XXV.

103 11 5
                                    

Milo obudził się za sprawą intensywnych promieni słońca, które wdarły się do jego pokoju wraz z wspinającym się coraz wyżej po niebie słońcem. W pierwszej chwili chciał przekręcić się tyłem do okna, ale uniemożliwiło mu to drobne ciało, które niemal w całości na nim leżało. Nagie ciało.

Wspomnienia z poprzedniej nocy zaczęły powoli do niego wracać, a już po chwili Milo był wręcz boleśnie świadom tego, że... Naprawdę to zrobili. On i książę. On i Jera. Odetchnął głęboko, a jego dłoń zaczęła delikatnie sunąć po gładkich plecach księcia, który spał tej nocy jak zabity. Podróż statkiem, walka z piratami i nieprzespana noc – to wszystko dało mu się we znaki. A jakby tego było mało, miniony wieczór był dla niego... bardzo intensywny.

Teraz trwał jednak w błogim zawieszeniu. Nie poczuł, jak Milo próbuje obrócić się pod jego ciałem, ale zamruczał cicho przez sen, gdy szorstka dłoń mężczyzny zaczęła muskać jego jasne plecy. Wtulił się wówczas w to rozgrzane ciało, ocierając się gładkim policzkiem o twardą pierś Milo. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy palce czarnowłosego połaskotały go niechcąco po jego smukłej talii, obudził się, powoli otwierając zaspane, błękitne oczy.

Milo spojrzał w dół, a ich spojrzenia, wciąż nieco senne, spotkały się.

– Cześć – wyszeptał, ledwo słyszalnie.

Jera w pierwszej chwili nie do końca wiedział, gdzie się znajdował i co się wydarzyło. Czuł się przyjemnie rozluźniony i wspaniałe wypoczęty. Poduszka, na której spał, była co prawda trochę twarda, ale tak przyjemnie ciepła... I nagle dotarło do niego, że słyszy głos Milo, a kiedy zadarł lekko głowę, dostrzegł jego zaspaną twarz i zorientował się, że leżał na jego piersi. I nie tylko piersi... Dół jego drobnego ciała układał się idealnie pomiędzy długimi, smukłymi nogami Milo. Spali razem, w jednym łóżku, skóra przy skórze... Bez absolutnie żadnych barier. Po tym, jak spędzili razem noc.

Policzki księcia oblał wyraźny rumieniec, który przykrył pojedyncze piegi, w które do tej pory wpatrywał się Milo. Twarz Jery zawsze była porcelanowo blada i bez żadnej skazy, niczym czyste płótno... Ale od mocnego, adelijskiego słońca na książęcych policzkach pojawiły się nieznane Milo wcześniej, pojedyncze, jasnobrązowe kropki.

– Cześć – odszepnął Jera, wyraźnie ochrypłym głosem.

Dłoń Milo powoli przesunęła się z dołu książęcych pleców w górę.

– Jak się czujesz? – Zapytał cicho, muskając opuszkami palców jego kark, a książę aż zadrżał. Jego ciało pokryła gęsia skórka.

– Ujdzie – przyznał niepewnie.

Mężczyzna wsunął długie palce we włosy Jery tuż nad karkiem, uśmiechając się przy tym jednym kącikiem ust.

– Bądź szczery – poprosił.

Jera opuścił jednak głowę, wtulając się w pierś Milo. W pierwszej chwili tego nie odczuł, ale gdy teraz o tym pomyślał, faktycznie poczuł pewnego rodzaju dyskomfort. Podniósł się więc do siadu, aby się o tym przekonać, i skrzywił się, czując ból, który powędrował wzdłuż jego kręgosłupa w dół, między pośladki. Sięgnął tam dłonią, a gdy jego palce napotkały coś mokrego, aż drgnął gwałtownie... I spłonął ogromnym rumieńcem.

Milo obserwował go uważnie, a ten delikatny uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Przepraszam – mruknął znów, choć przecież przeprosił go już w nocy. Sam również powoli usiadł i dotknął jego nogi.

Książę wzdrygnął się na ten dotyk, ale już po sekundzie odpuścił, a jego ciało się rozluźniło. Wciąż nie przywykł do takich rzeczy. Taka bliskość... to nadal była dla niego absolutna nowość, nawet jeżeli Milo każdego dnia coraz bardziej burzył mur, który zbudował wokół siebie przez te wszystkie lata. Cegła po cegle, kamień po kamieniu, powoli go odkrywał.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz