, że miałeś bardzo produktywny pierwszy dzień w pracy – śmiała mi się w twarz. – Przepraszam, ja się nie przygotowałam. A powiedz... cały sztab agentów ABW opracowywał te zasady czy...

– Bardzo, bardzo, bardzo śmieszne... Że dbam o to, żebyś potem nie beczała – zauważyłem, próbując na powrót naprowadzić rozmowę do ważnej sprawy. Problem w tym, że nie mogłem przypomnieć sobie założeń, które układałem pół dnia (tak, w pracy, tak, miałem w dupie obowiązki).

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz