Rozdział 10

32 4 0
                                    

Karolina wstała w kiepskim humorze. Po przeżyciach poprzedniego popołudnia nie spała dobrze. Ponadto musiała wstać wcześniej żeby zdążyć do pracy. Jej samochód został na pracowniczym parkingu, musiała więc skorzystać z miejskiej komunikacji. W oryginalnym, przywiezionym z jednej z podróży, tygielku zaparzyła kawę. Rozchodzący się po kuchni aromat nieco poprawił jej humor. Parząc sobie język przygotowała lunch dla siebie i Emilki. Przed wyjściem nałożyła kotce trochę karmy i życząc córce udanego dnia wyszła z domu.
Wpadła do redakcji w ostatniej chwili. Włączyła komputer i szybko zaczęła korektę artykułu, której z wiadomych przyczyn nie dokończyła poprzedniego dnia.
- W porządku po wczorajszym? - pochłonięta pracą w pierwszej chwili nie usłyszała pytania.
Podniosła głowę znad komputera i zobaczyła wpatrzone w nią oczy kilku, najbliżej siedzących, kolegów. Zaraz potem poczuła znajomy zapach perfum.
- Mieliśmy wczoraj z Karoliną małą przygodę - wyjaśnił Rogalski swobodnie - na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
- Chodzi o ten pożar? - zapytał Karol.
Błażej potwierdził.
- Dobrze, że nic się wam nie stało. Ja bym pewnie umarła że strachu.
Patrycja wpatrywała się w koleżankę z niemym podziwem. Na Karolinie nie zrobiło to wrażenia. Pierwszy raz, odkąd razem pracowali, Błażej przy współpracownikach zwrócił się do niej po imieniu. Co stało za tą zmianą? Czy miał w tym jakiś ukryty cel? Karolina poczuła się mniej pewnie. Dotąd zwracając się do niej per redaktor Kłos pozwalał na zachowanie dystansu. Łatwiej było mu się oprzeć. Teraz dystans znacznie zmalał.
- Tak. Wszystko w porządku. Dziękuję.
Czy on musi tak zabójczo pachnieć? Karolina miała ochotę wstać od biurka i pójść gdziekolwiek byle dalej od tego człowieka. Wytrzymała jednak. Zacisnęła palce na podłokietniku biurowego krzesła i ani razu nie podniosła wzroku na wciąż stojącego na rogu jej biurka szefa.
Rogalski wymienił z Karolem kilka uwag  i odszedł do swojego gabinetu. Karolina skorzystała z okazji i poszła do kuchni po kawę. Stała i patrzyła jak czarne krople kapią do filiżanki.
- Pani redaktor ma dziś randkę?
Drgnęła, ale nie odwróciła się od maszyny.
- Dlaczego?
Przełknęła ślinę, mimo to poczuła nagłą suchość w gardle.
- Wyglądasz inaczej niż zwykle.
Ekspres zakończył parzenie napoju. Nie było już odwrotu, musiała spojrzeć na Błażeja. Opierając się o ścianę stał  z założonymi na piersi rękoma i pożerał ją wzrokiem. Tego nie był w stanie ukryć, a Karolina miała nadzieję, że w sztucznym świetle nie zauważył rumieńców, które oblały jej policzki. Miał rację. Ulubione spodnie wyjątkowo zamieniła na asymetryczną,  kraciastą sukienkę. Bawełnianą w delikatną czerwono-granatową  kratę, przepasaną w pasie cienkim paskiem. Dwa guziki pod szyją zostawiła rozpięte. Dłuższa z tyłu, z przodu odsłaniała jej szczupłe nogi. Do kompletu dobrała wysokie, sięgające za kolano, lekkie, muszkieterki. Włosy wysuszyła pozwalając im skręcić się w naturalny sposób. Patrzyli na siebie nic nie mówiąc.
- Czy to od razu musi oznaczać randkę? Nie mogę wyglądać inaczej dla samej siebie?
W jej głosie czaiło się wyzwanie. Patrzyła hardo w zielone tęczówki. Mężczyzna milczał. Wyglądał jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę.
- Wolałbym żebyś nie ubierała się tak... - przejechał po niej wzrokiem - ... kusząco. Niektórzy z naszych kolegów mogą mieć problem ze skupieniem się na pracy.
- Ah tak?
Zebrała się w sobie, podeszła do niego najbliżej jak była w stanie.
- Czy szef ma kogoś konkretnego na myśli? Jeśli nie, nie kojarzę specjalnych wytycznych odnośnie obowiązującego w firmie dress code'u.
Starała się aby jej głos brzmiał kusząco, a mówiąc utrzymywała z Rogalskim kontakt wzrokowy.
- Kojarzę natomiast - kontynuowała - zalecenie aby zgłaszać sytuacje, w których mogłam poczuć się niekomfortowo.
Uśmiechnęła się zalotnie po czym skierowała do wyjścia  zamierzając wrócić do biurka. Błażej był szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Powtarzasz się. Lepiej nie igraj ze mną Karolina - wysyczał.
Przez ułamek sekundy mierzyli się wzrokiem. Napięcie było tak silne, że nie było możliwości aby nie poczuli przepływających między nimi iskier.
- Bo co?
Zapytała  niespodziewanie dla samej siebie twardym głosem. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że on zaraz wpije się ustami w jej usta. Mężczyzna jednak nie wykonał żadnego ruchu. Jego, opięta elegancką koszulą, klatka piersiowa unosiła się rytmicznie. Oddychał ciężko.  Nie doczekawszy się odpowiedzi Karolina odwróciła się i wróciła na swoje miejsce. Uśmiechnęła się triumfalnie. Dokończyła artykuł, z pomocą grafika wybrała zdjęcia i ich rozmieszczenie w tekście. Wysłała materiał do zatwierdzenia i poszła do kuchni zjeść obiad. Z lodówki wyjęła przyniesione z domu pudełko z sałatką z tuńczykiem i camembertem. Jedząc przeglądała oferty majówkowych wyjazdów kiedy zadzwonił jej telefon. Była w trakcie rozmowy gdy do pomieszczenia wszedł Błażej Rogalski. Zmierzył Karolinę wzrokiem i również usiadł przy stole.
- Tak. Dziękuję. Do zobaczenia - zakończyła rozmowę - smacznego.
Uśmiechnęła się do mężczyzny jakby wcześniejsze zajście nie miało miejsca.
- Chłopak? - zapytał gryząc kawałek pomidora
- A co? Pan redaktor jest zazdrosny?
Błażej przełknął i popatrzył poważnie. Nie mógł nie zauważyć, że zakończona chwilę wcześniej rozmowa bardzo poprawiła Karolinie humor.
- Może.... - wciąż wwiercał się w nią nieprzeniknionym wzrokiem
- Muszę dzisiaj wyjść trochę wcześniej - zbyła jego poprzednią uwagę - mam coś co załatwienia.
- Właściwie nie powinienem się zgodzić - odparł sucho - ale szczęście moich pracowników to też  moje szczęście. Więc zgoda, może pani wyjść wcześniej, pani Karolino. Udanej zabawy.
Uzyskawszy zgodę na wcześniejsze wyjście dokończyła główne zadania i pojechała na spotkanie z doradcą kredytowym. Chciała sprawdzić możliwości skredytowania zakupu domu na wsi. W siedzibie banku spędziła niecałą godzinę. Zaopatrzona w teczkę z plikiem wyliczeń do domu jechała podniesiona na duchu. Jej plan miał szansę powodzenia. Zdecydowała, że aby to uczcić pójdą dzisiaj z Emilką do, niedawno otwartej na ich osiedlu, meksykańskiej restauracji. Wyjście z córką musiało poczekać bo okazało się, że w mieszkaniu czekał na nią ojciec.
- Cześć tato, coś się stało? - zapytała zdejmując płaszcz
Jej ojciec, małomówny introwertyk, od przejścia na emeryturę rzadko wychodził z domu. Mężczyzna wolno pił przygotowaną przez Emilkę herbatę.
- Marek powiedział o czym rozmawialiście w niedzielę. On raczej się nie zdecyduje.
- Tak myślałam - powiedziała Karolina bez emocji - dlatego byłam w banku. Mogę dostać kredyt na dwieście tysięcy.
Ojciec pokiwał głową.
- Może to nie będzie konieczne.
Karolina spojrzała uważniej na ojca. Kąciki jego ust drgały.
- Mamy z mamą trochę oszczędności. Nam wystarczają emerytury. Stać nas na wczasy, lekarstwa, nie głodujemy. Możemy ci pomóc. Siedemdziesiąt tysięcy. Co prawda to nie sto, ale kredyt weźmiesz mniejszy.
Karolina z otwartymi ustami patrzyła na uśmiechniętego ojca. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Była absolutnie zaskoczona.
- A co mama na to?
- Karolina, mama ma swoje... - poszukał odpowiedniego słowa - humory, ale was kocha. Poza tym jakiś czas temu dołożyliśmy Markowi do nowego samochodu.
Oczy Karoliny robiły się coraz szersze ze zdziwienia. Rzeczywiście, nagle z dnia na dzień jej brat wymienił samochód na, używanego bo używanego, ale wymarzonego range rovera. Nie podejrzewała, że z pensji pielęgniarki w przychodni i policjanta miejskiej drogówki można pozwolić sobie na taką ekstrawagancję. Nie pytała jednak bo to nie była jej sprawa. Być może rodzice Hanki im pomogli. Z tego, co Karolina wiedziała nie byłby to dla nich wielki wydatek. Kobieta była zaskoczona słowami ojca.
- Dziękuję tato. Oddam wam te pieniądze.
- Nie musisz oddawać córcia. Wystarczy, że pozwolisz nam spędzić tam trochę czasu jak już uporasz się z remontem. Widzę przecież, że sobie radzisz jak możesz. Jestem z ciebie dumny. Pamiętaj o tym - mówiąc to poklepał ją po ręce.
Uściskała ojca ze łzami w oczach. Przez chwilę znowu poczuła się jak mała dziewczynka. Już nie zastanawiała się nad tym czy jej brat stoi na piedestale zbudowanym przez matkę, podczas gdy ona musi nieustannie starać się aby usłyszeć od niej choć jedno dobre słowo. Załatwiwszy sprawę Tadeusz Kłos pojechał do domu. Karolina kilka dobrych minut siedziała otumaniona. Dopiero wejście Emilki wyrwało ją z zadumy. Spędziły przyjemny wieczór i Karolina kładąc się spać życzyła sobie więcej takich wspólnych wyjść z córką.










Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz