Jera obudził się jako pierwszy. Po tym, co usłyszał w nocy, jego sen był płytki i niezbyt efektywny, przez co obudził się, kiedy tylko dotarły do niego pierwsze odgłosy innych domowników.
Pozwolił jednak Milo jeszcze trochę spać. Sam zsunął się z łóżka i podszedł do okna, obserwując wschód słońca i budzące się do życia, położone w oddali, miasteczko. Zastanawiało go, czy bracia szukali go nadal, czy może wrócili do pałacu, aby odpocząć i na spokojnie zaplanować poszukiwania... Ale Eihwaz nie należał do tych spokojnych. Jera miał wrażenie, że bez ustanku czuł na karku jego oddech... Ale dlaczego Eihwazowi miałoby zależeć tak bardzo na tym, by ich zatrzymać, skoro to on sam zaplanował ten spisek?
Czarnowłosy przebudził się chwilę później. Niewiele myśląc, przytulił się do geparda, zanim odsunął się od niego i przeciągnął, a jego zaspane spojrzenie powędrowało w stronę okna.
– Jera? – Odezwał się ochrypłym, tak bardzo zaspanym głosem.
– Wstawaj – odpowiedział mu cicho książę, obejmując się ramionami. – Powinniśmy wyruszyć jak najszybciej.
– To dlaczego mnie nie obudziłeś? – Zapytał od razu, wstając. Obszedł łóżko i stanął tuż za księciem, ale nie dotknął go.
Jera westchnął ciężko, trochę z irytacją, obracając się w stronę Milo.
– Poprosisz siostrę o jakieś ubrania?
– Nie musisz się tak irytować...
Zmrużył oczy, patrząc na kompletnie nieprzytomnego Milo.
– W porządku – odparł. – Sam to załatwię – oznajmił, po czym ruszył w kierunku wyjścia.
– Jera! – Zawołał za nim brunet i ruszył, szybko łapiąc go za ramię.
W pierwszej chwili książę chciał go odepchnąć, uciec od niego... Ale w następnej sekundzie wpadł na jego silny tors, a cała złość momentalnie z niego uleciała. Zacisnął palce na koszuli nocnej bruneta, na jego piersi, tam, gdzie wylądowały jego własne dłonie, i powoli oparł czoło o jego obojczyk. Wziął drżący oddech... i pozwolił sobie się rozsypać. Tak po prostu.
– Nie wiem, co robić – wydusił bezradnie, a do jego głosu zakradła się panika.
Milo objął go mocno, pochylając się, aby ucałować go gdzieś we włosy.
– Poradzimy sobie – szepnął, głaszcząc delikatnie jego plecy. Nie zdążył dodać nic więcej, bo rozległo się pukanie do drzwi, a on niechętnie podniósł głowę.
– Milo? Książę? – Dotarł do nich głos Elisarii.
Jera naprawdę chciał w to wierzyć. Nie był jednak tak zaradny, jak czarnowłosy... Milo przez trzy lata podróżował, całkowicie sam. Zwiedził wiele krain i na pewno umiał poradzić sobie w każdej sytuacji. Natomiast on... był tylko księciem. Do tego rozpuszczonym, jak twierdziło wiele osób. Nigdy nawet nie pełnił służby na granicy, w końcu nie miał jeszcze osiemnastu lat, ani nie walczył na froncie. Czuł się niezaradny, niezdarny wręcz. W porównaniu do Milo i braci absolutnie nic nie potrafił.
Odsunął się od niego, słysząc głos kobiety. Poprawił przy tym koszulę nocną, która podwinęła się nieco, kiedy Milo go przytulał, i sam podszedł do drzwi, aby je otworzyć.
– Dzień dobry, książę – przywitała się Elisaria, delikatnie pochylając przed nim głowę. – Możemy porozmawiać? – Zapytała, patrząc ponad ramieniem Jery na swojego brata, który wciąż stał w tym samym miejscu, w którym pozostawił go książę.
– A możemy porozmawiać, gdy już przebierzemy się i zejdziemy na dół? – Zasugerował niechętnie Jera, ale odsunął się lekko od drzwi.
– W pewnym sensie, przyszłam do was właśnie w tej sprawie – odpowiedziała, niezrażona tonem głosu księcia. Miała ze sobą naręcze ubrań. – Nie zamierzałam dawać ci, książę, ubrania kogoś ze służby... I nie zrobię tego, bo nikt nie jest tak mały – oznajmiła, podchodząc do łóżka.

CZYTASZ
Zapach malin [bxb]
Storie d'amoreKwitnące królestwo Derynii nie ma sobie równych na Wspólnym Kontynencie. Po wieloletnich wojnach z Pars, nad oboma państwami nareszcie rozciąga się widmo pokoju. W deryńskim pałacu nic nie jest jednak takie, jak się wydaje. Nadchodzi czas, w którym...