Rozdział 117 - Kalambury

1.2K 43 67
                                    

14 dni. Zostało nam równe 2 tygodnie do wylotu a ja już zaczynałam tęsknić za tym miejscem. Siedziałam właśnie wraz z Adrienem na plaży na wcześniej rozłożonym kocu i malowaliśmy zachód słońca farbami po płótnach. Było to dla mnie naprawdę urocze oglądanie Adriena z pędzlem w ręku, jak malował w skupieniu i wystawiał kawałek języka. Cały dzień go o to prosiłam i kiedy już mi udało się go namówić praktycznie rzuciłam się mu na szyję ciesząc się jak szalona. Wiedziałam że to będzie pomysł idealny od samego początku, patrzenie ile ciężkiej pracy i serca wkłada w namalowanie tego obrazu sprawiało że uśmiech sam poszerzył się na mojej twarzy. Malowaliśmy tak podjadając przy okazji jedzenie które przynieśliśmy tutaj i rozmawiając na różne tematy a kiedy skończyliśmy słońce idealnie zanurzyło się już pod wodę. Przez chwilę jeszcze siedzieliśmy opatulenie kocem aż wreszcie zgarnęliśmy wszystkie rzeczy i wróciliśmy do domu.

Po odłożeniu rzeczy poszliśmy na górę się przebrać w nieco wygodniejsze ciuchy czyli już w piżamy. Przebrani w wygodne ciuchy wróciliśmy do salonu gdzie po chwilowym proszeniu mojego męża on ustąpił i zaczęliśmy grać w kalambury. Na pierwszy ogień byłam ja. Kategoria to była rodzina i pomimo że nie przepadałam za tą osobą to jednak należała ona do naszej rodziny a ja już wiedziałam jak ją odwzoruję.

Pierwsze co zrobiłam to wygięłam usta w dziubek i spojrzałam na Adriena arogancko i zaczęłam chodzić w jedną i w drugą stronę niby jak modelka ale bardziej to przypominało chód kaczki.

Adrien przyglądał mi się przez chwilę z uwagą ale po chwili wybuchł głośnym śmiechem i zaczął klaskać a ja przystanęłam z uśmiechem.

- Grace - powiedział kiedy się w miarę uspokoił - za długo z nią żyłem aby tego nie rozpoznać - dokończył a ja się uśmiechnęłam.

- Faktycznie za łatwe ci dałam - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem i usiadłam na kanapie a on wstał.

- No dobrze to teraz patrz i się ucz kochanie, dobrze ci radzę odpalić swoje szare komórki - uśmiechnął się szeroko a ja wywróciłam oczami ale uśmiech nie znikał mi z twarzy.

Adrien zaczął i im dłużej to trwało tym ja coraz bardziej się gubiłam, dosłownie odgrywał teatrzyk. Najpierw udawał bobasa, później już starszą osobę której życie ewidentnie było popierdolone. Nie do końca wszystko rozumiałam ale na pewno wychwyciłam czyjąś śmierć i prawie czyjąś śmierć ale przeżył, dużo eksplozji i broni z tego co wskazywały ręce mojego męża ułożone w pistolecik. Zawiesiłam się jeszcze bardziej kiedy zaczął udawać późnej królową? i.. króla?

- Dobra poddaję się - powiedziałam w końcu i uniosłam ręce z westchnięciem za to on wyszczerzył się.

- No zastanów się dobrze odpowiedź masz pod nosem - pod nosem?.. Boże czy on coś brał..

Zaczęłam się zastanawiać o kogo może chodzić jednak ciągle nie mogłam zgadnąć i kiedy chłopak już miał powiedzieć ja połączyłam wszystkie kropki i powiedzieliśmy w tym samym czasie.

- Ty - - Ja -

Nasze uśmiechy się powiększyły ale mój po chwili opadł i wyraz mojej twarzy zrobił się bardziej wrogi kiedy przypomniał mi się początek historii on chyba sobie też to uświadomił bo zaczął stawiać małe kroczki do tyłu jednak ja szybko chwyciłam poduszkę i zaczęłam biec w jego stronę. Biegaliśmy w kółko po salonie ja wrzeszczałam na niego że zaraz skopię mu tyłek a on śmiał się głośno jednak tuż po chwili on przystaną przy kanapie i zanim ja zdążyłam dobiec on chwycił jedną poduszkę i się zaczęło.

Prawdziwa wojna. Tu nie liczyła się rodzina tylko przetrwanie a przetrwać mają tylko najsilniejsi. Czyli nie ja.

Kiedy już dorwał się za poduszkę odwrócił się z uśmiechem w moją stronę a ja przystanęłam i tym razem to ja zaczęłam uciekać pomimo że przecież to on miał oberwać poduszką. Jednak nie potrwało to zbyt długo bo zauważyłam że ucieczka nie ma sensu no i się zaczęła bitwa na poduszki którą już po 5 minutach przegrałam śmiejąc się głośno na podłodze i wystawiając ręce przed siebie aby ochronić się przed poduszką. W końcu Adrien też się zmęczył i rzucił gdzieś za siebie poduszkę i położył się na podłodze obok mnie i jednym zwinnym ruchem przysunął mnie do siebie zamykając w czułym uścisku. Leżeliśmy tak wtuleni w siebie aż Adrien pocałował mnie w czoło delikatnie puścił po czym wstał z czym też pomógł mi.

- Dobra koniec zabawy do łóżka spać - zaśmiał się co ja też zrobiłam ale zgodziłam się na propozycję.

Chłopak odprowadził mnie i kiedy upewnił się że jestem dobrze opatulona kołdrą dał mi jeszcze całusa w czoło i wyszedł mówiąc że niedługo wróci.

Ja za to długo nie musiałam czekać na sen bo praktycznie kiedy tylko zamknęłam oczy zapadłam w krainę snu i myślałam że to będzie miła i spokojna noc a rano się obudzę zastanawiając się co dzisiaj porobimy jednak nie wiedziałam że tak naprawdę następny dzień już nie będzie taki kolorowy.

- Hailie Monet pobudka. -




Ocena, krytyka, błędy -->>>



Dzień dobry, Proszę bardzo to następny rozdział mam nadzieję że wam się podobał a zwłaszcza końcóweczka (wiecie że was kocham hihi🥰) No i to jest ten wczorajszy rozdział bo kiedy pisałam ten rozdział usnęłam z telefonem, ja rano pisałam na tablicy ale dla niewidzących to mówię, No dobra już dłużej nie przedłużam bo idę pisać dalszą część więc za długo nie będziecie czekać bo jeszcze dzisiaj pojawi się następny rozdział 💗
Do zobaczenia 💗
ʕ⁠っ⁠•⁠ᴥ⁠•⁠ʔ⁠っ

Nowe życie, Nowa Hailie - Rodzina Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz