VII.

103 15 0
                                    

Książę Jeran już do końca dnia nie opuszczał swojej komnaty. Nie pozwolił tam również nikomu wejść – nie wpuścił służby ani brata, ani nawet lady Idalii. Zaszył się w środku, z całym tym bałaganem, nawet nie myśląc o jego posprzątaniu. Dosłownie się w nim zakopał, większość dnia spędzając w łóżku, tak jakby to było w stanie sprawić, że zniknie i zapomni o tym, co się wydarzyło. O tym, że Milo naprawdę wrócił. Jego zniknięcie pozostawiło w książęcym sercu pustkę... Która teraz wypełniła się chaosem. Czystym chaosem.

Nie był w stanie jeść ani spać, dokładnie tak, jak te trzy lata temu. Dopiero gdy zasnął, jakoś przed świtem, gwardziści w końcu wpuścili do jego komnaty parę służących, aby posprzątały. Nie obudziły go, na szczęście lub nie... Bowiem kilka godzin później lord Everald posłał po niego, bezskutecznie. Książę wciąż spał, ignorując wszelkie pukanie do drzwi jego komnat, a nikt ze służby nie miał odwagi, aby go obudzić.

Jedna ze służących przekazała Idalii, że książę wciąż śpi, a nikt nie chce go obudzić – pomimo tego, że lord Everald czekał na młodego księcia. Ochmistrzyni odłożyła więc swoje obowiązki na bok i udała się prosto do królewskiego skrzydła, a gwardziści przepuścili ją bez słowa. Była jedną z nielicznych osób, które miały dostęp do niemal każdej części pałacu.

Gdy dotarła do komnat księcia, nie zapukała. Weszła do środka, kierując się prosto do sypialni. Zbliżyła się do łóżka z lekkim wahaniem.

– Mój mały książę – odezwała się głośno, przysiadając na brzegu łóżka. Robiła tak zawsze, odkąd tylko Jera pamiętał.

O ile pierwsza komnata została mniej więcej doprowadzona do porządku, tak sypialnia księcia pozostała nietknięta. Toaletka nadal leżała przewrócona na podłodze, w całości pokryta rozsypaną biżuterią i innymi drobiazgami. Komoda ledwo opierała się o jakiś inny mebel obok. Zdarte zasłony zupełnie nie zatrzymywały mocnego światła słonecznego poranka. Jedynie rysunki zostały pozbierane i poskładane przez Milo, teraz leżąc na ozdobnej szafce przy łóżku księcia.

Na rozgrzanej słońcem posadzce, tuż przy oknach, wygrzewał się nakrapiany, wielki kot, jednak nawet nie zareagował, gdy lady Idalia bez słowa wkroczyła do komnaty. Jerę już jakiś czas temu obudziło pukanie, lecz nie odpowiadał w żaden sposób, nadal przysypiając. Obudził się ponownie dopiero teraz, czując, jak materac ugina się, a miękki, znajomy głos dotarł do jego uszu.

Żona lorda Everalda zawsze była dla niego niczym matka. Wykarmiła go własną piersią i wychowała u boku Milo oraz swoich córek. Jeszcze przed wyjazdem czarnowłosego, traktował ją niczym swoją najbliższą rodzinę... Ale wszystko zmieniło się, gdy jej syn zniknął bez śladu. Wówczas Jera odsunął od siebie każdego i wszystko, co kiedykolwiek się z nim łączyło.

– Po co przyszłaś? – Wychrypiał niewyraźnie pytanie, łapiąc za skrawek pościeli, aby naciągnąć ją na swoją głowę i ukryć się pod spodem niczym mały chłopiec.

– Nie chciałam zakłócać twojego odpoczynku, książę, ale lord Everald czeka na ciebie – powiedziała łagodnie. – Powinieneś także coś zjeść.

– Czego chce? – Zapytał cicho spod kołdry, ignorując zupełnie jej drugą uwagę. Po chwili odsunął jednak pościel, powoli siadając. Musiał złapać się za głowę, gdy zabolała go przez ostre światło słoneczne. Przymrużył przy tym oczy, wyglądając jeszcze gorzej niż zwykle. Były wyraźnie podkrążone, a on sam był cholernie blady... Jego kasztanowe włosy były kompletnie rozczochrane i w nieładzie, a od wczoraj nie ubrał nawet koszuli.

Idalia spojrzała na księcia i aż odetchnęła głośno. Chłopiec wyglądał źle. Bardzo źle...

– Nie wiem, książę, ale powiedział, że to bardzo ważne.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz