Rozdział 36

14 2 0
                                    

Nie zniknął. Kiedy się obudziła wciąż obejmowało ją wielkie ramię. Wysunęła się z objęć, narzuciła na siebie jego bluzę, która wisiała na oparciu fotela i poszła do kuchni. W starym młynku zmieliła kawę, a potem włączyła niewielki ekspres. Z szafki wyjęła kolorowy kubek w folkowe wzory. Głośnym bulgotaniem i wyrzutem pary maszyna powiadomiła o zakończeniu parzenia aromatycznego napoju. Nalała trochę do kubka, założyła śniegowce, kurtkę i wyszła na dwór.

Stała na podwórku oparta o starą studnię i patrzyła na pole, gdzie gromadka saren skubała suchą trawę. Dziadek już dawno sprzedał ten kawałek ziemi. Nie miał siły uprawiać zboża, nie było mu zresztą potrzebne kiedy mąkę i chleb w dowolnych rodzajach mógł kupić w sklepie. Od tamtej pory nikt nie zajął się tym nieużytkiem. Podobno kupiec miał plany aby wydzielić dwie czy trzy działki i sprzedać je pod budowę domków. Nic z tego jednak nie wyszło. Ku uciesze Karoliny, której nic nie zasłaniało widoku na drzewa okalające jezioro. Na okolicznych łąkach ciągnęła się mgła. Było chłodno, ale ona nie czuła chłodu. Stała owinięta kurtką i małymi łykami popijała aromatyczną kawę. Z kubka unosiła się strużka pary.

- Dzień dobry – usłyszała za swoimi plecami

Duża dłoń wyjęła jej z ręki kubek. Mężczyzna upił łyk, oddał kobiecie naczynie i objął ją w pasie. Oboje patrzyli na stojące za płotem zwierzęta. Nie przerywali panującej dookoła ciszy. Kiedy kobieta zadrżała wziął ją za rękę i weszli do domu. Karolina przygotowała śniadanie. Oczy mężczyzny rozbłysły kiedy postawiła przed nim talerz z jajecznicą pełną kiełbasy i cebuli. Pszenną bułkę, która została po wizycie rodziny posmarowała kupionym od sąsiadki wiejskim masłem.

- Nie jest to owocowa sałatka, ale wiesz, my tu na wsi jemy prosto.

- Jest super – powiedział przeżuwając kęs bułki – może też przejdę na te twoje ketony. Tak, pamiętam, że unikasz węgli – mrugnął okiem.

- Powiesz mi teraz po co przyjechałeś? – zapytała dokładniej okrywając się bluzą

- Już powiedziałem. Przeprosić, wyjaśnić. Powiedzieć, że cię kocham – w jego wzroku czaiło się wyzwanie

Karolina westchnęła. Wstała żeby dolać kawy do kubków. Kiedy usiadła swój objęła dłońmi jakby chciała się zasłonić przed spojrzeniem mężczyzny. Patrzyła na niego ponad naczyniem.

- Błażej, to się nie uda... - zaczęła

- Karolina – pochylił się nad stołem i wziął ją za rękę – dlaczego tak mówisz? Jeśli teraz mi powiesz, że nic do mnie nie czujesz, odjadę. Ale nie powiesz mi tego. A wiesz czemu? Bo skłamałabyś, nie uwierzyłbym ci.

- Ja pierdolę – powiedziała do siebie

- Wiedziałem. Jesteśmy w domu. Rozgryzłem cię – wyszczerzył się, ale wzrok miał poważny

- Ale ty jesteś uparty.

- Po prostu wiem czego chcę. Ciebie – dopowiedział zanim zapytała

- Dlaczego ja? Jest tyle dziewczyn. Młodszych, ładniejszych, mądrzejszych.

- Kurwa. Nie mam do ciebie siły – wstał i zajrzał do sąsiedniego pokoju – masz tu gdzieś lustro? Przeglądałaś się? Nie interesują mnie inne kobiety - zaakcentował przedostatnie słowo – ty mnie interesujesz. Jesteś najmądrzejszą, najbardziej pociągającą kobietą jaką poznałem. Nie chcę innej. A twój wybuchowy charakter dodaje ci tylko atrakcyjności. Wiek to pojęcie względne. Nie ma dla mnie znaczenia. Dla ciebie ma? – spojrzał na nią uważnie.

- Nie... To znaczy po prostu widzisz... ty masz jeszcze czas i szansę na karierę... możesz dużo osiągnąć. Ja już chyba doszłam do końca.

- Pani redaktor, pierdoli pani, aż uszy bolą. Nie rozumiem pani toku myślenia... Twoja gwiazda właśnie rozbłysła Karolina – pociągnął ją na swoje kolana i zbliżył usta do jej ust - gdybym nie wierzył w prawdziwość tego, co jest między nami nie wróciłbym.

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz