Rozdział 39

9 0 0
                                    

Ze względu na niesprzyjającą pogodę weekendowy, babski, wyjazd musiał poczekać. Dopiero połowa lutego bardziej przypominała wiosnę i niż zimę i trzy kobiety mogły wyruszyć na spotkanie z naturą i przygodą. Plan na te dwa dni był prosty. Dużo śmiechu, plotek, alkoholu i łez. Zwłaszcza Karolina potrzebowała tych dwóch ostatnich. Jeszcze w styczniu zarezerwowały nocleg w niewielkim schronisku. Wysiadły pośrodku wiejskiej drogi wskazując kierunek w jakim powinny się udać. Na szczęście nie padało, było zimno, ale przyjemnie. Trzy kobiety ruszyły przed siebie wypatrując zbitej z wielkich żerdzi bramy prowadzącej do zapomnianego skansenu. Właściwie słowo skansen to za dużo aby określić marną próbę odbudowania dawnej ślężańskiej osady, ktoś miał ciekawy pomysł, ale albo nie wystarczyło funduszy, albo pomysłodawca stracił zapał. Kilka drewnianych wiat straszyło w cieniu wysokich drzew. Alicja pierwsza wypatrzyła wejście, przebiegła przez ulicę dłonią wskazując kierunek. Karolina i Patrycja podążyły za nią. Ala jednak była szybsza i zanim koleżanki do niej dołączyły znalazła kawałek w miarę czystej ławki, na której położyła złożony koc. Kiedy wszystkie usiadły każda wyjęła z plecaka silikonowy, składany kubek. Patrycja kupiła kiedyś trzy podobne i podarowała przyjaciółkom żeby miały z czego pić na swoich babskich wyjazdach. Karolina odkręciła termos i napełniła prowizoryczne kieliszki słodkim aperolem. Nie chciały zaczynać wycieczki od czegoś mocniejszego, na to miały wieczór.

- Pamiętasz, Ala? – zaczęła Kłos upijając łyk – ostatni raz byłyśmy tu chyba przed twoim ślubem?

- Pamiętam – Alicja wyszczerzyła się, aby za chwilę wybuchnąć śmiechem – straszny deszcz wtedy padał, a my się uparłyśmy żeby zwiedzić ten skansen. Kierowca autobusu na nas dziwnie patrzył kiedy wspomniałyśmy, że chciałybyśmy wysiąść w tym miejscu. Dobrze, że przynajmniej wskazał drogę gdzie potem powinnyśmy iść.

- Koło skansenu to nawet nie stało – wtrąciła Patrycja rozglądając się dookoła – gdybyście mnie tu nie przyprowadziły nigdy nie pomyślałabym, że w tych trawach znajduje się taki przybytek.

Roześmiały się wszystkie jednocześnie.

- Siedziałyśmy tu pijąc ajerkoniak. Ty wtedy byłaś w ciąży z Bartkiem, ale o tym nie wiedziałaś – Karolina pogrążyła się we wspomnieniach – dobrze, że było wtedy ciepło bo ten deszcz nie przestawał padać i do schroniska dotarłyśmy całe przemoczone.

- Miałyśmy przeciwdeszczowe pelerynki – dodała Alicja pokładając się ze śmiechu – i całkiem przemoczone trampki. Pamiętasz Karola? W jakimś kiosku kupiłyśmy gazety bo do nich były jakieś klapki dołączone...

Trzy przyjaciółki ocierały płynące z oczu łzy rozbawienia.

- Tak, a kiedy w końcu dotarłyśmy do tego schroniska i chciałyśmy zostawić plecaki i iść na szczyt okazało się, że po pierwsze szlaki są zamknięte ze względu na jakiś bieg, a oprócz tego bo wściekłe szerszenie zaczęły atakować biegaczy i turystów.

- I co zrobiłyście? – chciała wiedzieć Bukalska, a dwie koleżanki spojrzały na nią z wyrzutem

- Jak to co? – Ala była oburzona – zostałyśmy w schronisku i piłyśmy próbując jednocześnie wysuszyć mokre buty. Nie było to łatwe bo mimo czerwca było tam strasznie zimno, woda w kranach też była zimna – wzdrygnęła się na to wspomnienie.

- Podsumowując – uzupełniła Karolina – buty nam nie wyschły, a deszcz następnego dnia wcale przestał padać, a było wręcz jeszcze gorzej. Dobrze pamiętam? – Ala przytaknęła – ale, żeby było zabawniej, autobus powrotny prowadził ten sam kierowca. Nie muszę chyba dodawać jaką miał minę kiedy nas zobaczył?

- Zaczynam się bać co nas teraz spotka. Skoro kilkanaście lat temu miałyście takie przygody i to latem, a teraz mamy zimę – powątpiewała Patrycja

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 20 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz