Rozdział 4

241 12 0
                                    

Następne kilka dni było nudne jak flaki z olejem. Każdy poranek zaczynał wyglądać tak samo, jednak wieczór był kompletnie inny. Przez te parę dni zdążyłam poznać swoich stałych klientów, a na konto wpływały takie liczby, o których nawet mi się nie śniło. Kiedy jeszcze byłam w firmie dostałam wiadomość od tego idioty, który wciąż nazywał mnie kruszynką, co doprowadzało mnie do szału.

Nathan: Dzisiaj o dwudziestej pierwszej u mnie, musimy z kimś porozmawiać kruszynko.

Przewróciłam oczami widząc jego wiadomość.

Ja: Z kim?

Odpisałam i czekałam na odpowiedź bawiąc się moimi kciukami nie odkładając telefonu.

Nathan: Z kimś ważnym, dowiesz się jak przyjedziesz.

Westchnęłam ciężko. Czułam, że ostatnie dni strasznie mnie wymęczył. Coraz mniej czasu spędzałam w domu, a bardzo chciałam odpocząć. Dzisiaj był piątek, więc miałam w planie cały weekend siedzieć w domu z moimi siostrami, które coraz bardziej oswajały się z brakiem ojca. Spędzałam z nimi zbyt mało czasu i chciałam to nadrobić. Jak było ustalone punkt o dwudziestej pierwszej, zjawiłam się pod klubem Laurenta. Wraz z moimi ochroniarzami weszłam do budynku i od razu skierowałam się do gabinetu tego idioty. Ochroniarze przed drzwiami spojrzeli na mnie i nic nie powiedzieli kiedy weszłam bez pukania do gabinetu. Nathan siedział przy swoim biurku i klikał coś na laptopie.

- Minuta spóźnienia.

Powiedział nawet nie podnosząc na mnie wzroku.

- Ta minuta to czas, w którym przyszłam tutaj z parkingu. - usiadłam na kanapie i westchnęłam. - więc... O co chodzi?

Zapytałam. Laurent w końcu zamknął klapkę laptopa i spojrzał na mnie.

- Chodzi o przedłużenie umowy z naszym dostawcą, przyjedzie jego przedstawiciel i masz być kurwa miła.

Uśmiechnęłam się.

- Zawsze jestem miła.

Usłyszałam głośny śmiech Laurenta.

- Tak... Zawsze.
Zaśmiał się i wstał. Wsadził ręce do kieszeni swoich garniturowych spodni i podszedł do okna. Wyjrzał na parking i zmarszczył brwi.

- Ty codziennie jeździsz innym samochodem?

Spojrzał na mnie, jakby zaskoczony.

- A ty nie?

Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Laurent pokręcił głową śmiejąc się i westchnął. Otworzył szeroko okno i zaciągnął się świeżym powietrzem. Dopiero teraz zauważyłam, że tatuaże na jego szyi ciągnęły się aż na klatkę piersiową i ramiona. Przez jego białą koszulę prześwitywał czarny tusz. Na nadgarstku miał srebrny zegarek, który z pewnością był wart grube miliony. Nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna mniej więcej w wieku Laurenta. Swoją drogą bardzo przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany z twardo zarysowaną szczęką, którą porastała idealnie przycięta broda.

- Dobry wieczór.

Przywitał się mężczyzna delikatnie uśmiechając. Cholera... Ten głos to mokry sen każdej kobiety. Wstałam z kanapy i zorientowałam się, że jest wyższy niż mi się wydawało przed sekundą. Mężczyzna podszedł do mnie i z uśmiechem na twarzy wyciągnął do mnie rękę.

- Chyba jeszcze się nie znamy, Nicolas Meyer.

Przedstawił się z akcentem niemieckim. Uśmiechnęłam się i spojrzałam wprost w jego oczy.

Perfect Devil [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz