28

342 19 35
                                    

Obudziłam się rano i przeciągnęłam wyginając w każdą stronę. Obok było puste miejsce jakby nikt na nim w ogóle nie spał. Wstałam leniwie i przeszłam do łazienki, aby ogarnąć twarz i rozczochrane włosy.

Nie przebierałam się z piżamy, ponieważ najzwyczajniej w świecie mi się nie chciało. Zeszłam na dół zrobić sobie kawę i może coś do jedzenia. W domu panowała cisza, zero śladu żywej duszy oprócz mnie samej. Podeszłam do ekspresu na kawę i włożyłam kapsułkę z latte macchiato podstawiając filiżankę, aby się zaparzyła. Byłam ciekawa czy William jest w domu, więc wolnym krokiem przeszłam się do jego gabinetu, który finalnie okazał się być zamknięty. Gdy już wchodziłam z powrotem do kuchni, usłyszałam otwierające się drzwi frontowe.

William wszedł o ostatnich siłach i
rzucił się na kanapę rozsiadając bezwładnie. oparł głowę o oparcie mebla, a ja o przez chwilę stałam, jak wryta nie do końca wiedząc, jak mam zacząć i co powiedzieć.

- Gdzie byłeś? - podeszłam do niego bliżej i dotknęłam jego ramienia lekko go szturchając, ponieważ mi nie odpowiadał.

- Co? - otworzył wąsko oczy i zmarszczył brwi ledwo kontaktując.

- Gdzie-By-łeś ? - przeslabowałam okrążając kanapę i stając naprzeciwko niego.

- W pracy. - ziewnął szeroko zamykając oczy.

- Całą noc?

- Tak, dasz mi już spokój? - na te słowa uczucie smutku ogarnęło całe moje ciało.

Nie chciałam się tak czuć, nawet nie wiedziałam dlaczego to mnie uraziło, ale wzięłam to do siebie.
Głupi babsztyl...
Beształam się w myślach, ale przecież nie był na to czas. Ten facet dosłownie spał na siedząco. Nie mogłam na to pozwolić i musiałam zaciągnąć go do łóżka. Do łóżka oczywiście, aby się przespał. Ze sobą. W sensie... ugh, musi pójść spać.

- Wstań. - chwyciłam go za prawą dłoń i pociągnęłam w swoją stronę, aby się podniósł.

Opierał się ale po chwili udało mi się go wyciągnąć z kanapy. Dzięki mojemu wsparciu zdołał dojść do sypialni uwieszony na mojej szyi. Otworzyłam nogą drzwi prawie się przy tym zabijając, bo równowaga u mnie nie jest mocną stroną. Wprowadziłam mężczyznę do pomieszczenia stawiając go przy łóżku. Miał czymś ubrudzoną koszulkę, jakby krwią przez, co się lekko przeraziłam, ale starałam się wmówić sobie, że mogła być to farba. Może jakiemuś ziomkowi pomagał malować ściany albo coś i to była jego praca.

- Stój prosto. - rozkazałam, bo gibał się na boki, a chciałam mu zdjąć ubrudzone ubranie, aby nie kładł się brudny do łóżka.

Wyprostował się i otworzył trochę szerzej oczy przyglądając mi się głęboko.

- Podnieś ręce. - chwyciłam dół koszulki i delikatnie uważając na ranną rękę zdjęłam ją z jego ciała.

Spodnie na szczęście miał czyste, więc nie musiałam ich mu ściągać. Podprowadziłam go bliżej łóżka, aby mógł się położyć lecz on chwycił mnie w talii i pociągnął ze sobą sprawiając, że spadłam na niego i prawie stykałam się z nim czołem. Płynnym ruchem obrzucił nas tak, że to teraz ja leżałam pod nim i zestresowana przyglądałam się temu co robił. Nagły paraliż zawładnął moim ciałem, rządza pożądania płynęła mi w krwi, a rumieńce wpłynęły na policzki.

William powoli zbliżył swoje usta do moich i lekkim ruchem musnął je swoimi pełnymi wargami. Rozszerzyłam oczy i chciałam się wykręcić spod jego ciała lecz ten w zaparte mnie trzymał i unieruchomił wpijając we mnie jeszcze bardziej i mocniej usta. Niewinne pocałunki zamieniły się w zachłanność. Leżałam pod nim i sama nie wierzyłam w to, że każdy jeden pocałunek, oddawałam. Chciałam aby ta chwila się nigdy nie kończyła. Całował tak dobrze, jego perfumy drażniły moje nozdrza, a wybrzuszenie wbijało się w moje udo. Byłam przerażona tym jak bardzo pragnęłam posunąć się krok dalej, jak bardzo byłam w stanie się mu poddać i w jaki sposób na mnie działał.

FIRE ON FIRE|| DEVIL#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz