Rozdział 19

1.3K 117 18
                                    

Krystian

Dochodziła dwudziesta pierwsza. Za wcześnie by iść spać, za późno, żeby piękna Polka w samotności błąkała się wśród Turków, a ja właśnie odbiłem się od drzwi Sary. Nie uśmiechało mi się szukanie jej, głównie w obawie przed kuszeniem losu do zdobycia dodatkowych problemów. Postanowiłem napisać do niej smsa, choć obiecałem sobie wcześniej nie zostawiać tego typu śladów. Oficjalnie właścicielem mojego numeru był randomowy Ukrainiec, ale historia wszelkich konwersacji tyczy się co najmniej dwóch osób. Nie byłem przewrażliwiony, nie sądziłem, że ktokolwiek miałby prześwietlać Sarę, po prostu chciałem zamknąć ten rozdział i ze spokojną głową wrócić do służby.

Ja: Gdzie jesteś?

Laska z kolizji: U siebie.

O.

Boi się.

Nie odpisywałem już. Zapukałem, wygrywając palcami na drzwiach jakąś nieokreśloną melodyjkę. Po chwili usłyszałem po drugiej stronie tupot stóp. Nie spodziewałem się po dziewczynie takiego sprintu, otworzyła nim zdążyłem schować telefon do kieszeni.

Jaka ona piękna...

Niesamowite, że widok może uderzyć w człowieka niczym obuch...

– Krystian – wydyszała. Jej głos podszyty był ulgą, ale twarz wyrażała niepewność. Zaciśnięte usta drgały, wyrywając się do uśmiechu, tylko że ten się nie pojawiał. Nie mogłem się dziwić, zasłużyłem sobie. Jednak stała tu i nie kazała mi się wynosić. Wyciągnąłem rękę, która zawisła w przestrzeni między nami. Poniekąd na zgodę, co by formalności stało się za dość, a poniekąd dlatego że chciałem jej dotknąć. Sara w pierwszej chwili zmarszczyła brwi, ale zaraz rozpromieniła się i położyła swoją małą dłoń na mojej znacznie większej. Od razu i mimowolnie ją pogładziłem, samym kciukiem.

– Przepraszam za... wcześniej – powiedziałem cicho. W odpowiedzi Sara pociągnęła mnie do środka, a ja kopnąłem drzwi, zatrzaskując je za nami. Znaleźliśmy się tak blisko siebie, że aż mnie świerzbiło, by zlikwidować pozostały dystans. Żadne z nas nie zrobiło jednak tego. Sara ponownie naparła na moją dłoń. Poprowadziła mnie głębiej, w ciszy, która sprawiła, że ten krótki odcinek przybrał miarę intensywnego doznania.

Kiedy stanęliśmy przy łóżku, starałem się ukryć przyspieszone bicie serca i spowolnić oddech, a nade wszystko trzymać się tego, że nigdy już nie pocałuję tej kobiety, nie mówiąc o tym, co rzeczywiście pragnąłem teraz zrobić... – Co... – przerwałem ciszę, ale zamilkłem, zaskoczony tym jak mój głos rażąco sforsował stan, w którym jeszcze chwilę temu byliśmy oboje zawieszeni. Chrząknąłem, by złagodzić nieco chrypę. – Jak minął twój dzień? – przedobrzyłem, bo wyszedł mi z tego szept.

– Zaczął się bajecznie – zaskoczyła mnie. Przypomniała mi bowiem, że jeszcze rano przyciskałem ją do materaca. Zdawało mi się, że to miało miejsce wieki temu... – A potem nie było tak źle – uśmiechnęła się. Cechowała ją pełna swoboda, w porównaniu do mnie...

– Co się... stało Witkowi? – zapytałem, zmieniając w trakcie ton, nad którym nie mogłem zapanować.

– Och... Nie słyszałeś? Przykra sprawa. Naprawdę straszna. W głowie się nie mieści...

– Tak? – zachęciłem, by przeszła do konkretów.

– Okazało się, że tata Witka i mama Amandy wzięli po cichu ślub cywilny – palnęła. – Amanda i Witek są więc tak jakby rodzeństwem. Kiedy pan Wójcik oświadczył synowi, że kazirodztwo podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat... – Sara zabawnie gestykulowała, pokazując liczby na palcach. – ... ten rzucił się na ojca – zakryła twarz dłońmi. – A tamten... – wyrzuciła ręce w powietrze. – ...nie pozostał dłużny. Rozumiesz? Rozkazał mu natychmiastowe zakończenie swojego związku i przypieczętował to pięścią – zrelacjonowała, wyraźnie nie dowierzając własnym słowom, a następnie zmrużyła oczy oczekując chyba na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, ale ja przyjąłem informacje do wiadomości bez potwierdzenia. – To jeszcze nie koniec – skrzywiła się, jakby żałowała, że jest ciąg dalszy. – Na to wszystko Amanda krzyknęła, że jest w ciąży. Jak mi to opowiadali to od razu zaznaczyli, że to było kłamstwo, ale tamci dalej myślą, że jest w ciąży. Podobno paru osobom zrobiło się naprawdę słabo, ale nic więcej nie wiem, bo Amanda i Witek zignorowali towarzystwo i sobie poszli. Jezu, dobrze, że przy tym nie byłam, bo sama bym zemdlała. Masakra, co?

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz