Rozdział 9 i kawałek 10.

1.7K 164 28
                                    

Krystian


Nie dało się opisać tego, jak bardzo byłem wściekły.

Siedziałem na skraju łóżka Sary i z zaciśniętymi szczękami słuchałem pogaduszek nastolatków.

Gdzie ja, do cholery, miałem łeb, że pozwoliłem, by małolata uśpiła moją rozwagę?

Czułem się jak ostatni kretyn. Naiwny do bólu, kretyn. Przez myśl mi nie przeszło, że Sara mogłaby się komuś zwierzać, a już na pewno nie Witkowi, który był wspólnym znajomym. Przecież wiedziała, że go znam.

To, że szukałem winy w niej podnosiło mi ciśnienie jeszcze bardziej. Potwierdzało to bowiem, że próbowałem się oczyścić z własnej głupoty. Wyłącznie ja odpowiadałem za to wszystko. Powinienem był wiedzieć, że młode dziewczyny klepią jęzorem na prawo i lewo. Kwestią czasu jest to, kiedy zdradzi moją tożsamość. A skoro z Witkiem nie łączyły ją zażyłe stosunki (jak twierdziła) to pewnie najlepszej przyjaciółce wyśpiewała już wszystko...

Wydymała mnie małolata.

Co za wstyd...

To ubodło moją policyjną dumę.

– Au! – pisk Sary na moment przyćmił moją złość.

Zajebię skurwysyna!

Zerwałem się na nogi, ale nie zdążyłem zrobić nawet kroku, kiedy usłyszałem przeprosiny Witka przeplatające się z krzykiem Sary:

– Nic mi nie jest! Nic się nie stało! To był wypadek!

Brzmiała, jakby kierowała te słowa do mnie. Chciała zatrzymać mnie tu, gdzie byłem. Dopóki stałem za ścianą, dopóty wszystko jeszcze mogło skończyć się bez ofiar.

– Sorry. Sorry, nie chciałem. Naprawdę przepraszam – Witek nie przestawał żałować tego co zrobił.

Cokolwiek to było, nie wybaczam.

– Wiem. Nie szkodzi. Nic się nie stało. Jestem tylko bardziej tkliwa przez odwodnienie – wyjaśnienie Sary, którego odbiorcą, jak się domyślałem, miałem być przede wszystkim ja, w żadnym wypadku mnie nie satysfakcjonowało. – Idź już Witek – zażądała.

– Chętnie bym to zrobił, wierz mi, że mam lepsze rzeczy do roboty, ale jak coś ci się stanie to...

– Nic mi się nie stanie.

– Zemdlałaś, Sara. I jeśli mam być szczery to wyglądasz fatalnie...

Fatalnie to wygląda twoje odbicie w lustrze, patałachu.

–... dlatego nigdzie się nie ruszę, dopóki nie będę mieć pewności, że... – dźwięk przychodzącego połączenia przerwał wypowiedź Witka. Całe szczęście. Potrzebowałem przerwy. Musiałem się opanować, żeby nie zrobić nic głupiego. I nie miałem na myśli schowania się pod łóżkiem. Kusiło mnie wyjście z ukrycia, obicie Witka, a następnie wystawienie go za drzwi tak, by nie musiał się nawet ruszać (skoro tak się przy tym upierał).

– Nie przychodź na razie. Sara musi odpocząć. Jestem przy niej. Dam znać, jeśli będziemy czegoś potrzebować...

Gasłem z każdym słowem toczącej się konwersacji, z której słyszałem wyłącznie to, co Witek miał do powiedzenia. Rozmawiał z ojcem. Łatwo było się domyślić, że informacja o omdleniu Sary rozniosła się po resorcie.

Cholerna plotkara Renata.

W dodatku krewna Sary.

Lepiej, żeby to nie było rodzinne.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz