Rozdział 25

194 9 0
                                    

Wróciłam do domu idealnie aby zdążyć na obiad. Właśnie Eliza rozstawiała cieplutkie jedzenie na stole. Wyjątkowo jako pierwsza zasiadłam przy stole. Poczekałam chwilę na resztę domowników i zaczęliśmy obiad.

- Malvino co kierowało tobą przy wyborze koloru dywanu przed wejściem? – zaczęła babcia Inés. – zawsze był czerwony.

Ciekawe co jej się stało, że nie darła japy.

- Szacunek do taty i wujka.

Odpowiedziałam krótko.

- Bardzo to doceniam, jednak powinnaś utrzymać tradycję.

Westchnęła ciężko.

- W przyszłym roku osobiście możesz wybrać kolor dywanu babciu.

Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się złośliwie.

- Nie podobało mi się także to jak usadziłaś gości, Richardsonowie siedzieli na drugim końcu sali, a dobrze wiesz, że to nasi dobrzy przyjaciele.

- Państwo Richard to wasi dobrzy przyjaciele – wyraźnie podkreśliłam słowo wasi, mając na myśli ją i dziadka. – bliżej usiedli przyjaciele taty, czyli rodzina De Santa.

Powiedziałam spokojnym głosem. Babcia nagle uderzyła pięścią mocno w stół. Sztućce aż odbiły się od talerza.

- Przestań w końcu mówić do mnie takim tonem!

Krzyknęła wściekła.

- Jakim?

Zapytałam, udając że nie mam pojęcia o czym mówi.

- Jesteś źle wychowaną dziewuchą! Od zawsze musiałam Cleméntowi, że powinien cię trzymać na krótkiej smyczy!

Jak dobrze, że cię nie posłuchał.

- Wyglądam na psa, że miał mnie trzymać na smyczy?

Wkurwiłam ją do reszty. Wstała energicznie z krzesła, aż ono się przewróciło. Wściekłym krokiem wyszła z jadalni i poszła na górę. Przynajmniej będzie spokój.

- Nie przejmuj się nią Malvino.

Powiedział dziadek. Chyba pierwszy raz zareagował na jej dziecinadę.

- Nigdy się nią nie przejmuję dziadku, już zawsze będzie tak nas krytykować.

Spojrzałam na moje siostry, które siedziały ze spuszczonymi głowami niechętnie spożywając posiłek. Nie mogłam z tym nic zrobić. Gdybym kazała jej się wyprowadzić, raz że złamałabym zasadę, dwa byłabym oczerniania przez nią przy całej rodzinie, mówiąc jaka to jestem niedobra bo kazałam jej się wynieść. Z resztą już i tak gada przy wszystkich, że jestem najgorsza. Dziecko diabła. Nie mówiła tak tylko wtedy gdy był tata, a że teraz go nie ma, myśli że może do mnie mówić jak jej się żywnie podoba. Nie tym razem babuniu.

***

Po obiedzie zrobiłam trening, wzięłam prysznic i popracowałam jeszcze do kolacji. Tym razem zjedliśmy ją bez babci, gdyż śmiertelnie się obraziła. Zjadłam skromną kolacje, specjalnie po to aby móc jeszcze zjeść u Nathana.

- Nałóż sobie jeszcze sałateczki kochanie.

Zachęcała mnie babcia Stéphanie. Typowe dla niej.

- Dziękuję babciu, naprawdę już nie mogę.

Uśmiechnęłam się do niej. Po kolacji poszłam do swojego pokoju i przebrałam się materiałowe spodnie oraz kaszmirowy sweter. Talię podkreśliłam paskiem ze złotą klamrą, a także dodałam małe kolczyki w kształcie serduszek. Na stopy założyłam botki na słupku i spryskałam się swoimi perfumami od Diora. Usta pomalowałam wiśniowym błyszczykiem i byłam gotowa. Zeszłam na dół i idąc w stronę przejścia do garażu natknęłam się na Donatellę.

Perfect Devil [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz