Rozdział 21

227 16 11
                                    

Per. Barmana

Tak samo jak szybko zdobyłem chłopaka, tak samo szybko go straciłem.
Okazało się, że to było zwykłe wyzwanie...
I że dorośli ludzie wciąż się bawią w takie rzeczy?

Za każdą godzinę spędzoną ze mną, płacili mu sto złotych. Za każdy pocałunek sto pięćdziesiąt...

Miał narzeczoną i dziecko w drodze.
No cóż, kto by się spodziewał.

Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i otworzyłem okno na oścież.
Zapaliłem wyjętego już papierosa z paczki.

Do moich płuc w końcu dostał się dawno wyczekiwany dym.
Lubiłem sobie zapalić, ale raz za razem chciałem jeszcze więcej i więcej, więc rzuciłem.

Trudno było i już wiem dlaczego.

Patrzyłem teraz jak wysoko moje mieszkanie się znajduje. Mieszkałem w bloku na dwunastym piętrze. Z takiej wysokości bez problemu mógłbym się zabić.

Patrzyłem na pobliski park, na zielone już dosyć wysokie drzewa. Wydawały się takie małe...
Ludzi w parku było pełno.

Ten cały widok był doskonały, przyciągał mnie.
Wychyliłem się ostrożnie z okna.

Zacząłem analizować wszystko co mogło się e tej chwili wydarzyć.

Mogłem źle stanąć, to było pewne.
Mogłem po prostu spaść, ale tym się akurat nie przejąłem. Miałem trochę strachu, to prawda, ale przecież nic się nie stanie. Wychyliłem się jeszcze bardziej i poczułem, że nic nie mam pod nogami.
Dosłownie nic.

Zdążyłem jedną ręką złapać się parapetu, druga wisiała w powietrzu. Nie byłem tak silny, żeby się podciągnąć, ale nie byłem też na tyle słaby, żeby od razu puścić parapet.

—Pomocy!— krzyknąłem i spojrzałem w dół, na chodnik, na ludzi. Patrzyli się na mnie, a ja spanikowany na nich.

Czułem, że zaraz stracę siłę.
Tak też było.

Puściłem się parapetu i zacząłem spadać.
Krótko to trwało.

Po paru sekundach, które bardzo, ale to bardzo się dłużyły, wylądowałem.

Wylądowałem do kontenera z kwiatami.
Otworzyłem oczu rozglądając się i łapiąc w ręce floksy, begonie, pelargonie i nakietki.

Było ich pełno, miałem nawet niektóre płatki tych kwiatów w ustach.

Nie podnosiłem się, chociaż na początku miałem taki zamiar.
Czułem jak promienie słońca odbijają się od mojej twarzy, dotychczas tak czułem.

Bo to światło przysłonił mi jakiś chłopak zaglądając do mnie.

—Nic ci nie jest?— odezwał się, a ja się podniosłem

—Nic mi nie jest— zapewniłem go wychodząc z kontenera, jednak gdy miałem zrównać swoją lewą nogę z ziemią poczułem mocny ból w kostce.

—J-jednak nie..— jęknąłem cicho z bólu, łapiąc się za nogę.

Ten wziął moją rękę na swoją szyję, tak samo jak robili to na takich filmach, jak komuś się z nogami dzieje.

—Zabiorę cię na sor— oznajmił, a ja nie protestowałem, bo i tak nie miałem nic lepszego do roboty

Per. Niemcy

— No dobra, wszystko fajnie, ale zejdź już ze mnie— odezwałem się do Polski, który wciąż na mnie leżał.

Zepchnąłem go ze swojego ciała i podniosłem się.

—Ty..!..Ty..!— próbował się wysłowić

—No ja, ja— przedrzeźniałem go— No co ja?

Wybuchnąłem oschłym śmiechem.

—Ty śmieciu!— krzyknął

—Ja? Śmieć?

—Tak, ty!

Rozejrzałem się po sali gimnastycznej, kiedy akurat rozbrzmiał dzwonek na przerwę.

Moją uwagę przykuł Rosja, który wszystko nagrywał.
Kiedy wyszedł z sali, ja szybko pobiegłem za nim.

Dla zakładu- GerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz