Rozdział XIX. Pulvis et umbra sumus

1.7K 66 8
                                    

Mężczyzna o latynoskiej urodzie dawał mi niezły wycisk. Nie pozwalał mi nawet nawet na chwilę zabrać oddechu, a ja się z tego cieszyłam. Nie oszczędzał mnie, czego strasznie teraz potrzebowałam. Musiałam się wyżyć i wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które nagromadziły się przez ostatnie tygodnie. Dodatkowo sytuacja z Marcusem nie dawała mi spokoju i sprawiała, że powoli odchodziłam od zmysłów.

Niestety nie to było najgorsze...

– Tylko na tyle cię stać?! – krzyknął prowokacyjnie Carlos w moją stronę. Skakał z nogi na nogę i rozłożył ramiona, odsłaniając się abym wymierzyła cios. Przebiegły uśmiech błąkał się na jego ustach.

W ekspresowym tempie uniosłam nogę z zamiarem wymierzenia mu kopniaka w wątrobę. Zrobiłam jednak to zbyt wolno i facet chwycił mnie za łydkę i pociągnął w swoją stronę. Nie byłam w stanie utrzymać równowagi, w jednej chwili poślizgnęłam się, upadając do tyłu. Plecy poraziły mnie lekkim bólem, ale był do wytrzymania. Leżałam i dyszałam, chcąc unormować oddech.

– Na dzisiaj koniec – powiedział, podając mi rękę. Przyjęłam ją i wstałam z jego pomocą. Posłałam mu rozczarowane spojrzenie, bo nie sądziłam, że będzie chciał skończyć tak szybko. – Dwie godziny to dla ciebie za mało? – Parsknął szczerym śmiechem.

Pozytywny nastrój Carlosa i jego aprobujące nastawienie do życia było zarażające, co chwilami mnie przerażało. Przyszłam na trening podminowana, a wychodziłam z niego szczęśliwa. Domyślałam się, że wiedział co działo się między mną, a ojcem, ponieważ powoli zaczęli odnawiać kontakt, ale mężczyzna, który stał przede mną z promiennym uśmiechem nie powiedział na ten temat ani słowa. Byłam mu za to wdzięczna.

– Mogę jutro przyjść? – zapytałam, ściągając rękawice.

– Tak, ale wieczorem, bo rano mam zajęcia z dzieciakami.

Pokiwałam głową i zaczęłam wkładać wszystkie swoje rzeczy do torby. Bez zbędnego gadania pożegnałam się z Carlosem i ruszyłam do wyjścia.

Jadąc samochodem rozmyślałam o wszystkim. Nie włączyłam nawet muzyki, nie chciałam aby zagłuszała moje myśli. Od paru dni chciałam porozmawiać z Marcusem, tylko problemem było to, że nie wiedziałam co tak naprawdę miałam mu powiedzieć. Nie wiedziałam czego on ode mnie oczekiwał. Przeprosin? Nie, to byłoby zbyt płytkie. Nawet nie wiedziałam o co dokładnie był zły!

Przed wejściem do domu wzięłam parę uspokajających oddechów. Chwyciłam za klamkę drżącą dłonią i powoli ją nacisnęłam. W domu przywitała mnie cisza. Pierdolona cisza, dająca mi znać, że nikogo nie zastałam. Rano nie zamienił za mną słowa, więc nie wiem czemu w ogóle myślałam, że teraz go spotkam.

Postanowiłam przejść do mojego pokoju, aby usiąść nad sprawą Edwina, którego imię zaczęło powoli spędzać sen z moich powiek. Denerwowałam się, bo po takim czasie nie miałam zupełnie nic. Nawet żadnego planu, czy potwierdzonych informacji.

Pchnęłam drzwi i momentalnie moje ciało przeszedł dreszcz. Modliłam się o to, abym miała przywidzenia. To nie mogła być prawda... Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan. Wszystko wyglądało jak w jednym z moich wspomnień, które desperacko chciałam wyprzeć. Wspomnienie tego, pieprzonego dnia. Zaczęło napływać do mojej głowy i szaleć w niej jak tornado. Próbowałam to za wszelką cenę zatrzymać. Sprawić, aby nie pojawiło się przed moimi oczami, ale... nie mogłam.

Wracając ze szkoły czułam się przytłoczona i zmęczona. Był dopiero początek tygodnia, a ja już padałam z nóg. Głównie wpłynęła na to pogoda, ciągle padało, a chmury nie przepuszczały żadnych promieni słonecznych. Na zewnątrz panował bardzo depresyjny klimat, przez który chęci do życia ulatywały ze mnie po przekroczeniu progu budynku. W planach miałam jak najszybciej ułożyć się w swoim łóżku i zamknąć powieki.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz