Reszta dnia minęła im pod znakiem pierwszych przygotowań do adelijskiego święta. Jera zaplótł jeszcze trzy wianki, zanim zaczęło mu to naprawdę całkiem dobrze wychodzić, a późnym popołudniem udali się na plac za domem, gdzie synowie Revny poprosili Milo o lekcję fechtunku. Ćwiczyli więc razem aż do kolacji, a Jera przyglądał się im z boku, odpoczywając razem ze swoim gepardem. Ta dziwna sielanka była mu zupełnie obca... Nawet w deryńskim pałacu, gdzie nie miał zbyt wielu obowiązków, towarzyszyło mu wieczne napięcie, jakby zawsze czuł na swoim karku czyjś oddech – czy to ojca, czy braci, czy nauczycieli. Nawet we własnej komnacie nie czuł się w pełni komfortowo, wiedząc, że tuż za drzwiami stali przysłuchujący się wszystkiemu strażnicy, a każdy niepokojący szmer mógł zostać sprawdzony lub doniesiony królowi.
Tutaj, choć otoczony był innymi ludźmi i sam był zaledwie gościem w domostwie Diona, czuł się swobodnie jak nigdy wcześniej. Choć na krok nie opuszczały go myśli o minionych wydarzeniach z ostatnich dni, mógł wreszcie prawdziwie odpocząć i się zrelaksować. Milo miał rację, twierdząc, że w Adeliyi na pewno mu się spodoba – zdołał już bowiem zakochać się w kąpielach w tym wielkim basenie, polubił adelijskie jedzenie oraz wino, a także sam sposób bycia Adelijczyków. Pozostał tylko jeden problem... Tej nocy również nie mógł zasnąć. Nie zamierzał jednak pozwolić historii się powtórzyć, zwłaszcza po pamiętnej rozmowie z Revną przy śniadaniu. Długo leżał więc w swoim wielkim, chłodnym łóżku, aż w końcu wtulił się w kociego Milo i zdołał zasnąć.
Zgodnie ze słowami Gai, pierwszego dnia święta całe Lychnidos jakby zamarło. Panująca w mieście cisza dotarła nawet na jego obrzeża, do domu Revny. Służba została odprawiona, co w deryńskim pałacu w przypadku jakichkolwiek uroczystości byłoby niedopuszczalne. Adelijczycy nie pracowali jednak w pierwszy dzień święta i zgodnie z tradycją, powstrzymywali się od wszelkich prac niezwiązanych z jego obrzędami.
Revna zapewniała ich, że post ich nie dotyczył, jednak Jeran bardzo chciał dotrzymać adelijskich zwyczajów. Zjedli więc tylko śniadanie, aby potem wraz z Revną i jej córkami zająć się przygotowywaniem kwiatów. Książę nie miał pojęcia, na co było ich aż tyle, lecz przekonał się o tym następnego dnia, gdy wszystkie te bukiety oraz kwiatowe girlandy posłużyły do udekorowania miasta oraz świątyni bogini Agape.
– Wymyśliłeś już dla mnie jakieś imię? – Zapytał, gdy Milo wszedł do jego pokoju z naręczem ubrań przygotowanych przez Revnę. O zachodzie słońca musieli dotrzeć do sąsiedniej wioski, na ślub i wesele Charilaosa.
– Przecież to dziewczyny miały wymyślić dla ciebie imię – przypomniał mu z nutką rozbawienia, zanim odłożył ubrania bezpiecznie na duże łóżko. Dopiero po tym zbliżył się do księcia, a na jego wargach błąkał się delikatny uśmiech. – Żadne inne imię nie będzie pasowało do ciebie tak, jak twoje własne, ale... Gdy patrzę na ciebie, myślę... Kallias – powiedział, każde kolejne słowo wypowiadając coraz ciszej, aż stanął tuż przed księciem.
– Miały tyle głupich pomysłów, że chyba im się już znudziło – odpowiedział mu Jera, podnosząc się, aby mogli stanąć przed sobą twarzą w twarz. Zmarszczył lekko brwi. – Kallias?
– Piękny – wyjaśnił Milo, patrząc Jerze prosto w oczy.
Chłopak drgnął i aż zamrugał, słysząc to, a w następnej chwili jego piegowate policzki pokrył delikatny rumieniec.
– Nie ma mowy – odpowiedział, kręcąc głową.
– Dlaczego? – Zapytał od razu czarnowłosy, nie zamierzając odpuścić. Krótko opuścił wzrok na jego zaróżowione policzki, zanim powrócił spojrzeniem do błękitnych oczu. – Jesteś piękny, wiesz o tym.
![](https://img.wattpad.com/cover/358888733-288-k428914.jpg)
CZYTASZ
Zapach malin [bxb]
Roman d'amourKwitnące królestwo Derynii nie ma sobie równych na Wspólnym Kontynencie. Po wieloletnich wojnach z Pars, nad oboma państwami nareszcie rozciąga się widmo pokoju. W deryńskim pałacu nic nie jest jednak takie, jak się wydaje. Nadchodzi czas, w którym...