Rozdział 37

2.2K 131 44
                                    

Sara

Pierwszy dzień nowego semestru okazał się krótki. Profesorowie puszczali studentów wolno zaraz po przedstawieniu programu danego przedmiotu, a ostatnie zajęcia zostały zupełnie odwołane. W efekcie skończyłam „naukę" prawie trzy godziny szybciej. Znajomi uznali, że nie można przeciwstawiać się wyrokom niebios, które ewidentnie dały znaki, że czas na integrację. Cóż... Ja postanowiłam zintegrować ład z gotowaniem. I tak prawie gotowe klopsy pyrkały sobie z wolna w garze, a podłoga była tak czysta, że można by z niej jeść.

Segregowałam pranie, kiedy Krystian wszedł do domu. Dorobił mi klucze – pomyślałam. Nic więc dziwnego, że szeroki uśmiech ozdobił mi twarz. Zignorowałam przeczucie, którym intuicja próbowała mi podpowiedzieć, że coś jest nie tak... To były ułamki sekund. „Leć do łazienki" – kobiecy głos zmieszał się z tupotem stóp i już miałam przed sobą jakiegoś dzieciaka.

Zatkało mnie.

Kompletnie mnie zatkało.

Chłopak, którego z całą pewnością nigdy nie widziałam nie mógł być sąsiadem. Nie pomylił, więc mieszkań. Zresztą miał klucz. Czy to włamywacz?

– A...a...a... – nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

– E...e...e... – zmrożony w nietypowej pozie młodzieniec raczej mnie nie przedrzeźniał. Zdawał się być przerażony na śmierć i choć doskonale go rozumiałam, bo dzieliłam z nim tę emocję, to jakimś cudem udało mi się wstać. Chciałam wyjść, uciec, ale chłopak też. Zderzyliśmy się, okręciliśmy, on się poślizgnął, a ja wypadłam z łazienki tak szybko, jak szybko do niej wróciłam. Byłam już pewna, że w korytarzu stoi kobieta. Zapomniałam o niej na moment, w którym ponownie zderzyłam się z dzieciakiem. On chciał wyjść, ja wejść lub na odwrót, sama już nie wiedziałam...

Nie kontaktowałam. Z jednej strony rejestrowałam rzeczywistość i to w zwolnionym tempie, a z drugiej moje ruchy były chaotyczne, a to, co się działo, wydarzało się tak szybko, że nie dało się zaradzić popełnionym błędom. W amoku wychyliłam się zza futryny. Jak tylko moje oczy potwierdziły, że w przedpokoju naprawdę stoi kobieta, wyprostowałam się jak struna. Serce dudniło mi w piersi, puls ogłuszająco dudnił w uszach, a usta wyschły mi na wiór tak samo jak gardło.

– A... a... a... mmm... – dysząc jak lokomotywa, usiłowałam zainicjować wymianę informacji, ale byłam zbyt oszołomiona.

Znów wyjrzałam z ukrycia. Tym razem tylko jednym okiem, które od razu spotkało się z gniewnym spojrzeniem brunetki.

Jej twarz..

O mój boże.

To siostra Krystiana!

Zrobiło mi się słabo.

Cofałam się powoli na miękkich nogach, aż poczułam na pośladkach opór. Miałam za sobą szafkę i zlew. Dopiero, kiedy odwróciłam się przodem do lustra, zobaczyłam w jego odbiciu, że zipię. Nie uspokoiłam jednak oddechu. Łapiąc łapczywie powietrze, zerwałam się do kosza z brudami.

Jakie szczęście, że kupiłam strój pokojówki!

Odnalazłam biały fartuszek i przepasałam przez siebie. Jednocześnie w locie układałam błyskawiczny plan działania. Wszystko i tak ulotniło się z mojego umysłu, kiedy stanęłam naprzeciw kobiety o tych samych oczach, jakie miał mój Krystian.

Zziajana, wyciągnęłam rękę, ale widząc jak drży, opuściłam ją wzdłuż ciała.

Rany, Krystian, gdzie jesteś?

– Dobry den – wydyszałam, zaciągając wschodnim akcentem.

– Dobry den? – powtórzyła, gapiąc się na mnie jak na ufo.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz