II.

132 16 1
                                    

Mało kto korzystał z tego przejścia. Być może dlatego, że najzwyczajniej w świecie niewiele osób wiedziało o jego istnieniu, a dla zaznajomionej z planem budynku służby było po prostu mało praktyczne i niewygodne. Podobnie jak każdego innego dnia, po drugiej stronie strzegli go dwaj gwardziści, aby przypadkiem nie dostał się tutaj nikt niepowołany. Drzwi otwierały się bezpośrednio do szerokiego, bogato zdobionego korytarza, który prowadził do bardziej prywatnych części pałacu, skrywających królewskie komnaty, łaźnie, a także znaczną ilość izb zamieszkałych przez nadworną służbę.

Jego kroki odbijały się echem od nagich ścian, dźwiękiem ostrych obcasów butów uderzających o idealnie gładką, kamienną posadzkę, rozświetloną przez jasne promienie słońca, wpadające do środka przez ogromne okna. Co parę metrów mijał zakręty prowadzące do innych części zamku, rozwidlające się niczym niekończący się labirynt. W końcu dotarł do ogromnych drzwi, tak bardzo wysokich, że mógłby przejść przez nie spokojnie nawet wtedy, gdyby był dwukrotnie wyższy, a do tego przepięknie rzeźbionych. Znalazł się w sali o jeszcze wyższym sklepieniu, w całości własnoręcznie malowanym w przeróżne motywy przyrody. Zwisał z niego wielki, ciężki, pozłacany kandelabr, którego dziesiątki świec służący musieli zapalać każdego dnia. Oświetlał gobeliny oraz obrazy wiszące na marmurowych ścianach, w których mieściło się również kilka przejść. Naprzeciwko największych drzwi zaś znajdowały się schody, których odgałęzienia na prawo i lewo kierowały do prywatnych komnat.

Wybrał lewe skrzydło, prowadzące go dalej, kolejnym korytarzem. Podłogę wyścielały czerwone dywany, a ściany były kunsztownie zdobione, podobnie jak mijane co jakiś czas drzwi. Skręcił raz, bardzo dobrze znając drogę, aż w końcu dotarł do miejsca, w którym korytarz kończył się znacznie większymi drzwiami, ale nie aż tak ogromnymi, jak te w sali z rozwidlonymi schodami.

Przed drzwiami krążył służący, bez wątpienia przysłany tu przez Hagalaza. Na widok księcia niemal od razu upadł przed nim na kolana, gdyby nie odwiódł go od tego szybkim gestem dłoni. Chciał błagać o przebaczenie za niewypełnienie rozkazu, jakim było sprowadzenie na uroczystość trzeciego w kolejności z czterech królewskich synów. W pałacu przykładano szczególną uwagę do stanowczej dyscypliny służby, ale Jeran nigdy nie traktował poddanych na tyle ostro, aby odnosili się do niego z aż tak lękliwą pokorą. Miał jednak świadomość, że gdyby to Eihwaz znalazł się tutaj na jego miejscu, nie odmówiłby sobie nastraszenia biednego mężczyzny, a może nawet wymierzenia mu właściwej, jak zazwyczaj twierdził, kary.

Odesłał sługę, nim nacisnął złotą klamkę i wszedł do komnaty, nawet nie zastanawiając się nad pukaniem. Wiedział, że jego starszy brat i tak nie zareaguje. Z premedytacją lub też nie, jeżeli nadal spał, co było całkiem prawdopodobne.

Pokój Dagaza należał do jednej z większych komnat. Po przejściu przez drzwi nie znalazł się jednak bezpośrednio w jego sypialni, a w pewnego rodzaju przedpokoju, w którym znajdowało się kilka drogich mebli, między innymi miękka, sporych rozmiarów kanapa oraz fotel, drewniany stolik i regały przepełnione książkami, co, na pierwszy rzut oka, w ogóle nie pasowało do reszty wystroju, a przede wszystkim do właściciela pokoju. Dagaz zyskiwał jednak przy bliższym poznaniu. Pomieszczenie w większości wypełniały również jego porozrzucane rzeczy, w głównej mierze ubrania, które zostały rzucone w nieładzie na oparcie sofy, porzucone na środku podłogi buty, w ilości większej niż dwie sztuki, a obok stolika leżało przewrócone, puste już naczynie po winie. Promienie słoneczne z trudem przeciskały się do środka pomiędzy ciężkimi, purpurowymi zasłonami, które przesłaniały duże okna oraz wyjście na balkon.

Odsłonił je, chcąc wpuścić nieco więcej światła, przy czym prawie przewrócił się o kolejną wazę. Przeklął brata w myślach, następnie kierując się do sypialni przez wysoki łuk w ścianie po lewej stronie. Wówczas jego oczom ukazało się ogromne łoże z grubym baldachimem, kolorem odpowiadającym zasłonom, u którego podstawy, na posadzce, poniewierało się jeszcze więcej ubrań, bez cienia wątpliwości, damskich. Purpurowa pościel skrywała dwie splecione razem, całkowicie nagie i pochłonięte sobą nawzajem sylwetki.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz