Rozdział 19

276 16 43
                                    

Per. Niemcy

Po jakimś czasie zasiadłem z chłopakiem do stołu, a na nim był sporej wielkości granatowy talerz, a na tym talerzu znajdowało się słynne danie Polaczka czyli, tak zwany chleb z jajkiem.

Patrzyłem jak bierze kromkę chleba do buzi i po prostu zaczyna jeść.
Mnie jakoś sam widok tego jedzenia nie zachęcał do spożywania

—No jedz, przecież nie jest to zatrute— odezwał się, kiedy zauważył, że od dłuższego czasu nic nie robiłem oprócz mrugania

—Pewności nie ma— odpowiedziałem mu i niechętnie wziąłem do rąk porcję przyrządzonego przez niego śniadania.

—Ha, myślisz, że byłbym na tyle głupi aby otruć własne jedzenie?— mówił przegryzając wysmażony chleb z jajkiem

—Myślę, że tak— odparłem i odważyłem się w końcu ugryźć kawałek tego, co od dłuższego czasu trzymałem w buzi.

Naprawdę, nie było to złe, nawet mi smakowało.

Kiedy zjedliśmy już wszystko Polska wziął talerz i podszedł z nim do zlewu, a ja wstałem i znów go przytuliłem od tyłu.

—Niemcy, masz brudne ręce— powiedział po czym złapał mnie za nadgarstek, przysunął moją rękę do zlewu, odkręcił kran i zaczął ją myć.

—A może byś chciał wyjść ze mną na romantyczny spacer?— zapytałem kiedy wycierał mi ręce jakąś szmatką.

—Nie— usłyszałem od niego krótką odpowiedź.

Nieźle.

*time skip*

Siedzieliśmy teraz w salonie i oglądaliśmy jakąś bajkę. Oczywiście to nie było planowane, wyszło to tak, że Polska przeglądał kanały, a gdy zobaczył, że to akurat leci to to zostawił.

Coco, tak nazywała się ta bajka.
Kojarzyłem ją i nawet myślę, że oglądałem.

Wiem, że akcja dzieje się w Meksyku, główny bohater to chłopiec, który ma obsesyjną obsesję na punkcie swojego pseudo dziadka i lubi grać na gitarze.
Jakimś cudem trafia do zaświatów znajduje typa, który okazuje się być jego prawdziwym dziadkiem.
A i ma psa.

Pogmatwane, co nie?

Pamiętaj mnie... Chodź rozłąki idą dni. Pamiętaj mnie i otrzyj smutku łzy. Nie ważne gdzie mnie rzuci los, bo pamięć w sercu trwa.
Niech koi cię mój słodki głos w samotną noc jak ta...— śpiewał kołysankę ojciec córce, przed swoim długim wyjazdem.

To było urocze, ale też się wkurzyłem, bo idol głównego bohatera wziął i przywłaszczył sobie piosenki jego dziadka otruwając go.
Uwierzcie, że wkurzający typ.

Kiedy bajka już dobiegała końca widziałem jak chłopczyk, który jeszcze był w zaświatach trafił do swojego domu. Wziął gitarę i pobiegł do swojej prababki z nadzieją, że jak zaśpiewa jej kołysankę, którą bardzo dawno temu śpiewał jej ojciec, ona go sobie przypomni, a ten w tych zaświatach nie umrze.

Tak też było.

Per. Polska
Oglądałem tą bajkę tyle razy, ale tak czy siak zawsze wzruszałem się na zakończeniu. Oczywiście nie płakałem ani nie miałem w oczach łez.
Wzruszałem się duchowo.

Też naprawdę bym chciał, żeby ktoś wziął do rąk gitarę i mi pośpiewał. A najlepiej jakby to był Ukraina.
Marzenie, żeby on mi tak zaczął śpiewać.
Już nie ważne co, nawet znienawidzona przeze mnie piosenka w jego ustach brzmiałaby jak śpiew anioła.

Dla zakładu- GerpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz