Rozdział 8

22 4 0
                                    

Karolinę obudziło mruczenie. To Ruka przyszła do niej, jak zawsze nad ranem i szorstkim języczkiem lizała po karku. Zwierzak robił to delikatnie jakby chciał w tą czynność przelać swoją miłość do właścicielki. Upewniwszy się, że Karolina wstała kotka szła do pokoju Emilki. Tego dnia miały pójść na obiad do rodziców kobiety. Mieszkali niedaleko, postanowiły wykorzystać ładną pogodę i pójść pieszo. Karolina liczyła, że przyjedzie też jej brat z rodziną. Leżąc wieczorem w łóżku wpadła na pewien pomysł. Zrealizować go mogła tylko z pomocą Marka. Spróbuje wyciągnąć go na stronę i krótko wyłuszczyć pomysł. Karolina wiedziała, że pod srogim spojrzeniem żony brat może nie wysłuchać jej argumentów.
Mieszkanie państwa Kłosów mieściło się w starej, ale całkiem niedawno odnowionej kamienicy. Na piętro prowadziły skrzypiące, drewniane schody. Karolina miała wrażenie, że od lat nic się tam nie zmieniło. Ściany na klatce schodowej były tak samo obdrapane, na szybach osadziła się  cienka warstwa kurzu. W rodzinnych czterech pokojach właściwie tylko kuchnia się zmieniła. Stare szafki zastąpiono nowoczesną zabudową pod wymiar. W jadalni i salonie stał duży, rozkładany stół i komplet krzeseł odziedziczony po rodzicach Tadeusza Kłosa. Sypialnia rodziców i dawny pokój Marka nie przeszły wielkiej metamorfozy. Pokój Karoliny natomiast zamienił się w gabinet pana domu, gdzie chował się przed gderaniem żony i przyjmował kolegów z uczelni.
Mama jak zwykle przygotowała małe przyjęcie. Nikomu nie pozwalała pomóc sobie w kuchni. Tradycyjny rosół z domowym makaronem, ziemniaki z koperkiem, bitki wołowe i dwa rodzaje surówek. Na deser sernik i szarlotka bo rodzina była w kwestii ulubionego ciasta podzielona. Karolina przy każdej wizycie proponowała pomoc choćby przy rozłożeniu talerzy. Na nic się to zdało. Matka najpierw od piątku szykowała wszystko, aby w niedzielę narzekać na ból nóg czy pleców. Takim podejściem powodowała, że jej dzieci nie czuły się już jak w rodzinnym domu, raczej jak u znajomych na przyjęciu imieninowym. Karolina doskonale pamięta, jak została zbesztana bo chciała wziąć z szafki w kuchni szklankę aby nalać sobie wody. Z powodu zachowania matki unikała wizyt u rodziców jak tylko mogła. Na samą myśl o tym że ma do nich iść dostawała skurczu żołądka.
Dla Karoliny najgorsze było to, że ojciec nie reagował na komentarze żony. Widział skrępowanie swoich dorosłych dzieci, ale nigdy nie zwrócił jej uwagi. Nastoletnie wnuki państwa Kłosów ewakuowały się do pokoju obok zaraz po drugim daniu. O ile Markowi udawało się uniknąć utyskiwania rodzicielki, o tyle Karolina siedziała jak przed sądem, który zaraz ma wydać na nią wyrok. Nigdy nie wyglądała i nie radziła sobie  wystarczająco dobrze, nie była wystarczająco dobrą córką, niewystarczająco interesowała się sprawami matki. Tylko jak ona, mając własne problemy, ciągle będąc w niedoczasie, wychowując samodzielnie nastoletnią Emilię, miała mieć energię na słuchanie narzekań Janiny Kłos? Zwłaszcza, że matka niejednokrotnie opowiadała kilka razy o tym samym. Kiedy Karolina, która  miała bardzo dobrą pamięć, któregoś dnia jej to wypomniała Janina zakończyła rozmowę twierdząc, że córka jest zniecierpliwiona i poddenerwowana i jak zwykle nie ma dla starej matki czasu. W tych momentach Karolina całkowicie się z nią zgadzała. Była zniecierpliwiona i zdenerwowana. A czasu pewnie nie miała goniąc kolejne terminy.
Ona sama do znudzenia powtarzała Emilii, że jest wspaniała taka, jaka jest. Mówiła córce, że w każdej sytuacji będzie ją wspierać i że jest z niej dumna. Emilka nie raz patrzyła na matkę z politowaniem, ale doceniała jej słowa. 
Obiad przebiegał według stałego, ustalonego przez gospodynię, porządku. Dało się wyczuć panujące w jadalni  napięcie. Tadeusz Kłos chciał rozluźnić atmosferę i zaproponował kieliszek nalewki śliwkowej. Dzieci i synowa ochoczo pokiwali glowami. Janina natomiast obrzuciła wszystkich piorunującym spojrzeniem pokazując co o tym myśli.
Chcąc choć na chwilę odetchnąć Karolina ukryła się w gabinecie ojca. Na starym, drewnianym,  biurku stały rozstawione szachy. Wysoki regał ciasno wypełniony był książkami. Emerytowany profesor etnologii kochał czytać. Teraz bardziej i mniej opasłe tomy pokrywała cienka warstwa kurzu. Tadeusz nie zawsze miał siłę aby sprzątać, a Janina nie wchodziła do jaskini męża. Karolina przysiadła na fotelu wyściełanym, kiedyś zielonym, a od lat wyblakłym, pluszem. Tak znalazł ją Marek. Podał jej kieliszek nalewki i usiadł na drugim naprzeciwko siostry.
- Co jest siostra? Chciałaś pogadać.
- Nie chciałbyś kupić wspólnie ze mną domu po dziadkach?
Karolina zadała pytanie i zanim brat zdążył coś odpowiedzieć, wyłuszczyla swój plan. Argumentowała o możliwości wyjazdów na święta, wakacje czy dłuższe weekendy. Przypominała jak fantastyczne mają związane z tym domem wspomnienia. Marek słuchał i nic nie mówił. Karolina nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.
- Karola, pomysł zacny - zaczął ostrożnie - ale jak to sobie wyobrażasz?
- Mam odłożone trochę kasy. Na stówę wzięłabym kredyt. Powinno się udać. Ty byś też  dorzucił stówę.
- A remont?
Karolina poczuła nadzieję.
- Widziałam zdjęcia ze środka. Wystarczy odświeżyć. Obecni właściciele sporo zrobili.
-- Czemu chcą go sprzedać?
- Powiedzieli, że jednak wieś to nie ich bajka.
Marek miał minę jakby z jednej strony chciał z miejsca przyklasnąć pomysłowi siostry, a z drugiej głęboko się nad nim zastanawiał.
- Muszę pogadać z Hanką. Nie mogę ruszyć oszczędności bez jej zgody nawet gdybym chciał od razu zgodzić się na twoją propozycję.
Karolina zmarkotniała, ale rozumiała brata.
- Mogę cię spytać skąd ten pomysł? Czemu nagle chcesz wrócić na wieś? Wydajesz się raczej miejskim stworzeniem - zapytał Marek po dłuższej chwili ciszy.
Karolina wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Szukam swojego miejsca. Niedługo Emi pójdzie na studia, czas zrobić coś dla siebie.
Marek pokiwał głową w zamyśleniu. Dolał do kieliszków nalewki i pili w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach. Karolina już planowała skąd weźmie brakujące pieniądze. Była zdecydowana na kupno tego domu. Czuła, że ze współudziału brata nic nie wyjdzie. Podejrzewała, że Marek nawet nie wspomni żonie o tej rozmowie. Zrobiło jej się przykro, ale paradoksalnie, poczuła w sobie siłę jakiej dawno już nie czuła. Usłyszeli wołanie matki, że kawa i ciasto na stole. Jak na komendę wstali i przeszli do jadalni. O dziwo, ich dotąd  zapatrzone w telefony dzieci odłożyły urządzenia i z dziadkiem grały w Scrabble.
Rodzeństwo usiadło przy stole. Karolina nałożyła sobie spory kawałek obłędnie pachnącej  szarlotki. Co z tego, że jabłka nie są keto? Raz na jakiś czas można zrobić wyjątek od przyjętych reguł. Na jej twarz wypłynął błogi uśmiech. Co, jak co, ale ciasta to matce zawsze wychodziły. Zanim wyszły Janina spakowała po kawałku ciasta dla niej i Emilki.
Po powrocie do domu Emilia od razu zamknęła się w swoim pokoju, a Karolina zaczęła się denerwować.
" Jak nie matka to szef" - pomyślała i nalała sobie trochę czerwonego wina.
Włączyła kolejny odcinek tureckiego serialu bo jej myśli znowu niebezpiecznie zbliżyły się do Błażeja Rogalskiego. Przypomniała sobie ciepło jego dłoni, zapach perfum i to jak się czuła kiedy był blisko. Zdecydowanie nie powinna tak się czuć. Nie przy kimś, kto jest jej przełożonym.

Przypadki K.K. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz