Rozdział 1

59 5 3
                                    

Samolot zaczął kołować po pasie startowym izmirskiego lotniska. Karolina Kłos oparła głowę o zagłówek fotela. Cierpliwie czekała aż maszyna poderwie się do lotu i będzie mogła podnieść zasłonę okienka. Już tęskniła za tym tętniącym życiem miastem. Przez kilka dni, podczas pobytu u tureckich przyjaciół, udało jej naładować baterie i z nową energią wracała do domu.

Po kilku godzinach wysiadła z taksówki i z głośnym trzaśnięciem zamknęła za sobą drzwi auta. Była zmęczona po podróży choć niesiona falą pozytywnej energii jaką zawsze dostawała po wyprawie do ukochanej Turcji. Karolina była dziennikarką. Skończyła filologię polską, choć nieraz żałowała, że nie poszła na kierunek bardziej związany z podróżami. Nie ma jednak tego złego. Od kilku lat, z powodzeniem, prowadziła stałą rubrykę w jednym z bardziej poczytnych kobiecych miesięczników. Opisywała nie tylko swoje podróże, ale również zamieszczała regularne felietony. Miała stałe grono wiernych czytelniczek. Karolina była też znaną propagatorką kultury bliskiego orientu.

Zaopatrzona w setki zdjęć i rozpoczęty podczas kilkugodzinnego lotu artykuł doszła do drzwi mieszkania. Niewielki, dwupokojowy lokal kupiła dzięki spadkowi po dziadku. Zajmowała go razem z szesnastoletnią córką Emilią, która pod nieobecność matki przenosiła się do swojego ojca. Z lekkoduchem, jak mówiła o nim Karolina, Tomaszem Siedleckim nigdy nie stworzyli rodziny. Według kobiety Tomasz owszem, na luźny związek się nadawał, na życie niekoniecznie. Z tego luźnego związku powstała Emilka. Karolina miała chwilę zawahania, nie była pewna czy w sytuacji pojawienia się na świecie córki nie powinni z jej ojcem zalegalizować związku. W ostatniej chwili wycofała się z tego pomysłu i była sobie za to wdzięczna. Nie zawsze było łatwo, ale przynajmniej nikt jej nie truł, nie marudził i nie rozrzucał brudnych skarpetek po całym mieszkaniu. Owszem, nawet pozostając już w całkiem luźnej relacji, musieli się z Tomaszem dotrzeć. Zajęło im to kilka dobrych lat. Ostatecznie udało im się wypracować poprawne relacje. Dorastając również Emilia, coraz więcej czasu spędzała z ojcem. Tym bardziej, że zaraził ją swoją wielką pasją jaką było żeglarstwo. Karolina na początku bała się o córkę, jednak postanowiła zaufać doświadczeniu byłego partnera. Dzięki temu także jej relacje z córką, choć dalekie od ideału, uległy poprawie.

Było już późno, a rano musiała być w redakcji. Patrycja, koleżanka z sąsiedniego biurka, kilka dni wcześniej, wysłała jej krótkiego SMS-a, że po powrocie czeka na nią jakaś niespodzianka. Pewnie butelka bezalkoholowego szampana, jak myślała Karolina. W końcu oprócz materiału na nie jeden, ale cały cykl artykułów o tureckiej kuchni, przywiozła też nagrodę dla najbardziej zasłużonej w promocję tamtejszej kultury. Już wyobrażała sobie, gdzie postawi statuetkę. Nie spodziewała się takiego wyróżnienia ze strony przedstawicieli polskiej ambasady w Turcji, ale było to bardzo miłe. Zanim zasnęła pomyślała, że może ta niespodzianka, o której pisała Patrycja, dotyczy zastępstwa za Waldka Krajewskiego. Naczelny poszedł na zwolnienie po tym, jak zjeżdżając w Alpach na nartach złamał nogę. Jego nieobecność się przedłużała, a ktoś musiał zarządzać redakcją. Może to jej, Karolinie, przypadnie ta zaszczytna rola. W końcu pracowała w redakcji najdłużej ze wszystkich. Poza stażem i doświadczeniem cieszyła się ogromną sympatią czytelników. Potwierdzali ją w listach i e-mailach wysyłanych na jej redakcyjny adres. Z takimi myślami zasnęła ustawiwszy wcześniej budzik na godzinę szóstą.

***

Błażej Rogalski zaparkował swojego wysłużonego forda na parkingu w podziemiach biurowca gdzie mieściła się redakcja pisma. Niedawno dowiedział się, że wobec przedłużającej się nieobecności dotychczasowego redaktora naczelnego to on ma objąć kierowanie załogą miesięcznika. Błażej miał trzydzieści cztery lata, z wyróżnieniem skończył zarządzanie i marketing na lokalnym uniwersytecie. Potem doszły jeszcze studia MBA i półroczny staż w amerykańskiej redakcji  USA Today. W kraju dziennikarskie sznyty zdobywał prowadząc pismo o muzyce jazzowej. Przedstawiciel zarządu holdingu, do którego należał miesięcznik Taka, jak TY, przedstawił Błażeja pracownikom już kilka dni wcześniej, dlatego do redakcji wchodził pewnym krokiem. W pokoju socjalnym zaparzył sobie mocnej kawy i zaszył w gabinecie, gdzie przeglądał całą dostępną dokumentację.

Przed ósmą zaczynali schodzić się pracownicy. Śmiejąc się i rozmawiając włączali komputery. Open space wypełniał się aromatem kawy. Widać było, że wszyscy tu się lubią i dobrze czują w swoim towarzystwie. Błażej miał nadzieję, że uda mu się zdobyć na tyle zaufanie kolegów, że włączą go do swojego grona. Wyglądając przez szybę oddzielającą jego gabinet od pozostałej części redakcji zauważył, że jedno biurko pozostaje puste. W pamięci próbował odszukać osobę, której jeszcze nie poznał osobiście.

„Karolina Kłos" – pomyślał – „gwiazda redakcji". Uśmiechnął się pod nosem. Wiele o redaktor Kłos słyszał. Nigdy jednak nie mieli okazji się poznać. Błażej podszedł do pustego biurka. Na białym blacie, tuż pod monitorem, stała wąska, plastikowa, tabliczka z napisem „my desk, my rules". Moje biurko, moje zasady – Błażej znowu uśmiechnął się sam do siebie po czym wrócił do gabinetu. Ledwie zamknął za sobą drzwi, a jego uszu dobiegł głośny pisk. Wyjrzał z pokoju, zobaczył kotłujących się ludzi. To koledzy wylewnie witali koleżankę. Zapewne Karolina wróciła z jednej ze swoich podróży. Śmiejąc się kobieta podeszła do biurka i ustawiła na nim przyniesioną statuetkę. Z torby wyjęła laptop, włączyła go i poszła do kuchni. Błażej nie spuszczał z niej wzroku. Nie tak ją sobie wyobrażał. Nie wyglądała na swoje czterdzieści dwa lata. Była niska i szczupła. W krótkie, sięgające brody, jasne włosy włożyła opaskę. Ubrana w obcisłe, skórzane spodnie i białą koszulę zrobiła na mężczyźnie wrażenie. Choć, musiał przyznać, że słysząc o niej wyobrażał sobie nieco ekstrawagancką kobietę w średnim wieku i w okularach. Pogrążony w myślach stał przy szybie i śledził nowo przybyłą. Planował, że kiedy w końcu zajmie swoje miejsce pójdzie się przedstawić. Tymczasem słynna Karolina Kłos pokrzyżowała mu te plany.

- Patka, czy ktoś pił moją kawę? – zapytała Karolina koleżankę.

Patrycja Bukalska spojrzała niepewnie za siebie. Widziała jak nowy naczelny bierze z szafki torebkę z ulubioną kawą Karoliny i delektując się aromatycznym naparem pije ją kilka razy dziennie. Bukalska krótko wskazała na drzwi gabinetu naczelnego. Karolina zasępiła się. Zrozumiała, że z awansu nic nie wyjdzie. Zadziwiając samą siebie nie przejęła się tym zbytnio. Bardziej zabolało ją to, że nie może znaleźć zielono-złotej torebki. Wróciła do przeszukiwania szafki, gdzie koledzy trzymali ulubione kubki. Wyjęła z niej małą, ręcznie zdobioną, szklaneczkę w kształcie tulipana. Zestaw dostała na urodziny od przyjaciół. Jedną miała w domu, a drugą w redakcji.

- A herbatę? Widziałaś? – Karolina wciąż nurkowała w szafce

Patrycja wykonała ten sam gest, co chwilę wcześniej. Karolina w mig pojęła co się stało z jej ulubionymi, przywiezionymi z Turcji, naparami. Bez słowa wyszła z pomieszczenia i przemierzając open space dużymi, jak na jej wzrost, krokami podeszła pod drzwi redaktora naczelnego. Nie pukając wparowała do środka i już na wejściu odbiła się od czegoś twardego. Spojrzała w górę i zobaczyła przyglądające jej się zielone oczy. Mężczyzna, z którym się zderzyła był ze dwie głowy wyższy od niej i zbudowany jakby zszedł z ringu bokserskiego. Ramiona miał tak szerokie, że spokojnie objąłby nimi ze trzy Karoliny. Pachniał przy tym tak, że zrobiło jej się gorąco. Nie dała jednak nic po sobie poznać. Zrobiła dwa kroki w tył.
- Proszę, proszę – mężczyzna odezwał się pierwszy – miło w końcu poznać słynną Karolinę Kłos.

Uśmiechał się przy tym lekko kpiącym uśmiechem.

- To wątpliwa przyjemność. Jak mogłeś bez pytania parzyć sobie moją kawę i herbatę? Widać, że nie nauczyli cię kultury.

Karolina nie zwracała uwagi na to, że nie przedstawili się sobie, a tym bardziej nie przeszli na ty. Była wściekła. Wszyscy koledzy wiedzieli, że bez zapytania lepiej nie jej ruszać smakołyków. Nie zaszczycając szefa swoją uwagą wyszła z jego biura głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Zmęczenie podróżą i tęsknota za krajem, który poprzedniego dnia zostawiła, dały o sobie znać. W kuchni wyłożyła na talerz oryginalną, ociekającą syropem cukrowym, baklawę. Postawiła w pokoju w centralnym miejscu. Patrycja aż klasnęła w dłonie, uwielbiała przywożone przez koleżankę słodycze. Koledzy obstawili stół, a Karolina usiadła przy biurku. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko pod wpływem wzburzenia.

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz