Rozdział VIII. Malum latet ubique

1.9K 65 18
                                    

Minęło parę dni, które były jednymi z najintensywniejszych jeśli chodzi o moje treningi. Pomimo tego, że spędzałam na sali około sześć godzin dziennie, przygotowując się do akcji to nie czułam zmęczenia. Motywacja i determinacja do osiągnięcia upragnionego celu przyćmiewała ból, powstały podczas zajęć.

Za pięć godzin miało spełnić się moje marzenie. Coś na, co czekałam od paru lat. Pierwsza akcja, w której będzie towarzyszył mi ojciec. Nie czułam stresu, ale pomimo tego musiałam się zrelaksować.

Właśnie siedziałam w parku na jednej z drewnianych ławek. Zaciągałam się papierosem raz po raz, rozkoszując się przyjemnym pieczeniem. Łokcie miałam oparte o oparcie, a jedną nogę założoną na drugą. Odchyliłam głowę do tyłu, przymykając oczy i powoli wypuszczając dym z płuc.

Dźwięk lekko szeleszczących liści rozbijał się o moje uszy. Od paru dni chodziłam jak na szpilkach, jednak teraz pozwoliłam sobie na chwilę nieuwagi. Musiałam w końcu odpocząć i chociaż przez chwilę nie przejmować się tym, co się dzieje. Dopiero po paru minutach zauważyłam, że przez cały czas trzymałam jedną dłoń na broni, włożonej w pasek spodni.

Nigdy się nie zrelaksuje – pomyślałam.

Ponownie zmrużyłam oczy, ale po sekundzie podskoczyłam w miejscu. Poczułam coś koło mojej nogi, przez co szybko ją odsunęłam, a mój puls drastycznie przyspieszył. Zerknęłam w dół i zobaczyłam... kota.

Był to śnieżnobiały pers, który ocierał się o moją nogę. Uśmiechnęłam się delikatnie i bez zastanowienia chwyciłam zwierzę i usadziłam sobie na kolanach. Pogłaskałam go, a on od razu położył się na moich udach, zamykając oczy. Miał na sobie różową obroże z małą kokardką. Zaczął mruczeć, a ja czułam jak moje serce topnieje. Zwierzęta były jedynymi istotami, które tak na mnie działały.

– Daisy! - wrzask dotarł do moich uszu. – Daisy! Gdzie jesteś?! – Skrzywiłam się nieznacznie, odruchowo przyciągając do siebie kota. Szybko spojrzałam na medalion, który widniał na jego szyi.

– Przestań się tak drzeć! Prędzej byś ją spłoszył, niż znalazł – powiedziałam, nie zwracając uwagi na właściciela, który stanął przede mną.

– Oddaj ją – zażądał.

Uniosłam wzrok i zobaczyłam czarnowłosego chłopaka, był może parę lat starszy ode mnie. Coś mi w nim nie pasowało. Badałam uważnie jego sylwetkę, aż nagle coś do mnie dotarło.

– Kenji, prawda? – Uśmiechnęłam się szeroko, czekając aż szatyn połączy kropki.

Przyglądał mi się z zaintrygowaniem. Po chwili kącik jego ust lekko uniósł się ku górze.

– To, ty jesteś tą kurwą, do której ślini się Az? – Wskazał na mnie palcem, a ja uniosłam brwi z zaskoczenia.

– Jak mnie nazwałeś? – syknęłam.

– Kurwą – wycedził z lekkim uśmiechem.

Zupełnie nie przejmował się swoimi słowami, a nawet miałam wrażenie, że czekał by mi to powiedzieć.

– A czym zasłużyłam na takie określenie?

– Jeszcze się pytasz? Wiem co robiłaś z Zaynem - odparł. – I to na drugim spotkaniu, nie spodziewałem się tego, bo nie wyglądasz na łatwą – zadrwił, rozciągając uśmiech.

– Czyli jeśli twój przyjaciel zaznał chwili przyjemności to wszystko jest w porządku, ale gdy ja to zrobiłam to jestem kurwą? – parsknęłam. Nie wierzyłam w to co słyszę. Upodlił mnie bez mrugnięcia okiem i sprawiało mu to kurewską przyjemność.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz