Rozdział I. Praeterita in aeternum perierunt.

4.1K 108 9
                                    

Przybyłam na uroczystość, jak zawsze spóźniona. Kierowałam się w stronę boiska, na którym wszystko miało się odbyć. Gdy byłam już przy kamiennym tunelu, przebiegającym pod trybunami, przypomniałam sobie o małej karteczce w tylnej kieszeni spodni. Zatrzymałam się w pół kroku i sięgnęłam dłonią, by ją wyciągnąć. Rozłożyłam kawałek papieru, na którym zostało nadrukowane mnóstwo literek. Obrzuciłam wzrokiem treść i prychnęłam pod nosem.

Nie ma opcji, że to przeczytam - pomyślałam.

Bez namysłu zgniotłam moją dzisiejszą przemowę i rzuciłam w stronę kosza na śmieci. Szanowny dyrektor Wells wraz z radą pedagogiczną pisał ją przez parę dni, ale to nie był mój problem.

Wyznaczył mnie, bym wygłosiła mowę z okazji ostatniego dnia szkoły mojego rocznika. Według niego miało mnie to "zrehabilitować" i "ukarać" jednocześnie. Nigdy nie byłam uczennicą z wzorowym zachowaniem, a dzisiaj kończę edukację, tylko dlatego, że Wells ma dobre serce - przynajmniej tak mówił.

Już w pierwszej klasie liceum zaczęłam sprawiać problemy. Ostatnio zaprosił mnie do swojego gabinetu i przez trzydzieści minut opowiadał o tym, co zrobiłam przez ostatnie cztery lata. Do moich osiągnięć należało pobicie chłopaka, który się do mnie dobierał, przypadkowe podpalenie sali od chemii i wiele, wiele więcej.

Zakładałam, że dopuścił mnie do egzaminów tylko dlatego, iż miałam najwyższą średnią w całej szkole. Nauka nigdy nie sprawiała mi problemów, a same zajęcia mnie nudziły. Dlatego potrzebowałam chwili rozerwania w postaci drobnych wybryków.

Wyszłam na zewnątrz i pierwsze co ujrzałam, to ogromny podest, za którym widniał plakat z logiem naszej szkoły. Na środku oczywiście stał mikrofon, przy którym już za chwilę będę się spowiadać, zupełnie jak w konfesjonale. Nikt z rady jeszcze nie podejrzewa, że słowa wypowiedziane przeze mnie nie będą zbyt miłe.

Za mną znajdowały się trybuny, po brzegi wypełnione uczniami. Nie odwróciłam się, ani nie zerknęłam na nich. Wiedziałam co maluje się na ich twarzach - strach.

Wszyscy zgromadzeni znali mnie i mój wybuchowy charakter. Nie należałam do grona popularnych, bogatych dzieciaków, bardziej do marginesu społecznego, z którym nikt nie chce mieć styczności. Ze względu na moje korzenie potrafiłam głośno wyrazić swoje zdanie i wymierzyć sprawiedliwość. Nic, nigdy nie stało mi na przeszkodzie.

Przemierzałam boisko pewnym krokiem, starając się nie przewrócić na oczach ponad pięciuset osób. Pod moimi stopami była murawa, więc założenie szpilek nie było najlepszym pomysłem, ale musiałam wyglądać olśniewająco.

Byłam już w stanie dostrzec Wellsa w asyście jego sekretarki. Postawny, ciemnoskóry mężczyzna wyglądał niemniej zabawnie przy małej blondyneczce z wielkimi okularami na nosie. Nawet nie wiedziałam jak miała na imię, ale była młoda - o wiele młodsza od niego. Podejrzewałam, że się pieprzyli, ale nie miałam na to żadnych dowodów. Jednak drobne gesty, którymi się wymieniali nie wskazywały na czysto zawodową relację.

Z wielkim uśmiechem na ustach, przywitałam się z nimi i ścisnęłam ich dłonie. Mężczyzna otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak go wyprzedziłam.

- Tak, wiem, że się spóźniłam - powiedziałam szybko, by nie wysłuchiwać jego kazania na ten temat. - Mogę już iść?

Skinął głową, a ja zaczęłam wchodzić po schodkach na scenę. Ustawiłam się przodem do trybun, a także mikrofonu. Przez chwile milczałam, skanując twarze osób, których nienawidziłam z całego serca. Ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam różne emocje, głównie dominował strach, ale widziałam też zdezorientowanie i szerokie uśmiechy. Większość z nich wie co za chwilę się wydarzy.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz