Rozdział 35

15 1 0
                                    

Karolina pomachała odjeżdżającym rodzicom i Emilii. Marek z rodziną pojechali już wcześniej. Spędzone na wsi trzy świąteczne dni wszystkim bardzo się podobały. Alicja i Patrycja z mężami obiecały przyjechać na Sylwestra. Przyjaciółki nie były jeszcze w jej wiejskiej posiadłości. Na dworze zaczęło się ściemniać. Leżący na łąkach i polach śnieg rozświetlały przydrożne latarnie. Było cicho i spokojnie. Nawet wiatr ucichł.

Kobieta weszła do domu, zamknęła dokładnie za sobą drzwi. Wyjęła z lodówki butelkę wina, z przeszklonej szafki wzięła kieliszek i usiadła w kuchennej wnęce. Patrzyła w gęstniejącą za oknem ciemność. Nie myślała o niczym konkretnym. Na niewielkiej szafce stał laptop. Na wszelki wypadek gdyby wpadł jej do głowy pomysł na artykuł. Na zamkniętej klapie komputera położyła notes, z którym się nie rozstawała. Sącząc wino wsłuchiwała się w dobiegające zza okna odgłosy wsi. Szczekanie psów, muczenie krów, gdzieś w oddali zarżał koń. Panujący dokoła mrok rozproszyły jasne światła jadącego ulicą samochodu. To jednak nie przykuło uwagi Karoliny. Jadący wiejską drogą samochód nie był niczym nadzwyczajnym. Ale to, że po chwili rozległ się dzwonek przy furtce prowadzącej na jej podwórko już tak. Poczuła niepokój. Na palcach podeszła do okna w sypialni. Auto stało przed jej bramą. Nie widziała kierowcy. Aby go dostrzec musiałaby podejść bliżej a bała się zostać zauważoną. Dzwonek rozległ się ponownie. Narzuciła na siebie kurtkę, do kieszeni schowała przycisk alarmowy, który dostała kiedy podpisywała umowę z firma ochroniarską. Z sieni wzięła długi pogrzebacz i wyszła na podwórko. Automatyczna lampa zamontowana na ścianie domu rzuciła światło na fragment ulicy. Karolina jednak wciąż nie widziała kto siedzi w stojącym po drugiej stronie bramy samochodzie.

Zanim wysiadł Błażej Rogalski z kieszeni płaszcza wyjął telefon i wystukał SMS-a do Emilii.

Błażej Rogalski: Jestem na miejscu. Trzymaj kciuki Em.

Emilia: Powodzenia Dwayne. Nie spieprz tego.

- Dobry wieczór! – zawołała Karolina – kogoś pan szuka?

- Tak. Karoliny Kłos. Wie pani może gdzie ją znajdę?

Zachowując bezpieczną odległość Karolina zbliżyła się do furtki. Zamarła kiedy rozpoznała samochód i stojącego przy nim mężczyznę. Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa.

- Rogalski, kurwa. Ja pierdolę. Chcesz żebym na zawał przez ciebie zeszła? – pierwsza przerwała ciszę

- Widzę, że pani redaktor jak zawsze w formie – uśmiechnął się, ale jakoś niepewnie – to twoja broń? – wskazał na pogrzebacz w jej dłoni

- Muszę być przygotowana na każdą sytuację – mierzyła go wzrokiem - Czego chcesz?

- Porozmawiać. Mogę wejść? Chociaż na chwilę?

Karolina nic nie powiedziała. Nacisnęła guzik pilota i skrzydło bramy zaczęło się odsuwać. Gość wsiadł do auta i wjechał na podwórko. Stanął tuż przy ścianie domu, na miejscu wskazanym przez gospodynię. Wszedł za nią do jasnej, ciepłej, kuchni. Roztarł zmarznięte dłonie. We wskazanym miejscu zdjął buty, płaszcz odwiesił na krzesło.

- Jest zimno. Napijesz się czegoś?

- Może herbaty.

Karolina zmierzyła go wzrokiem i spojrzała na zegarek. Było już dość późno. Nastawiła czajnik, z szafki wzięła drugi kieliszek i poszli do salonu. Mężczyzna usiadł na krześle. Wciąż miał niepewny wyraz twarzy. Karolina usiadła naprzeciwko niego opierając jedną stopę na krześle stojącym naprzeciwko niej.

- Masz ochotę? – zapytała wskazując na butelkę wina i pusty kieliszek – chyba nie zamierzasz wracać w taką ciemnicę? – dodała widząc pytające spojrzenie zielonych oczu – nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz