IV.

88 14 3
                                    

Tańczył z Berkano jeszcze długo, dopóki muzyka nie zmieniła się na bardziej żwawą i skoczną, dla niego zdecydowanie zbyt męczącą. Nie czuł się zbyt dobrze, głównie przez sporą ilość wina, którą wypił. Poza tym, musiał regenerować siły i przede wszystkim uważać na swoją ranę. Miał zamiar odprowadzić siostrę do stołu, jednak w połowie drogi zatrzymał ich parski książę. Nieco utykał na jedną nogę, ale nie licząc tego drobnego defektu, prezentował się doskonale. Wyciągnął do księżniczki dłoń, skłaniając się przed nią lekko.

– Pozwolisz? – Spytał, posyłając jej zachęcający uśmiech, lecz kiedy zerknął na Jerana kątem oka, przybrał podejrzanie przebiegły, lisi wyraz twarzy. Niezwykle nieprzyjemny.

– Nie miałeś przypadkiem skręconej kostki, książę? – Odparł chłodno, płynnie mówiąc po parsku. Wiedział, że Berkano nie posługiwała się tym językiem za dobrze, a niekoniecznie chciał, by rozumiała ich wymianę zdań, gdyby przybrała znacznie mniej przyjazny kierunek.

– Już mi lepiej – zapewnił, chwytając dłoń dziewczyny. – Ty za to, książę, powinieneś odpocząć – zauważył kąśliwie, przyglądając się jego blademu obliczu, i posłał mu wyzywające spojrzenie, prowadząc niedoszłą narzeczoną z powrotem na parkiet.

Jeran zaś planował wrócić na swoje miejsce przy stole i poczynił w tym kierunku parę kroków, lecz wówczas w oczy rzuciła mu się sylwetka króla zmierzającego wzdłuż ściany do tylnego wyjścia z sali. Rozejrzał się pośpiesznie dookoła, chcąc sprawdzić, czy nikt nie wybierał się jego śladem, po czym sam to uczynił, niezauważenie opuszczając ucztę. Gdy przeszedł przez drzwi do znacznie ciemniejszego, pustego korytarza, mężczyzna już prawie znikał za zakrętem po jego drugiej stronie.

– Ojcze...! – Zawołał niepewnie, szybko skracając dystans pomiędzy nimi paroma dłuższymi krokami. Poczuł nieprzyjemny ból w piersi, jednak nie przejął się tym zbytnio. To była jego jedyna szansa na to, aby z nim porozmawiać.

Król zatrzymał się, lecz nie od razu obrócił się w jego stronę. Dopiero kiedy rudowłosy książę doganiał go, spojrzał na niego przez ramię. Sprawiał wrażenie zmęczonego i być może wybierał się do swoich komnat.

– Dlaczego opuściłeś przyjęcie? – Zapytał. Wszystko w jego postawie, jak i wyrazie jego twarzy, wskazywało na to, że nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z najmłodszym synem. – Powinieneś...

– Wiem, że odmówiłeś Demetriusowi ręki Berkano – przerwał mu Jera. Zatrzymał się w odległości kilku kroków, wbijając w ojca uważne spojrzenie bladoniebieskich oczu.

– To dobrze. Widzisz, a jednak potrafisz się czymś zainteresować.

– A ty dobrze wiesz, że klątwa nie istnieje – przypomniał mu. Władca nie do końca wiedział, do czego zmierzał i właśnie odwracał od niego wzrok, mając zamiar ruszyć dalej. – Dlaczego więc odrzuciłeś oświadczyny? To była jedyna szansa na pokój między Derynią, a Pars – kontynuował, próbując go zatrzymać.

Mężczyzna obrócił się w jego stronę, posyłając mu zimne i zniecierpliwione spojrzenie szarych oczu.

– Derynia nie wyszłaby na tym zbyt dobrze, gdyby nagle, zaledwie kilka tygodni po zaręczynach, przyszła królowa Pars zmarła w tajemniczych okolicznościach, nie sądzisz? – Odpowiedział spokojnym tonem. Widząc, że książę najwidoczniej niewiele z tego zrozumiał, zbliżył się do niego i położył pomarszczoną, drżącą dłoń na jego ramieniu. – To ty jesteś klątwą Berkano, Jeran – wyjaśnił, wpatrując się w jego chłodne, bladoniebieskie oczy, z każdą kolejną sekundą otwierające się coraz szerzej w wyrazie zaskoczenia.

W przypływie złości książę strącił rękę ojca ze swojego ramienia, cofając się o parę kroków w tył. Nie. Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Nie chciał w to wierzyć. Odkąd Hagal zdradził mu, że małżeństwa nie będzie, podświadomie od samego początku wiedział, co było przyczyną tej decyzji, ale stanowczo wypierał to ze swojej świadomości. Nie miał zamiaru kontynuować tej chorej tradycji, postanowił to sobie już wiele lat temu. Jego ojciec najwidoczniej tego nie rozumiał.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz