36

318 19 22
                                    

Po jeszcze długim szlochaniu w poduszkę i milionach myśli w głowie, jakimś cudem udało mi się zasnąć.

                                           ***

Obudził mnie hałas dochodzący z dołu. Gdy zobaczyłam godzinę, która teraz panowała, miałam ochotę sprawce tego głośnego dźwięku jebnąć w łeb. Było wpół do ósmej. Spałam jakieś cztery godziny, jak nie mniej.

Wygramoliłam się z łóżka, uklepałam zwichrzone włosy i przetarłam twarz od ewentualnych śpiochów w kącikach oczu. Chwyciłam za kule i powolnymi ruchami wyszłam z pokoju kierując się w stronę schodów. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie miałam okazji, aby zwiedzić całego domu, a było naprawdę co zobaczyć.

Gdy weszłam do kuchni, zastałam w niej najstarszego z braci.

- Hej. - Przywitałam się z lekkim uśmiechem, na co mężczyzna aż podskoczył ze strachu i wlepił we mnie rozszerzone oczy.

- Rozumiem, że dopiero wstałam, nie wyglądam jak milion dolarów, ale bez przesady, tragedii też nie ma.

Oboje najwidoczniej mieliśmy choć trochę podobne poczucie humoru, bo zaśmiał się razem ze mną.
Tak przynajmniej mi się wydawało.

- Cześć, wybacz ale nie usłyszałem jak weszłaś. Aż dziwne. - Spojrzał się na moje kule i zrobił zdziwioną minę.

- Czym ty tak hałasujesz?

Podeszłam do hokera i usiadłam przy kuchennej wyspie wpatrując się w każdy ruch postawnego mężczyzny, który schylał się po coś do szafki robiąc przy tym spory hałas przez obijające się o siebie garnki.

Miał na sobie czarne dresy i szarą obcisłą koszulkę, która wyglądała jakby miała się rozerwać pod rozpychającymi się mięśniami. Lewą rękę miał pokrytą rękawem tatuaży, a na drugiej miał jedynie wytatuowany uśmiech Jokera znajdujący się na jego zewnętrznej stronie dłoni.
Miał tak samo czarne włosy jak William. Lekko za długie były rozrzucone w każdą stronę, a jego twarz była pokryta kilkudniowym zarostem. W końcu byłam w stanie dostrzec jego oczy.
Były... Takie jak moje.
Jasno-niebieskie tęczówki otaczała czarna obręcz, rzęsy czarne niczym węgiel tak samo, jak jego lekko krzaczaste brwi.

- Mam coś na twarzy? - podniósł się powoli opierając  o kamienny blat wyspy naprzeciwko mnie.

Miałam jakiegoś pecha do facetów, którzy mieli w zwyczaju pytać się; czy mają coś na twarzy.

- Nie. Ja po prostu... - No i wpadłam.

Co ja sobie wyobrażałam wlepiając się w typa, który może i jest zabójczo przystojny (nie tak jak jego brat), ale jest równie niebezpieczny i wrogi jak cała ta popaprana rodzinka.

Wpatrywał się we mnie z zadziornym uśmieszkiem, który mnie niesamowicie płoszył.
Trzymaj nerwy w rydzach.

- Dobra, wpatrywałam się w twoje oczy, bo różnią się od Williama i są dosłownie takie same jak moje. Ale w zasadzie to masz coś na twarzy. - Zachichotałam dostrzegłszy w jego kąciku ust jakiś nieznany mi sos.

- Co mam?

Odrazu się zerwał chwytając za telefon. Odpalił aparat i przednią kamerkę wpatrując się w nią, szukał potencjalnego sprawcy na swojej twarzy.

- W Kąciku ust masz chyba jakiś sos.

To w jaki sposób obślinił palec, starł brud, a przy okazji jakie miny walił, doprowadzało mnie do skraju wytrzymania przed wybuchnięciem śmiechem. Całe szczęście się powstrzymałam.

FIRE ON FIRE|| DEVIL#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz