Rozdział XXII. In somnia veritas

1.7K 75 8
                                    

Stanęliśmy przed wielkim budynkiem. Wyglądał trochę jak mała kamienica, miał prostokątny kształt i cały został okryty grafitowym kamieniem. W każdym z sześciu ogromnych okien byłam w stanie zauważyć przebranych pracowników, którzy tylko czekali, aby nas nastraszyć.

Przeszliśmy do miejsca, w którym zaczynała się kolejka, jednak wszyscy nagle zaczęli przechodzić obok ludzi, idąc na sam jej początek. No tak, powinnam się już przyzwyczaić, że oni nie lubią czekać na swoją kolej. Zawsze biorą to, co chcą, nie pytając o pozwolenie.

Młody chłopak, wpuszczający ludzi do środka głośno przełknął ślinę, gdy stanęły przed nim trzy wielkie sylwetki.

– Już ostatnio zrobiłem wyjątek – powiedział chłopak o włosach w kolorze jasnego brązu. Pomimo wiotkiego ciała i przerażonego wzroku był w stanie się im postawić. Ciekawe... – Nie tym razem, Murray. – Nie widziałam tego, ale mogłam się założyć, że Azrael w jakiś sposób wzbudził jeszcze większy strach w chłopaku. Szybkim ruchem otworzył bramkę. – Ostatni raz – wyszeptał do siebie.

Pokręciłam głową z rozbawienia i wsunęłam się do środka. Nicole w dalszym ciągu oplatała moje ramię, a gdy weszłyśmy głębiej przysunęła się jeszcze bardziej. Najchętniej bym ją odtrąciła, ale z jakiegoś powodu nie zrobiłam tego. Czułam jak się trzęsła, chociaż na jej twarzy widniał uśmiech, a oczy z prędkością światła skanowały wszystkie elementy pomieszczenia.

Znaleźliśmy się w – jak mi się wydawało – przedpokoju. Widziałam wszystko bardzo dokładnie, lecz po chwili drzwi huknęły, a pokój spowił niesamowity mrok. Jedynym źródłem nikłego światła były kinkiety nad naszymi głowami. Jak na razie jedynie się rozglądaliśmy, jednak widziałam jak wszyscy, oprócz Nicole, wyprostowali się jakby mieli zaraz odeprzeć atak. Domyślałam się, że pójście do domu strachów, gdzie każdy najmniejszy element miał za zadanie nas przestraszyć, wraz z czwórką zawodowych zabójców nie był najlepszym pomysłem.

Swoją uwagę z zakrwawionego wieszaka, na którym widniał płaszcz przeniosłam na szybki tupot stóp, a następnie przebiegły chichot. Brzmiało to, jakby gdzieś tu biegało dziecko – lub coś na wzór dziecka.

– Nienawidzę takich rzeczy – mruknął nagle blondyn.

Przeszliśmy do następnego pomieszczenia. Tym razem był to salon. Wszystko wyglądało jak miejsce zbrodni. Podeszłam do kanapy, wychyliłam się, aby zobaczyć czy coś na niej leży. Dostrzegłam ciało faceta z nożem w piersi. Przez ciemność myślałam, że jest to rekwizyt, jednak gdy się pochyliłam rzekome zwłoki rozchyliły powieki i z krzykiem podniosły się do siadu.

Ani drgnęłam, kiedy ręka z tępym ostrzem zawisła nad moją twarzą. Spojrzałam na postać z uniesioną brwią.

– Takie rzeczy powinny wywoływać strach. – Ciepły oddech musnął moje ucho, a ja podskoczyłam przestraszona.

Spojrzałam na Azraela, który stał tuż przy mnie. Poczułam obrzydzenie, przypominając sobie, gdy mnie...gdy my... Kurwa! Nawet nie chciałam o tym myśleć. Obawiałam się jednak, że ten obraz będzie mnie jeszcze przez długi czas nawiedzał. Policzki ponownie pokryły się rumieńcem, którego nie byłam w stanie powstrzymać.

– Chyba twój chłopak powinien tutaj pracować zamiast mnie – odezwał się znużony facet, który miał za zadanie mnie przestraszyć. – Bardziej cię wystraszył niż ja. – Westchnął, przecierając czoło i padł na kanapę.

– To nie jest mój...!

– Nie wyprowadzaj go z błędu – przerwał mi chłopak. – Podoba mi się to.

Jego twarz przyozdobił ten głupi uśmiech.

Jęknęłam z niedowierzania. Nie miałam zamiaru się kłócić, wiedziałam, że i tak to by nic nie dało. Jeśli od teraz będzie się zachowywał jakby miał do mnie jakiekolwiek prawo to mogę obiecać, że przy pierwszej lepszej okazji poderżnę mu gardło.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz