XI.

143 16 2
                                    

Kiedy tylko Milo opuścił powóz, jeszcze przed pałacem został zatrzymany przez Raollina.

– Książę Jeran prosi cię do swoich komnat.

Wiedział, że nie było sensu w zadawaniu Raollinowi żadnych dodatkowych pytań, dlatego od razu podążył do komnat Jery. Wiedział również, jak bardzo potrzebował kąpieli i spotkania z Bernardem... Nie zdołał jednak dotrzeć do sypialni, bowiem po drodze napotkał służącą, która zatrzymała go i lekko się przed nim skłoniła.

– Jego Wysokość jest w łazience – poinformowała go, po czym pospiesznie odeszła. W tamtym momencie Milo nie rozumiał już niczego. Dotarł do odpowiednich drzwi i niepewnie zapukał, choć były lekko uchylone. Gdy rozległo się ciche "wejść", a czarnowłosy zajrzał do środka, dostrzegł księcia siedzącego na brzegu wanny pełnej parującej, gorącej wody. Wciąż miał na sobie ubranie z polowania, a nawet buty. Palcami dotykał wody, w której unosiła się lekka piana.

– W końcu jesteś – mruknął, podnosząc na niego wzrok.

Na twarzy Milo pojawiło się jeszcze większe zmieszanie, ale ostatecznie wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.

– Dlaczego tu na mnie czekałeś?

– Bernard jest zajęty składaniem nogi tego durnia – oznajmił Jeran, powoli zsuwając się z wanny. Podszedł do Milo i stanął przed nim, swobodnie obejmując się ramionami. Dłonie położył na swoich łokciach. – Więc wykąpiesz się tutaj, a ja zajmę się twoimi obrażeniami.

Zielone oczy mężczyzny otworzyły się szeroko, gdy tylko to usłyszał.

– Mogę poczekać na Bernarda. I nie powinienem... Kąpać się tutaj.

– Bardzo lubisz negować wszystko, co powiem, prawda? – Zapytał Jera, znów mrużąc lekko oczy w ten cholernie charakterystyczny sposób.

– Chyba tak – odparł Milo, a kąciki jego ust wygięły się w delikatnym uśmiechu.

– Wykąp się i przyjdź, jak skończysz – rzucił książę, po czym wyszedł, a Milo mógł zauważyć w łazience przygotowany dla niego czysty ręcznik, świeże ubrania oraz mnóstwo pachnących specyfików do kąpieli. Te akurat musiały należeć do Jery.

Książę naprawdę na niego czekał. Stał przy oknie, wciąż obejmując się ramionami, a gdy usłyszał drzwi, obrócił się z lekkim opóźnieniem. Natychmiast znieruchomiał, gdy spojrzenie jego błękitnych oczu napotkało wysoką sylwetkę bruneta. Milo zawsze był wysoki... Ale nie aż tak. Utkwił w jego pamięci jako chuderlawy chłopak, a teraz... Teraz stał przed nim prawdziwy mężczyzna. Bardziej barczysty, ale nadal smukły. Dobrze zbudowany. Widocznie umięśniony... Krople wody zatrzymywały się w obrysach jego mięśni, gdy spływały po jego nagim torsie.

Jera z pewnością gapiłby się dłużej, gdyby jego gepard nie zareagował na przybysza, podchodząc do niego z zainteresowaniem. Książęcy wzrok skupił się wreszcie na śladach niedźwiedzich pazurów na piersi Milo.

– Siadaj – rozkazał szybko, a sam podszedł do stołu, aby odsunąć jedno z krzeseł i zabrać potrzebne mu rzeczy.

Ciemnowłosy oderwał wzrok od księcia i spojrzał na geparda, wyciągając dłoń w jego stronę. Nie pogłaskał go, a jedynie pozwolił obwąchać swoją rękę, zanim delikatnie dotknął wielkiego nosa.

– Mógłbyś zostawić to Bernardowi – rzucił cicho, podchodząc do stołu. Posłusznie usiadł, znów wbijając w chłopaka swoje zielone spojrzenie.

– Twój ojciec urwie ci głowę, jeśli nie pojawisz się na kolacji – odparł Jeran, w pełni skupiając się na tym, co miał zrobić. Obejrzeć ranę, raz jeszcze umyć ją, posmarować maścią i opatrzyć, jeśli będzie trzeba. Tak. Właśnie na tym musiał się skupić. – A Bernard nie skończy zbyt szybko, więc na pewno byś się spóźnił – dodał, zanim zanurzył kawałek materiału w ciepłej wodzie i z największą delikatnością zaczął przemywać zadrapania.

Zapach malin [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz