IX.

139 17 0
                                    

Przeszli kilka krętych korytarzy w całkowitym milczeniu, aż dotarli do niewielkiej komnaty. Nie znajdowała się ona w kwaterach służby ani też w królewskim skrzydle, ale Milo doskonale wiedział, dokąd Jera go zabrał. Przed drzwiami nie stali żadni strażnicy, a książę, niczym zwyczajny gość, zapukał rytmicznie do drzwi. Minęła chwila, zanim otworzył je stary Bernard, poprawiając na nosie okulary.

– Wasza Książęca Mość – skłonił się, od razu otwierając drzwi na oścież. – Co cię do mnie sprowadza? Rana doskwiera?

Młody książę pokręcił jednak głową, wchodząc do środka, zanim kciukiem wskazał na Milo. I jego pobitą twarz.

Milo zmieszał się okropnie, gdy Jera wskazał na jego twarz, bo nawet przez moment nie sądził, że może chodzić... o niego. Że przyszli tu dla niego.

– Witaj, Bernardzie – przywitał się cicho Milo i niechętnie wszedł za księciem do środka.

– Kiedy zaproponowałem, żebyś mnie odwiedził, miałem na myśli coś zupełnie innego – mruknął medyk pod nosem, zamykając drzwi.

Książę w tym czasie znalazł dla siebie miejsce pod jednym z regałów, o które oparł się, krzyżując ramiona na torsie. Na jego twarzy pojawił się łagodny wyraz zaskoczenia, gdy usłyszał medyka. Zaobserwował również, że ani trochę nie zdziwił go widok Milo.

– Widzieliście się już? – Zapytał, mrużąc lekko oczy.

– Och, Milo pomagał mi przy twojej ranie... A raczej, to ja pomagałem jemu – zażartował Bernard, szykując wszystkie potrzebne specyfiki.

Milo zaśmiał się cicho, słysząc to. On również nie sądził, że przyjdzie do Bernarda tak szybko, a do tego z poobijaną twarzą. Jednak bardzo szybko spoważniał i delikatnie pokręcił głową.

– To nic takiego – odpowiedział cicho. – Dałbyś sobie radę beze mnie – dodał, patrząc na Bernarda.

Medyk łypnął na niego, zanim gestem kazał mu usiąść na jakimś niskim stołku, aby dokładnie obejrzeć jego twarz. Jera natomiast nie odpowiedział. Jedynie obserwował ruchy medyka, tak jakby kontrolował go, sprawdzał, czy nie popełni jakiegoś błędu... Czy nie zaszkodzi Milo. Starzec obejrzał dokładnie twarz czarnowłosego, powycierał ślady krwi, a na opuchliznę zaaplikował jakąś maść – niezbyt ładnie pachnącą i niestety, nie bezbarwną, więc Milo wyglądał jeszcze gorzej, lub może raczej bardziej zabawnie, niż wcześniej.

– Najlepiej sprawiłby się zimny okład – stwierdził medyk, a do jego głosu zakradło się rozbawienie. – Ale w lecie ciężko o śnieg.

– Niestety jest zbyt daleko, by jechać na Północ – odpowiedział mu Milo i nawet uśmiechnął się kącikiem ust.

– Następnym razem postaraj się dostać w twarz zimą – rzucił chłodno książę. Niestety, nawet zimny ton jego głosu oraz jego zachowanie nie były w stanie pomóc na opuchliznę na twarzy Milo.

– Wasza Wysokość, jak sprawdzają się moje maści? – Zagadnął za to medyk, zmieniając temat. Jera przeniósł na niego swoją uwagę, a jego wyraz twarzy świadczył o tym, że nie miał pojęcia, o czym mówił. Starzec westchnął ciężko. – Twoja rana jest problematyczna, książę...

Pomimo tego zimnego tonu głosu księcia, Milo niemal się roześmiał. Niemal. Jednak niezwykle szybko, dzięki pytaniu Bernarda, spoważniał.

– Zostawiłeś te maści w komnatach księcia?

– Służba na pewno je wczoraj dostarczyła – zapewnił starzec. – Wraz z naparami wzmacniającymi.

Pokiwał głową, zanim spojrzał na Jerę.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz