8

530 20 4
                                    

Dzień jak codzień, budzik zadzwonił o 8.00 zrywając mnie na równe nogi.
Bardzo dobrze mi się spało przez, co totalnie nie chciało mi się ruszać z mojego cieplutkiego i mięciutkiego łóżeczka.
Jak nie wstaniesz, to skończysz pod mostem.

Ta wizja na życie odpowiednio mnie zmotywowała.  Zwlokłam dupę i pierwsze, co to ruszyłam do toalety się umyć i lekko doprowadzić do ładu i składu, żeby przypadkiem nie przestraszyć Aidena.

Zeszłam na dół, gdzie przywitał mnie piękny zapach gofrów i dżemu truskawkowego. Biegiem wręcz podążyłam do kuchni, w której stał mój pół nagi przyjaciel. Tak, pół nagi.

- Dzień dobry, moja droga. Gofra? - przywitał mnie swoim bialutkim uśmiechem wysuwając świeżo co zdjętego z gofrownicy gofra.

- Dzień dobry. Fajne gatki, takie w kotki. Co ty idziesz polować na czternastolatki? - zapytałam z drwiącym uśmiechem.

- Słuchaj no! Co ci nie pasuje w nich? Piękne, różowe, a na dodatek w koteczki. Przeurocze, nieprawdaż?- uniósł znacząco brwi i zrobił słodką minę.

- Tak. Są cudowne. - powiedziałam z uśmiechem.

Wzięłam talerz i nałożyłam sobie dwa jeszcze gorące gofry.

- Jest bita śmietana?

- Musiałabyś znowu dobrze wytrzepać, aby była tak dobra. - odpowiedział z zadziornym uśmiechem usiłując mnie speszyć.

Popatrzałam się na niego spod byka, nie chowając mego poirytowania jego postawą.

- Dobra, już się nie denerwuj złociutka, bo ci zmarchy na czole wyjdą. Kupiłem wczoraj wieczorem z myślą o tobie. - uśmiechnął się zaczepnie. - Jest w lodówce. Już od wczorajszego wieczora marzyły mi się gofry.

- jakiś ty kochany. Aż się serduszko raduje, że 
c z a s e m  o mnie myślisz. - podeszłam i złożyłam szybkiego całusa na jego policzku.

Ten zaś się oburzył i powiedział:
- Hola hola, młoda damo. Ja o tobie? Czasem? CZASEM?! Wypraszam sobie! Zawsze o tobie myślę, nawet, gdy se walę.

Powiedział to z takim zachwytem, jakby to była najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobił, przy czym uśmiechnął się tak szeroko, że mogłam sprawdzić w całości stan jego zębów.

- Lecz się seksoholiku. - zasiadłam do jedzenia, po czym dołączył do mnie ten pojeb.

Po zjedzonym śniadaniu i jakże mądrej rozmowie z moim przyjacielem, poszłam do swojego pokoju szykując się dalej do pracy.

Dzisiaj miało być chłodniej, co bardzo mnie cieszyło ze względu na to, że od ponad tygodnia termometr wskazywał ponad trzydzieści trzy stopnie Celsjusza.

Najpierw postanowiłam się uczesać. Postawiłam na wianek z warkoczy z rozpuszczonym dołem. Z szafy wyjęłam dopasowaną, czarną sukienkę z białymi guziczkami i lekkim rozcięciem na prawym udzie. Do tego sandały na małym obcasie i czarną, skórzaną torebkę Louis Vuitton. Była piękna! Pasowała do każdej stylizacji. Nie posiadałam wielu torebek, ta była jedną z trzech, które miałam, ale zdecydowanie była tą najlepszą.

Zrobiłam lekki makijaż podkreślając oczy i brwi, i ruszyłam na dół, aby wyjechać do pracy.

- Rosie! Stój! - krzyknął Aiden z drugiego końca korytarza, gdy już miałam postawić stopę na pierwszy schodek.

- Zapomniałem ci powiedzieć. - podbiegł zdyszany do mnie, łapiąc się jedną ręką za klatkę piersiową, a drugą podpierając o swoje ugięte kolano. - Dzisiaj mam sesję do 12.00 i będę wolny. Pójdź ze mną na lunch. Nie mam co robić później. Dla zachęty ugotuję kolację.

FIRE ON FIRE|| DEVIL#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz