Rozdział 4

435 23 54
                                    

Per. Polska

Siedziałem w domu i wpatrywałem się w pustą komórkę.
Ukraina miał do mnie zadzwonić już parę godzin temu... Może już nie chce się ze mną zadawać po tym jak odrzuciłem wspólne spotkanie?

Usiadłem zrezygnowaniem na moją starą niebieską kanapę, kiedy usłyszałem również mój, dzwoniący telefon.

—Pff... aktualnie jestem niedostępny— prychnąłem sam do siebie

Myślę, że siedzenie samemu w domu mi nie sprzyja bo, chwilę później wybuchnąłem głupim śmiechem i podbiegłem do telefonu, który leżał na stoliku kawowym i spojrzałem się na wyświetlacz.

Odczytałem kilka liczb dzwoniącego numeru i się rozłączyłem

—Numer nie może się zaczynać parzyście,
no hello!— powiedziałem swoje myśli na głos.

Jednak po po kilku chwilach mój telefon znów zadzwonił.

Załamie się. Załamie się, że narobię sobie nadziei, że Ukraina w końcu do mnie zadzwonił, a tak naprawdę dzwonią do mnie z fotowoltaiki...

—Halo? Ukraina?— odebrałem telefon

—Niezupełnie...— usłyszałem na łączu głos Niemca

—Czego chcesz?— odpowiedziałem szorstko

Po pierwsze, skąd ma mój numer? Po drugie nie ma prawa do mnie dzwonić, a po trzecie po co do mnie dzwoni.

—Um... czy mógłbym przenocować u ciebie kilka nocy?— po między jego słowami dało radę słychać tłuczące się szkło— Proszę... mam w domu ciężką sytuację i nie daje już rady psychicznie..— zwierzał mi się, łamiącym głosem

—Biją cię? — spytałem pół żartem

—Nie. —usłyszałem krótką odpowiedź

—No to co narzekasz?— odpowiedziałem szorstko, a jednocześnie ze zmęczeniem, że wciąż muszę prowadzić tą rozmowę

—Na nic. Przepraszam, że dzwoniłem— rozłączył się, a ja się uśmiechnąłem.

Tak szczerze, po co mi Niemiec w domu? Mam przecież żelki.

Ruszyłem w stronę kuchni i wyjąłem z półki złote opakowanie żelek firmy Haribo.

Te małe kolorowe słodyczy w kształcie miśków potrafią u mnie wywołać motylki w brzuchu, a nie jakiś siedemnastoletni chłopak z błyszczącymi niebieskimi oczami, który praktycznie ubiera się tylko w białą koszulę, która je podkreśla.
To nie mój wróg, którego znam od dziecka i potrafi mnie zaniemówić swoimi głupimi radami, zasadami, a nawet dosyć słodkim uśmiechem.

Odepchnąłem te myśli na bok i zacząłem zajadać się nazistami w żelatynie.

Mój ulubiony smak to ten czerwony, truskawkowy, dlatego zostawiłem je na sam koniec wraz z białymi, które są na drugim miejscu.

Moje słodkie zajadanie się zostało przerwane przez kolejne połączenie, tym razem z Whatsappa.

Dzwonił do mnie Ameryka.

Połknąłem pośpiesznie zalegające mi żelki w buzi i odebrałem telefon.

—Halo?— spytałem nerwowo

—No halo, jak ci idzie? Rosja jest u mnie i jesteśmy ciekawi. Niemcy dzwonił do ciebie ze sprawą nocowania? Wziąłem tylko Rosję bo, to ty miałeś wziąść do siebie Niemca, no wiesz...— domyśliłem się, że chłopak mrugnął porozumiewawczo do telefonu— Rosja... zostaw mnie, rozmawiam—usłyszałem chichot Ameryki

Dla zakładu- GerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz