Rozdział 22

21 3 2
                                    

Błażej obudził się z piekącym bólem oczu. Płukał je zimną wodą, ale nic nie pomagało. Z każdą minutą jego stan się pogarszał, a on był coraz bardziej zaniepokojony. Karolina patrzyła jak mężczyzna leży z zamkniętymi powiekami spod których jedna za drugą płynęły łzy.

Zeszła do recepcji zapytać o dostępność lekarza. Owszem, wizyta była możliwa ale dopiero za kilka godzin. Kobieta zdecydowała, że pójdzie do pobliskiej apteki i może uda jej się kupić jakieś krople. Pierwszy raz spotkała się z taką sytuacją. Błażej nie chciał tego po sobie pokazać, ale był przestraszony. Ona nie mniej. Zaopatrzona w małe pudełeczko wróciła do hotelu.

W pokoju panował półmrok, który w minimalnym stopniu przynosił ulgę. Odkręciła nakrętkę i nachyliła się nad twarzą swojego towarzysza.
Poinstruowana przez farmaceutę wkropiła odpowiednią ilość do każdego oka i wyszła na balkon. Nie chciała zostawiać mężczyzny samego, wolała być w pobliżu na wypadek gdyby jej potrzebował.

Po dwóch godzinach usiadła na brzegu łóżka i ponownie nachyliła się nad mężczyzną aby zaaplikować lekarstwo. Białka już nie były tak przekrwione, opuchlizna z powiek zeszła, łzy też przestały lecieć ciurkiem. Lekarstwo musiało zacząć działać. Karolina słyszała, że tureckie leki mają silne działanie. Pierwszy raz miała okazję się o tym przekonać osobiście. W Polsce to by było niemożliwe aby kupić antybiotyk bez uprzedniej wizyty u lekarza i wystawionej recepty.

Odstawiła buteleczkę na nocną szafkę. Chciała wstać i wrócić do odłożonej książki, ale Błażej chwycił ją za łokieć i zmusił aby została. Podciągnął się na poduszkach i pociągnął Karolinę na siebie. Następnie przewrócił ją na plecy i zawisł nad nią. Czuł się najwyraźniej dużo lepiej.

- Dziękuję. Uratowałaś mnie - pocałował ją lekko - naprawdę się przestraszyłem.

- Ja też się przestraszyłam. Myślałam, że będziemy musieli jechać do szpitala. Twoje oczy wyglądały strasznie - przyznała szczerze

- Nie ma tego złego. Przynajmniej mogę spędzić trochę czasu z tobą w zaciszu hotelowego pokoju.

- Hm, czyli to było zaplanowane? - położyła mu dłoń na policzku

- Nie, ale w każdej sytuacji trzeba szukać pozytywów, pani redaktor.

Opierając się na jednej ręce drugą powędrował do zapięcia jeansowych  szortów Karoliny. Kiedy uporał się z guzikiem wrócił na górę i sprawnym ruchem rozwiązał biustonosz od kostiumu kąpielowego. Oddech mężczyzny stawał się coraz bardziej chrapliwy.  Jego pragnienie rosło wraz z każdym całowanym fragmentem kobiecego ciała. Karolina nie pozostała mu dłużna i szybko pozbawiła go koszulki, a chwilę później  dresowych szortów.

- Ja pieprzę, Karola. Jak ty na mnie działasz - wysapał w rowek między jej piersiami

-  Nie pierdol - zdołała odpowiedzieć wijąc się pod nim bo powoli przestawała nad sobą panować.

Z jego ust wyrwało się ciche warknięcie. Zatracili się w tym tańcu zmysłów i miłosnych zmagań. Karolina czuła przeszywające ją dreszcze. Była bardzo uwrażliwiona na dotyk Błażeja, który teraz delikatnie przesuwał palcami i językiem po jej rozgrzanej skórze. W końcu poczuła jak jej mięśnie się napinają i nadchodzą skurcze spełnienia. Z cichym westchnieniem opadła na poduszki. Chwilę później i on dotarł na szczyt rozkoszy. Wciąż wolno się poruszał opleciony nogami swojej kochanki. Leżeli złączeni ciężko oddychając.

- Jesteś moją słodką torturą wiesz? - wyszeptał jej w usta

- Dlaczego torturą?

- Bo chcę cię mieć ciągle więcej i więcej, a wiem że nie mogę - delikatnie muskał jej usta.

Coś dziwnego było w jego spojrzeniu i głosie. Jakiś nagły smutek. Zupełnie jakby  nieprzyjemna myśl kazała mu w jednej chwili wrócić do rzeczywistości. Ciągle ją przytulał, wciąż był obok, ale Karolina miała wrażenie, że jego myśli są w innym miejscu. Poczuła się dziwnie, ale zdecydowała, że da mu czas żeby sam jej powiedział co go trapi.
Zasnęła kołysana ciepłym dotykiem, zapachem męskiego ciała i szumem wiatru.

- Taką kawę ci wypiłem? - zapytał kilka godzin później Błażej kiedy wieczorem przechadzali się po zabytkowej części miasteczka.

Karolina spojrzała zaskoczona na złoto-czerwoną paczuszkę, którą trzymał. Już niemal zapomniała o incydencie sprzed kilku miesięcy. 

- Nie pamiętam. Za każdym razem przywożę inną. A czemu pytasz?

- Chciałem odkupić. Teraz już mnie tak nie denerwujesz jak wtedy - powiedział z zawadiackim uśmiechem

Oberwał kuksańca w bok, ale tylko się zaśmiał. Starania Karoliny aby odczuł jej fizyczną siłę niezmiennie go bawiły. Obserwował jak kobieta wącha najpierw mieszanki kaw, potem herbat. Wybrała kilka z nich i poprosiła o zapakowanie. W sklepiku z lokalnymi przysmakami kupiła sok z granatów, o który prosiła Alicja i baklawę dla Emilki. Nie spiesząc się doszli do Świątyni Apollina. Był wieczór, wiec kolumny ruin były ładnie podświetlone. Karolina poczuła żal, że następnego dnia będzie musiała wrócić do domu. Usiedli w niewielkiej tawernie nieopodal mariny. Wschodzący księżyc rzucał promienie na zacumowane łodzie. Błażej zamówił napoje i półmisek tureckich przekąsek. Przyjrzał się zamyślonej twarzy swojej towarzyszki i obiecał sobie, że przy najbliższej okazji wykupi dla nich wycieczkę do Turcji. Miał nadzieję, że nastąpi to szybciej niż później. Na twarzy kobiety malowała się nostalgia i tęsknota mimo, że wciąż tu była.

- O czym myślisz? - zapytał nachylając się do niej

- O tym, że jutro trzeba wracać a ja nie mam na to ochoty

- Kiedy Emilia wraca z żagli?

- Za dwa dni.

- To świetnie, te dwa dni spędzisz u mnie. Nie mam jeszcze ochoty się z tobą rozstawać.

- A czy ja mam tu coś do powiedzenia?

- Skarbie. Już chyba ustaliliśmy, że lecisz na mnie i nie możesz mi się oprzeć. W związku z czym mojej prośbie też nie odmówisz - uśmiechnął się słodko.

- Jesteś bardzo pewny siebie - zmierzyła go twardym spojrzeniem

- Nie zaprzeczę. Ale przyznaj, że to ci się we mnie podoba - zaśmiał się cicho.

Karolina pokręciła głową z udawanym oburzeniem. Miał trochę racji. Rzeczywiście jego nienachalna pewność siebie dodawała mu w jej oczach atrakcyjności.

Kiedy opróżnili talerze i szklanki wąskimi uliczkami starożytnego miasteczka ruszyli w kierunku przystanku autobusowego. Mijali kolorowe kramy obwieszone charakterystycznymi symbolami oka proroka i łapaczami snów. Sprzedawcy przekrzykiwali się oferując absolutnie najlepszą ofertę na zakup oryginalnych podróbek torebek i odzieży znanych projektantów. Stoiska uginały się od mnogości świeżych owoców. Karolina zrobiła kilka zdjęć. Na niektórych, kiedy tego nie widział, uwieczniła Błażeja.

W hotelu spakowali walizki i zeszli do klubu aby wznieść toast za udany, bądź co bądź, wyjazd.

- Kiedyś tu wrócimy - Błażej nachylił się i złożył na czole kobiety pocałunek jakby chciał przypieczętować w ten sposób złożoną obietnicę.

Nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko wtulona w jego przedramię. Bardzo chciała w to uwierzyć. Bo w swój powrót tutaj nie wątpiła. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że chciałaby wrócić tu z Błażejem.

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz