Rozdział 15 - Straż

3.9K 56 13
                                    


Zemdlałam

Leżałam bezwładnie na łóżku otoczona wszędzie dymem przegrywając tą walkę o życie, wiedziałam że zanim dojdzie tutaj pomoc dla mnie będzie już za późno, ale przynajmniej umrę z czystym sumieniem że się pożegnałam z najważniejszymi osobami w moim życiu szkoda tylko że Cam tego nie słyszał, wiedziałam że będzie im ciężko beze mnie ale sobie poradzą, będą musieli sobie poradzić.

Kiedy ja leżałam na łóżku, oni przedzierali się przez to piekło każdy z nich miał takie same stroje jakie miała straż, na przodzie szli strażacy a oni tuż za nimi, pokazując drogę jak mają do mnie dojść, nikt nie wiedział czemu akurat sektor w którym leżałam się palił co było trochę podejrzane ale jeszcze bardziej było podejrzane to że ze wszystkich pacjentów tylko ja zostałam w szpitalu wszyscy zostali bezpiecznie przetransportowani, przynajmniej policja już wdrożyła śledztwo, tak samo jak ludzie Vincenta.

Chłopaki dotarli do miejsca o którym mówił Shane, czyli do zawalonej ściany, straż szybko zgasiła ogień a następnie zaczęli się przedostawać przez gruzowiska aż w końcu dotarli na drugą stronę, potem było już z górki szybko dotarli do mojej sali a widok który tam zostali wszystkich zabolał, leżałam na łóżku prawie martwa w jednej ręce trzymałam telefon a drugą trzymałam dokładnie na sercu, na twarzy miałam bardzo delikatny uśmieszek i jedną łze.

Dylan szybko do mnie podbiegł, wyjął mi komórkę z dłoni i schował ją do kieszeni i delikatnie wziął mnie na ręce natomiast Tony w tym czasie wziął kroplówkę dlatego szli cały czas obok siebie byleby żeby jej nie zerwać, następnie wszyscy po kolei wychodzili z sali, Dylan cały czas do mnie coś mówił, czasami nawet uszczypnął czy pogłaskał ale ja w ogóle nie kontaktowałam ze światem.

Od razu jak dotarliśmy na zewnątrz przejeli mnie ratownicy, położono mnie na nosze i skierowana do karetki kiedy mi zakładano maskę tlenową i podłączano do respiratora bracia szybko oddali stroje strażakom a następnie po szybkiej wymianie zdań wszyscy oprócz Vincenta skierowali się do samochodów a on sam wsiadł do karetki która za chwilę ruszyła na sygnałach do drugiego szpitala, niestety mieliśmy pół godziny drogi, przez pierwsze 15 minut wszystko było w porządku do momentu w który moje serce postanowiło się zatrzymać, karetka natychmiast zatrzymała się na uboczu poproszono mojego najstarszego brata o chwilowe opuszczenie karetki i rozpoczęto uciskanie klatki piersiowej, na początku to nic nie dawało ale po jakimś czasie znowu wróciłam, lekarz zawołał Vincenta przekazał mu dobre wieści a następnie kazał wsiadać do karetki, reszta drogi minęła już spokojnie.

Gdy dojechaliśmy do szpitala reszta rodzeństwa już na nas czekała, oczywiście byli jednocześnie wkurzeni i zmartwieni, wkurzeni dlatego bo byli szybciej od karetki dlatego później Święta trójca wydarła się na kierowcę że powinien jechać jak najszybciej a się ociągał, a zmartwieni dlatego bo po tym Vincent im wszystko wyjaśnił dlaczego tak długo jechaliśmy.

Kiedy oni rozmawiali o tym co zaszło w karetce mnie przywieziono do sali i zaczęto robić przeróżne badania od pobrania krwi aż do prześwietlenia całego ciała w końcu po dwóch godzinach badań zdecydowano żeby wprowadzić mnie w śpiączkę farmakologiczną aby mój organizm mógł się lepiej zregenerować, oczywiście ta nowina nie ucieszyła żadnego z braci bo dopiero co się wybudziłam ze śpiączki a teraz mam być w następnej, ale musieli się pogodzić z faktem że tak będzie najlepiej.

Przywieziono mnie do sali gdzie zostałam podłączona pod kroplówkę, respirator i parę innych urządzeń, w końcu gdy wszyscy lekarze wyszli z pomieszczenia weszli moi bracia, wszyscy się o mnie martwili było to widać po każdym ale jak się spojrzało na Shane'a od razu można było powiedzieć że on najbardziej cierpi, to on jako pierwszy podszedł do mnie złapał mnie delikatnie za rękę i zaczął przepraszać, miał gdzieś że wszyscy się patrzą dla niego w tej chwili byłam najważniejsza Ja, chłopaki widzieli cierpienie na twarzy Shane'a wiedzieli też że obwinia się w końcu to on był ze mną wtedy w szpitalu.

- Młody.. - odezwę się jako pierwszy Will, ale on i tak go miał gdzieś, jego cała uwaga była skupiona na mnie.

- Shane.. to nie twoja wina.. - odezwał się jego bliźniak.

Chłopak gdy to usłyszał przestał przepraszać teraz jedynie stał i się patrzył na mnie a po jego twarzy zaczęły spływać łzy.

- Shane.. stary, to naprawdę nie twoja wina nie wiedziałeś co się stanie.. - tym razem powiedział Dylan
Shane jedynie mocno zacisnął pięści ale dalej się nie odzywał.

- Shane... - zaczął mówić Vincent ale chłopak gwałtownie się odwrócił w ich stronę i mu przerwał.

- TO MOJA WINA! - Shane już nawet nie krył łez, nie krył wściekłości, nie krył obrzydzenia do siebie.

- Shane posłu..-

- WY NIC NIE ROZUMIECIE! TO WSZYSTKO, TO MOJA WINA, TO MI SIĘ CHCIAŁO ROBIĆ JAKIEŚ GŁUPIE ŻARTY NA WAS, TO JA JĄ ZOSTAWIŁEM! -

Po tych słowach Shane usiadł na kanapie schował twarz w dłoniach i po prostu płakał, każdy z braci spojrzał po sobie a następnie Vincent usiadł obok brata chwilę analizował sytuację aż w końcu rzekł.

- Shane musisz mi powiedzieć wszystko co się tam wydarzyło -

Ocena, krytyka, błędy -->>>

Przepraszam że rozdział pojawia się dopiero teraz 💗
Do jutra 💗
ʕ⁠っ⁠•⁠ᴥ⁠•⁠ʔ⁠っ

Nowe życie, Nowa Hailie - Rodzina Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz