Rozdział 27

197 12 1
                                    

Była godzina dwudziesta pierwsza gdy Nicole opuściła mój dom. Czułem się znacznie lżej wiedząc, że między nami będzie już tylko lepiej. Bardzo się cieszyłem gdy zgodziła się zjeść z nami kolację. Odzyskuję swoją małą siostrzyczkę. Podczas rozmowy z nią dowiedzieliśmy się, że Nicole założyła własną firmę, która zajmuje się organizacją ślubów. Moja siostra bardzo odnajduje się w tym temacie i widzę jak z pasją opowiada o swojej pracy. Kiedy wszedłem do salonu Malvina siedziała na kanapie wpatrując się w panoramę miasta. Opadłem na kanapie obok niej i westchnąłem ciężko.

- W końcu się przełamałem.

Powiedziałem odwracając głowę tak, aby patrzeć w jej oczy.

- Jestem z ciebie dumna, dobrze zrobiłeś.

Uśmiechnęła się wyciągając swoją dłoń aby pogładzić mnie czule po policzku. Kochałem ją. Naprawdę ją kochałem mimo, że o tym nie wiedziała. Nie mogłem zapomnieć o niej jak tylko zobaczyłem ją pierwszy raz. To był kompletny przypadek. Przyjechałem wtedy do Cleménta w interesach. Zmierzaliśmy do jego gabinetu na piętrze i chwilę przed tym jak wszedłem do jego gabinetu, ona wyszła ze swojej sypialni. Jej niewinność, którą jeszcze wtedy miała w sobie utkwiła mi w pamięci. Nie mogłem o niej zapomnieć. Westchnęłam z ulgą. Mam ją teraz przy sobie co bardzo mnie cieszy. Jednak nie wiedziałem czy Clemént byłby zadowolony z tego co do niej czuje. Mimo wszystko nie jestem dla niej odpowiednim człowiekiem. Zasługiwała na kogoś znacznie lepszego. Na kogoś kto nie ma problemów sam ze sobą... Ale nie ma ludzi, którzy nie mają ze sobą problemów. Każdy z nas widzi w sobie wady, dostrzegamy problemy, która są w nas - i o zgrozo - większość problemów jakie wystepują są w nas samych. Dobrze wiemy jak je rozwiązać, jednak musi upłynąć trochę czasu, żeby w końcu nam to przyszło do głowy.

- Dziękuję, że przyjechałaś.

Powiedziałem patrząc w jej pięknie, niebieskie oczy.

- Żaden problem.

Uśmiechnęła się. Miała piękny uśmiech, a jednak rzadko go pokazywała.

- Grasz czasem na tym fortepianie?

Zapytała po dłuższej chwili ciszy.

- czasem tak.

Odpowiedziałem nie odrywając od niej wzroku mimo, że ona patrzyła na instrument w rogu salonu.

- Mogę zagrać?

Spojrzała na mnie.

- Oczywiście.

Uśmiechnąłem się. Dziewczyna od razu wstała i podeszła do instrumentu.

- Nie wiem kiedy ostatnio grałam na fortepianie, chyba jak byłam w liceum.

Stwierdziła unosząc klapę fortepianu. Usiadła na stołku i odsłoniła czarno białe klawisze. Początkowo szukała odpowiedniego dźwięku, a chwilę później zaczęła grać melodię Experience autorstwa Ludovico Einaudi, która znałem na pamięć. Początkowo szło jej wspaniałe. Idealnie dobrała rytm, jednak im dalej szła tym bardziej myliła nuty. Nagle zaprzestała grać.

- Zapomniałam jak to szło.

Westchnęła zrezygnowana. Uśmiechnąłem się delikatnie i wstałem.

- Posuń się.

Powiedziałem zmierzając w jej kierunku. Delikatnie odsunęła się na siedzisku.

- Chyba nie zmieścimy się tu we dwójkę.

Powiedziała śmiejąc się cicho. Niewiele myśląc chwyciłem jej talię i uniosłem sadzając ją na górze fortepianu. Akurat ten element, na którym siedziała nie poruszał się, jednak tuż za nią była uniesioną klapa, na którą musiała uważać. Usiadłem na siedzeniu i spojrzałem na nią. Zaskoczona patrzyła na mnie opierając swoje dłonie na rancie fortepianu. Jej stopy dotknęły klawiszy, które wydały z siebie dźwięk.

Perfect Devil [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz