Czerwona suknia przylegała do mojego ciała niczym druga skóra. Tego samego koloru szpilki dodały mi parę centymetrów, a czarne lekko pofalowane włosy, spływające po plecach powaliłyby na kolana każdego. Tak prezentowałam się w dniu, w którym miałam zajebać największego sukinsyna, jakiego kiedykolwiek widziałam.
Edwina Jonesa.
Dręczyciela kobiet, które nie zasłużyły na swój los. W głowie mi się nie mieściło jak można było robić takie rzeczy. Zmuszać, zastraszać, wykorzystywać niewinne i wrażliwe istoty. W dodatku czerpać z tego satysfakcję i zyski.
Zbudował swoje małe królestwo przepełnione bólem, strachem i krwią. Uśmiech nie schodził mi z twarzy na myśl, że będę osobą, która doprowadzi do jego końca. Dzisiaj uwolnię wiele osób spod jego brudnych łap i dam życie o jakim marzyły. Wolne i beztroskie. Takie, na jakie zasłużyły.
Wsunęłam na udo podwiązkę, a za nią sztylet. Jeden z moich ulubionych, czarny z wyżłobieniami i niewielkim czerwonym kamieniem na rękojeści. Poza tym, pasował do mojej stylizacji. Na szybko przejrzałam się w lustrze, na szczęście prędko się zorientowałam, że prawie bym zapomniała o najważniejszym. Chwyciłam za czerwoną pomadkę i musnęłam nią delikatnie swoje wargi.
Sięgnęłam po torebkę i wyszłam z pokoju. W salonie natknęłam się na Marcusa, który nawet na mnie nie spoglądając, rzucił:
– Nie wyjdziesz tak.
– Muszę się dopasować. Myślisz, że jakbym przyszła w dresie, to by mnie wpuścili? – prychnęłam.
– Masz zaproszenie, muszą cię wpuścić.
Nasz dobry znajomy – Damian Wilson – zajmował się tego typu sprawami. Często wyświadczaliśmy mu przysługi, a on nam się odwdzięczał. Nigdy do końca nie wnikałam w jego metody, ale załatwił mi wejściówkę z nazwiskiem kobiety, która miała się tam dzisiaj zjawić. Zadbał także o to, aby się tam nie pojawiła.
W pewnym momencie uniósł na mnie swoje spojrzenie, a ja zobaczyłam w jego oczach tlące się płomienie. Był wkurwiony faktem, że miałam iść tam sama. Martwił się o mnie, a bardziej o to co może mi się tam stać. To nie było miejsce dla kobiet. Szczególne samych. Mnie za to zaczął denerwować fakt, że obchodził się ze mną jak z porcelaną. Wyraził zgodę na to, abym weszła do tego świata, a teraz starał się mnie od niego odsunąć.
– Poradzę sobie – syknęłam, lekko zaciskając pięści.
– Jeśli coś się będzie działo masz od razu dzwonić. – Jego ton, a także spojrzenie stało się łagodniejsze. – Przyjadę – obiecał.
W odpowiedzi jedynie skinęłam głową i nie oglądając się za siebie skierowałam się do garażu. Wyjęłam z torebki kluczyki od samochodu, a już po chwili siedziałam na miejscu kierowcy. Ułożyłam dłonie na kierownicy i mocno ją ścisnęłam, równocześnie głęboko oddychając.
Poradzisz sobie, poradzisz sobie... – powtarzałam w myślach, próbując przekonać do tego samą siebie.
Stresowałam się jak cholera, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Gdyby ojciec wyczuł choćby nutkę zawahania z mojej strony, poszedłby tam sam, a mnie zamknął pod kluczem. Chciałam to zrobić, naprawdę tego pragnęłam. Musiałam, więc wziąć się w garść.
Lokal prezentował się nienagannie. Dominowała tutaj głównie czerń, lecz granatowe akcenty przebijały się bardzo mocno nawet pomimo mroku. Na pierwszy rzut oka nic nie wyróżniało go na tle innych. Ludzie, którzy tutaj przychodzili także nie odstawali od normy.
Jednak to, co działo się w podziemiach zupełnie różniło się od oczekiwań przeciętnych bywalców.
Nie trudno było mi się dowiedzieć, gdzie mam się kierować. Nicole miała rację, mówiąc że przychodzi tutaj mnóstwo osób w podeszłym wieku. Zaczęłam iść za grupką starszych mężczyzn, próbując wtopić się w tłum. Nagle się zatrzymali, a gdy uniosłam wzrok zauważyłam jak podają swoje zaproszenia ochroniarzowi, stojącemu przed wielkimi metalowymi drzwiami.
CZYTASZ
Kill me First [18+]
Teen FictionMallory Morrigan zaczyna nowe życie wraz z dniem osiemnastych urodzin, zakończenia szkoły i wyprowadzki do nowego kraju. Mieszka sama z ojcem, który należy do organizacji płatnych zabójców. Oddzielili się od rodziny, ponieważ wyznawali inne wartości...