16

315 19 0
                                    

Podczas podróży w nieznane przypomniałam sobie o czymś takim jak telefon. Wyciągnęłam go dyskretnie z kieszeni i włączyłam wyświetlacz, na którym roiło się od nieodebranych połączeń od mamy, jak i taty oraz mnóstwo wiadomości. Ostatnia brzmiała;

Od  Mama: Córciu, uciekaj z tamtąd!

Byłam przerażona jeszcze bardziej, serce mi stanęło, doznałam dobre dziesięć zawałów w trakcie całej tej akcji, a w głowie mi wirowało w każdą stronę świata i nie mogłam oddychać.

- Radzę ci schować ten telefon. - odezwał się wyprany z jakichkolwiek emocji.

- Duszę się - oznajmiłam

Oczy mi się zaszkliły, cała się trzęsłam i walczyłam o każdy kolejny oddech.

- Rosie, wszystko okej? - w końcu odezwał się Aiden.

Był tak przestraszony, że jeszcze gorzej się poczułam na tą myśl.

- Nie, nie mogę oddychać. Duszę się. Mam atak. Pomóż mi... - chwyciłam go za ramię, ale gwałtownie zabrałam rękę gdy usłyszałam krzyk.

- Siadaj, kurwa!

- Otwórz okno. Proszę cię, ona zaraz zemdleje, a co gorsza może się udusić. - Aiden starał się przemówić temu psychopacie.

Ten za to parsknął śmiechem. Po chwili zlitował się i otworzył okna od strony kierowcy i pasażera.
Zrobiło mi się trochę lepiej czując wiatr na sobie. Opadłam cała blada na fotel. Opalenizna nic nie znaczyła już w tym momencie, bo wyglądałam pewnie jak ściana.

Po kilkudziesięciu minutach zatrzymaliśmy się gdzieś. Porywacz wyszedł pierwszy i kazał nam zrobić to samo. Staliśmy z bagażami naprzeciwko samolotu. Prywatnego samolotu. Popychał nas lufą broni w plecy w stronę wejścia, bagaże przejęli od nas jacyś ludzie, a my zostaliśmy przekierowani do kabiny pasażerskiej, w której nas obezwładniono i przypięto do foteli, tak abyśmy nie uciekli i nie sprawiali problemów. Mężczyzny, który nas tu przywiózł już nie widzieliśmy.

Całą drogę siedzieliśmy cicho i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Lot dłużył mi się w nieskończoność.
W końcu wylądowaliśmy. Ci sami ludzie, którzy nas przywiązywali, odwiązali i pokierowali do wyjścia.

Nasze bagaże już były w samochodzie, który na nas czekał. Był to Range Rover, prawie identyczny do tego, który ma Aiden. Wsiedliśmy do środka i na miejscu kierowcy zauważyliśmy mężczyznę w kominiarce lecz tym razem w garniturze. W głowie miałam najgorszy scenariusz. Co jeśli to był on? Co jeśli to był ten sam mężczyzna, który chciał mnie porwać? Co ja gadam, to musi być on!

Jeszcze bardziej zaczęłam panikować, chwyciłam Aidena mocna za rękę, aby dodać sobie choć trochę otuchy. Nie czułam się lepiej, wręcz przeciwnie. Co jeśli to ostatni dzień, w którym widzę mojego najlepszego przyjaciela? Już nigdy go nie usłyszę, nie zobaczę, nie będę z nim żartować i się wygłupiać? Na samą myśl chciało mi się wyć.

Po jakimś czasie samochód się zatrzymał, spojrzałam przez okno i zobaczyłam n a s z   d o m, a na podjeździe stał samochód m o i c h rodziców. Zabrało mi oddech. Nie mogłam złapać tchu. Kręciło mi się w głowie. Nagle poczułam ostre szarpnięcie za ramię.

- Cary, nie szarp jej tak. - usłyszałam głos mężczyzny w kominiarce. Był donośny, męski z nutką chrypy. Ten głos rozbijał się o ściany w środku mojej głowy.
Drzwi się otworzyły i razem z Aidenem zostaliśmy wepchani do środka, jak jakieś nic nie warte szmaty.

- Dobry wieczór, Klein! Jesteś tu?!

Na dół wręcz zbiegła moja mama. Gdy mnie zobaczyła, rozpłakała się aż do szlochu. Ruszyła prawie, że biegiem aby mnie wziąć w objęcia lecz mężczyzna, który wyszarpał mnie z samochodu odepchnął ją tak mocno, że prawie się wywróciła.

FIRE ON FIRE|| DEVIL#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz