Rozdział 25

241 17 9
                                    

Per. Niemcy

Czułem jak czas się dłuży, a krew napływa mi do ciała coraz bardziej. Chciałem się ruszyć, chciałem jeszcze uciec, ale nie potrafiłem. Stałem
w bezruchu i wpatrywałem się w auto, które najprawdopodobniej nas zabije.
Zabije nas.

Per. Polska

Auto się zatrzymało, a ja jeszcze w szoku patrzyłem na Niemca, który wpatrywał się martwo w rejestrację.
Mój wzrok został przeniesiony na kierowcę auta, była to Węgierska Republika Rad, siostra Węgra.

Otworzyła okno i z niego wyjrzała

—Co wy robicie na środku ulicy, chłopaki?— spytała z lekką nutą irytacji w głosie— Gdzie jest Węgry? Chcecie może podwózkę?

Skinęliśmy głowami i poszliśmy po Węgra. On usiadł z przodu, na miejscu pasażera, a ja i Niemcy z tyłu.

—A więc dokąd?— ponownie spytała, a my tylko spuściliśmy głowy, jakby naprawdę nas skarcono, a przecież tak nie było.

Rzecz w tym, że ja nie pamiętałem drogi, spojrzałem z nadzieją na twarz Niemca.
Starszy podał swój adres domu i ruszyliśmy wyznaczoną trasą.

Co chwilę zerkałem na niego niespokojny, byłem pod wpływem alkoholu i nie potrafiłem panować nad sobą, ale taki już byłem.
Każdy kto jest pijany, zdecydowanie nie zachowuje się tak samo. Jedni wolą na luzie oddać to co zjedli, w bardzo niesmacznej formie, inni jeszcze wolą paplać jakieś głupoty. Natomiast jeszcze inni wolą je robić. I do tych ostatnich, akurat należę.

Poprawiając pas, zacząłem wyglądać przez okno, starając się nad sobą panować. Byłem otumaniony, ale zdaje mi się, że trochę mi przeszło. No, troszkę, tak malutko.

Zobaczyłem, jak Niemcy nie ma zapiętych pasów i kładzie się na fotelach, blisko moich kolan.
Patrzyłem na niego, cały czas patrzyłem i dostrzegłem, że ma zamknięte oczy.
Pewnie śpi.

Dotknąłem ręką delikatnie jego głowy

—Co robisz polonisto?— ozwał się patrząc na mnie

—Twoją matkę— odpowiedziałem 

—No to powodzenia—powiedział po czym z powrotem się położył.

Na tym etapie powiem, że był to uroczy widok.

Wciąż czułem alkohol w swoich żyłach, jednak to odczucie powoli się zmniejszało. Czułem mdłości, więc postanowiłem lekko otworzyć okno.

Ciepły wiatr wiał mi prosto w twarz, byłem odrobinę wychylony do momentu, aż tą czynność przerwała mi czyjaś ręka na udzie.
Oczywiście, była to ręka starszego nazisty, który spał.

Zepchnąłem go lekko ze swoich kolan, ale on ponownie ułożył się w pozycji w której wcześniej był.

Było tak, aż do czasu, kiedy Węgierska Republika Rad ostro zahamowała na drodze.

—Co jest?!— krzyknęła i trąbneła na czarny worek leżący na drodze.

W kształcie, przypominał człowieka, który właśnie był owinięty w ten worek.

—Mam nadzieję, że to jakiś nieśmieszny żart—mruknęła pod nosem dziewczyną i wyszła z auta nie wyłączając przy tym silnika.

Zamknęła za sobą drzwi i wyszła na drogę.

Ja rozluźniłem uścisk na Niemcu, ponieważ musiałem go przytrzymać, żeby ten nie spadł.
Nie zrozumcie mnie źle, chciałem, żeby ucierpiał, ale później by się go ciężko stamtąd wyciągało.

Nim się obejrzałem znowu ruszyliśmy, z piskiem opon. Jechaliśmy okropnym slalomem.
Muzyka w radiu została pogłośniona do tego stopnia, że rozbolała mnie głowa, a szyby w aucie zaczęły pękać. Wycieraczki były w ruchu, spojrzałem na kierowcę i moim oczom ukazał się nagi Węgry

—Kurwa, hamuj!— krzyczę

—Jadę po Austrię, potrzebuje mnie!— drze bełkoczącym głosem i wjeżdża chyba na chodnik

Niemcy się budzi i wstaje z moich kolan

—Dojechaliśmy?—pyta po czym ziewa

Węgry wjechał w słup.

—Romantyk się znalazł!— krzyczę po czym odpinam pasy— Mogłeś nas zabić!

Szybko otwieram drzwi i wychodzę z auta, żeby powstrzymać Węgra przed dalszą jazda, jednak nie udało mi się.

Ten wycofał auto i znów pojechał.

Natychmiast rzuciłem się w pościg mimo bólu nóg. Nawet zastanawiałem się nad szybkim wezwaniem policji, ale każdemu by się za to oberwało.

Jak kiedyś będę to wnukom opowiadać to będą się ze mnie śmiać.
Ale ta akcja nie jest taka łatwa. Czy ktokolwiek biegał za swoimi pijanymi kolegami również będąc po części pijany? W sumie, teraz jak o tym myślę, to mogło być to prawdopodobne.

Auto dało się dosyć szybko zatrzymać, bo Węgry i tak nie umiał jeździć i nie zwolnił wstecznego.

—Wysiadaj— warknąłem gardłowo po czym dyszałem ze zmęczenia. Miałem nogi jak z waty.

Osunąłem się o auto i próbowałem uspokoić oddech. Czekałem teraz z Niemcem i Węgrem na Węgierską Republikę Rad, o ile miała zamiar za nami iść.

Czułem zimny chłód przeszywający moje ciało. Wsiadłem do auta na miejsce kierowcy i wyłączyłem silnik, zamykając przy tym okna i ściszając radio.

Było mi niedobrze, myślałem, że zaraz zwrócę wszystko co możliwe.

Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę.
Była pierwsza w nocy, nie było tak źle.

W aucie było zimno, nawet gdybym odpalił go to i tak nie udałoby mi się naprawić klimy, ponieważ Węgry strasznie roztrzaskał to auto po zderzeniu ze słupem.

Spojrzałem się na chłopaka, który udzielał cennych rad życiowych Niemcu.

—Pamiętaj, że ludzie uzależnieni... Oni są na swój sposób uzależnieni...— bełkotał, a Niemcy słuchał z zapartym tchem tak jakby to naprawdę była bardzo ważna historia— Jak ja byłem w twoim wieku...

I zaczęło się.
Węgry nadawał jak stary dziadek, który chciał przyswoić parę opowieści swoim wnukom.
Nie chciałem wspominać, że Węgry jest młodszy od Niemca, bo po co? Niech mają zajęcie.

Patrzyłem teraz przez szybę, na gwiazdy na niebie i starałem się nie zasnąć...

*time skip*

Rano, wciąż będąc w samochodzie obudziłem się z ciężkim bólem głowy. Przed autem stała wściekła siostra Węgra.

—Węgry, co ty zrobiłeś z moim autem?!— wrzeszczała na niego, kiedy ten spał.

Postanowiłem wysiąść z pojazdu, wziąłem ze sobą Niemca i podziękowałem starszej za podwózkę.

Nie wiedziałem, która godzina, bo dotarło do mnie, że ktoś w nocy, kiedy ja spałem, używał mojego telefonu, aż do wyczerpania baterii.

—Ale mówiłem ci, że to nie ja— bronił się Niemcy

—Stary, nawet nie próbuj mnie okłamywać, nie uda ci się to, widzę to po twoich oczach— powiedziałem

—Po moich oczach? W takim razie, co jeszcze widzisz w tych moich oczach?— odparł i lekko się do mnie nachylił

—Siebie, bardzo przystojnego chłopaka, czyli mnie— uśmiechnąłem się

—Chciałbyś— prychnął

—No co? Taka prawda— szturchnąłem jego ramię i patrzyłem jak próbuje zakryć swój rumieniec.

Bingo, niedługo będzie mój, pomyślałem i posłałem starszemu czuły uśmiech, który odwzajemnił.

Dla zakładu- GerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz