Wyprzedzili powóz, gdy galopem ruszyli wzdłuż drogi prowadzącej z pałacu do miasta. Nie musieli jechać przez centrum, więc ominęli Tristram bokiem. Prowadził ich Eihwaz, który lubował się w polowaniach i najlepiej znał drogę. Gdy byli już daleko od stolicy, najstarszym książętom zachciało się wyścigów, więc wkrótce oddalili się od nich, znikając za jednym z pagórków.
Gdy Cadogan wdrapał się na wzniesienie terenu gęsto porośnięte trawą, jego jeździec zatrzymał go, spoglądając w dół. Rozciągała się przed nimi żywo zielona dolina, na której końcu majaczył początek gęstego lasu. U jego stóp wyrosły kolorowe namioty, których czerwone, deryńskie flagi powiewały na wietrze. Powóz, oczywiście, jeszcze nie dotarł, ale przed lasem gromadził się już tłum, chętny wrażeń, jakie zawsze dawało królewskie polowanie.
– Wciąż nie lubię polowań – odezwał się cicho Milo, nie patrząc na księcia. Jera dobrze wiedział, jak niechętny względem takich zabaw był jego dawny przyjaciel.
Ogier od razu zainteresował się znacznie mniejszą klaczą, gdy tylko przy nim przystanęła. Odwrócił łeb w jej stronę, aby ją obwąchać.
– To wszystko dla Demetriusa – wyjaśnił Jera i skrzywił się. – Jeszcze przez parę dni ma być naszym gościem.
– Tym bardziej nie chcę brać w tym udziału – oznajmił, w końcu przenosząc wzrok na Jerę.
– Nie musisz – odparł książę od razu i jak się okazało... wpatrywał się w Milo przez cały ten czas, gdy ten patrzył w dół doliny, na polanę pełną namiotów. Odwrócił wzrok, tak jakby przyłapany na gorącym uczynku. – Ja również nie chcę. Ale nie zamierzam nikomu dawać tej satysfakcji – dodał, zanim ścisnął boki Cadogana, a ogier galopem ruszył w dół stromego zbocza.
– Jera! – Krzyknął za nim, a po chwili i on ścisnął boki klaczy, która od razu ruszyła w dół zbocza. Skoro książę zamierzał wziąć udział w polowaniu, on również.
W mgnieniu oka znaleźli się na dole, pośród zgromadzonych ludzi oraz koni. Psy ujadały niemal bez przerwy, zwłaszcza, gdy minęli trzymają ich w prowizorycznej zagrodzie sforę. Jeran z daleka dostrzegł wierzchowce jego braci i to właśnie w tamtym kierunku się udał. Stali przy jednym z największych namiotów, szykując się już do polowania. Towarzyszył im również Rhys oraz najstarszy książę.
– Myślałem, że już do nas nie dołączycie – rzucił kapitan na powitanie, gdy Jera zsuwał się z ogiera.
– Niestety, nie daliśmy wam tej satysfakcji i jednak jesteśmy – oznajmił Milo.
Jera aż spojrzał w jego kierunku, słysząc to. Nie dane było im jednak porozmawiać, bowiem zbliżył się do nich Hagal, ubrany w odświętny strój, przeznaczony na polowania.
– Syn Everalda – odezwał się, mierząc Milo wzrokiem od stóp do głowy. – A więc to prawda. Nie poznałbym cię, gdybym nie usłyszał, że wróciłeś.
Milo zbliżył się do księcia Hagala i skłonił się przed nim z szacunkiem.
– Nie sądziłem, że aż tak bardzo się zmieniłem – przyznał, a kącik jego ust uniósł się. – Wszyscy się zmieniają, Milo – odpowiedział mu blondyn. Na jego twarzy również pojawił się lekki, niemal tajemniczy uśmiech. Obejrzał się przez ramię, spoglądając w miejsce, gdzie w towarzystwie lorda Everalda oraz księcia Demetriusa odpoczywał sam król. – Wróciłeś w samą porę. Może ktoś w końcu przemówi do rozsądku memu krnąbrnemu, najmłodszemu bratu.
Czarnowłosemu zrobiło się niemal miło, gdy Hagal zwrócił się do niego jego imieniem i jako jeden z nielicznych nie nazwał go bękartem. Spojrzał w stronę króla i Demetriusa... I zmrużył powieki, wpatrując się w ciemnowłosego Parsa.
CZYTASZ
Zapach malin [bxb]
RomanceKwitnące królestwo Derynii nie ma sobie równych na Wspólnym Kontynencie. Po wieloletnich wojnach z Pars, nad oboma państwami nareszcie rozciąga się widmo pokoju. W deryńskim pałacu nic nie jest jednak takie, jak się wydaje. Nadchodzi czas, w którym...