Rozdział 27

9 2 0
                                    

- Córcia, opowiesz mi coś o swoim chłopaku? - zapytał Tadeusz Kłos kiedy następnego dnia odpoczywali po kilku godzinach malowania ścian w salonie.

Karolina zakrztusiła się kawą.

- Moim chłopaku? Nie wiem o czym mówisz.

- Nie udawaj Karolka. Emilka nam powiedziała, że z kimś się spotykasz. Podobno fajny facet.

- Nie ma o czym mówić tato. Błażej na razie jest w Stanach. Poza tym jest młodszy. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie.

- A tam młodszy. Czy zawsze to kobieta musi być młodsza? Jak ci z nim dobrze, dla mnie to najważniejsze. Kiedy wraca? - mężczyzna wziął do ust spory kawałek gołąbka z ziemniakami.

- Niby za pół roku.

- Świetnie. Przyprowadź go do nas. Chętnie poznam tego, który poskromił moją córkę.

- Tato! - oburzyła się Karolina

Tadeusz przyjrzał się córce uważnie. Zauważył w niej jakąś zmianę. Jakby ucichła i uspokoiła się. Może wpływ na to miał tajemniczy mężczyzna, a może pobyt na ukochanej wsi tak na nią podziałał.
Kiedy upał zelżał wyprowadził kosiarkę i zaczął kosić bujną trawę, która porastała podwórko. Karolina zeszła do sadu i tam wyrywała co większe chaszcze. Dziadek pewnie użyłby olbrzymiej kosy, która wisiała na ścianie garażu i budziła w Karolinie strach za każdym razem kiedy na nią spojrzała. Tata przywiózł ze sobą elektryczny sekator więc pewnie rozprawi się z zaroślami w ten sposób.
Karolina poczuła niewyobrażalną radość kiedy uwolniła z pnączy krzaki agrestu i porzeczek. Ten kawałek, odgrodzonej od ulicy wysokim płotem, ziemi w końcu zaczął wyglądać na uporządkowany. Do wieczora to co niepotrzebne zostało wycięte. Skoszone trawy wywieźli w jedno miejsce, gdzie planowali je spalić kiedy już uporają się ze wszystkimi pracami.
W ciągu kilku dni pokoje zostały odnowione, obejście uporządkowane. W kwiatowym ogródku od frontu Karolina zasadziła nowe krzaki róż. Czasu cofnąć nie mogła, ale mogła choć trochę przywrócić gospodarstwu dawny wygląd.

Kiedy ojciec odjechał pozostało jej czekać na transport ze sklepu meblowego gdzie zamówiła do salonu stół z krzesłami i duże łóżko do swojej sypialni.
Mijał tydzień odkąd wyjechała z miasta. Pobyt na wsi dobrze jej robił. Świeże powietrze orzeźwiało. Karolina mogła zdystansować się do wielu spraw. Przede wszystkim to, że ciągle miała coś do roboty nie myślała za dużo i nie zadręczała się bez potrzeby. Za Błażejem nie tęskniła, a przynajmniej wmawiała sobie, że tak jest. Regularnie wymieniali SMS-y, a kiedy Karolinie udało się podpiąć światłowód i miała stały dostęp do internetu rozmawiali na Skypie. Rozbawiał ją pytaniami o przystojnych rolników kręcących się w okolicy. Obiecywał, że na wiosnę to on się zajmie koszeniem trawy. Wyobraziła sobie Błażeja i jego wyrzeźbione ciało bez koszulki, ze strużkami potu spływającymi po piersi. Aż jęknęła. Jakieś rozmarzenie musiała mieć wypisane na twarzy bo Rogalski po drugiej stronie ekranu wyglądał na zaniepokojonego i rozbawionego jednocześnie.

- Ej, pani redaktor, co się dzieje?

Otrząsnęła się z wizji na jawie i wróciła do rzeczywistości.

- Nie, nic - zareagowała zbyt gwałtownie czym wzbudziła tylko jego podejrzenia.

- Karola? O czymś powinienem wiedzieć?

- Co? Nie, jak chcesz kosić trawę to musisz używać kremu z dużym filtrem. Inaczej się spieczesz i nie będzie z ciebie pożytku.

- No. To rozumiem. Cieszę się, że się o mnie troszczysz. Naprawdę doceniam. Mam nadzieję, że posmarujesz mi plecy tym kremem. Ja chętnie posmaruję tobie... Cokolwiek zechcesz.

- Błażej. Przestań - poprosiła mało przekonująco.

- Karolina... - patrzył poważnie prosto w kamerkę - nic nie poradzę, że ciągle o tobie myślę i tęsknię jak cholera.

Posłała mu uśmiech i całusa. Nie mówili o tym co będzie kiedy on wróci. Cieszyli się  rozmowami, flirtem, żartami. Prawda była taka, że  Karolina też tęskniła. Tylko nie mówiła tego głośno.

Kiedy nadszedł czas powrotu do miasta jeszcze nie zamknęła drzwi domu a już za nim tęskniła. Dodatkowy komplet kluczy zostawiła u znajomych sąsiadów. Z Kingą bawiły się w dzieciństwie, a ich mamy chodziły razem do szkoły. Wiedziała, że pod ich okiem dom jest bezpieczny.
Wyruszyła rano aby zdążyć przed największym upałem. Ruchu na drodze nie było. Od czasu do czasu minął ją jakiś tir. Nuciła z Ufukiem Beydemirem Sonuna kadar wybijając palcami  rytm na kierownicy. Była przy ostatnim refrenie kiedy zadzwonił telefon. Nieznany numer. W pierwszej chwili nie zamierzała odebrać. W przypadku obcych numerów dzwoniących na jej prywatny telefon zazwyczaj odrzucała połączenia i oddzwaniała po sprawdzeniu kto mógł chcieć z nią rozmawiać. Tym razem odruchowo nacisnęła przycisk na kole kierownicy.

- Karolina Kłos, słucham.

- Dzień dobry pani Karolino. Przepraszam, że niepokoję. Hubert Tomala z tej strony.

- Dzień dobry.

Głos był znajomy, nazwisko też, ale nie potrafiła dopasować ich do żadnej, konkretnej twarzy.

- Słucham. W czym mogę pomóc?

- Pewnie mnie pani nie kojarzy. Jestem polonistą, uczę w liceum imienia Jagiełły.

Karolina plasnęła się dłonią w czoło. Rzeczywiście ktoś o takim nazwisku uczył w pierwszej klasie Emilię. Czego mógł chcieć od niej były nauczyciel córki? W dodatku dwa tygodnie przed początkiem wakacji?

- Rzeczywiście. Teraz sobie przypominam. O co chodzi? Jadę samochodem, czy coś z Emilią?

- Nie, nie chodzi o pani córkę. Mam sprawę bardziej zawodową. Może zechce pani i będzie mogła mi pomóc.

- Proszę mówić - Karolina była lekko poirytowana.

Przypomniała sobie, że Hubert Tomala był flegmatykiem i za każdym razem kiedy z nim rozmawiała irytował ją swoim rozwlekłym sposobem mówienia
Skupiła się na drodze, ale chciała tą rozmowę mieć już za sobą. Wiedziała, że gdyby oddzwoniła po przyjeździe do domu, zmęczona kilkugodzinną drogą, mogłaby być niemiła.

- Słucham panie Hubercie. O co chodzi?

- Otóż w wakacje będę prowadził dla młodzieży warsztaty dziennikarskie. Przypomniałem sobie, że pani pracuje w jednej z redakcji. Może zechciałaby pani spotkać się z dzieciakami i trochę poopowiadać im o swoim warsztacie.

Karolina przygryzła wargę. Facet już działał jej na nerwy. Nie dość, że flegmatyczny, przesadnie grzeczny to jeszcze nie wymawiał głoski er. Odczekała krótką chwilę. Musiała się zastanowić. W zasadzie co jej szkodzi spotkać się raz czy dwa z uczniami? Z powodzeniem dopasuje te kilka godzin do zadań w redakcji. Waldek na pewno nie będzie miał nic przeciwko. To nawet mogłaby być darmowa reklama dla ich pisma. Dodatkowym plusem będzie to, że wypełni sobie czas.

- Dobrze. Zgadzam się.

- Cudownie. Pani Karolino. Bardzo się cieszę. Będę zobowiązany.

- Yhym. Fajnie - musiała go trochę zbyć - proszę do mnie jutro zadzwonić ze szczegółami, dobrze?

- Oczywiście. Do usłyszenia pani Karolino.

- Do widzenia.

Z ulgą rozłączyła połączenie. Niby zgodziła się na poprowadzenie warsztatów, ale teraz czuła, że z tego nic dobrego nie będzie. Powiedziała jednak a to trzeba będzie powiedzieć be. Rozmyślania przerwało nadejście wiadomości.

Błazej Rogalski: Wiesz, że nie mogę spać? Czas mógłby lecieć szybciej.

Uśmiechnęła się. Humor od razu jej się poprawił. Już nie myślała o  Hubercie Tomali. Zastanawiała się co odpisać na otrzymanego SMS-a. Kiedy na wjeździe do miasta stanęła w korku wystukała wiadomość.

Karolina Kłos: Lepiej się wyśpij bo ze zmęczenia wpadniesz pod żółtą taksówkę i kto wtedy skosi mi trawę?

Błażej Rogalski: Oj Karola, Karola... Co ty ze mną robisz kobieto...?

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz