Rozdział XVI. Alis volat propriis

2K 72 10
                                    

W głośniku wybrzmiewało You Were a Dream od Artemas, a ja jechałam z zatrważającą prędkością. Nie patrzyłam nawet na licznik, który zapewne zwiększał się niebezpiecznie szybko. Mknęłam przez główne ulice miasta, wymijając samochody, które mi przeszkadzały. Ruch był spory, ale nie przeszkadzało mi to. Rzadko kiedy jeździłam samochodem z taką prędkością, ale to była jedna z rzeczy, które naprawdę kochałam. Nie chodziło o samochody, a o samą adrenalinę, która temu wszystkiemu towarzyszyła. Kochałam to uczucie i bez niego nie byłabym tą samą osobą.

Uchyliłam okno, w jednym momencie czując jak wiatr uderza w moje rozgrzane policzki. Zaciągnęłam się ciepłym powietrzem i zwolniłam, aby sięgnąć po papierosa. Wyciągnęłam z paczki jedną sztukę i odpaliłam, skupiając się na drodze. Skręciłam w odpowiednią ulicę i zatrzymałam się pod klubem treningowym, do którego niedawno zaprosił mnie Carlos.

Tak naprawdę ciągle miałam w głowie nasz mały sparing, który ojciec ukartował bez mojej wiedzy i nie mogłam się doczekać, aż będę miała okazję, aby się tutaj zjawić.

Wchodząc do pomieszczenia, od razu skierowałam się do recepcji. Za ladą siedziała starsza kobieta z siwymi włosami i okularami na nosie. Uniosła na mnie spojrzenie i w mgnieniu oka jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

– Mallory, prawda? – zapytała, a ja ściągnęłam brwi.

Powiadomiłam wczoraj Carlosa, że dzisiaj zjawię się w jego klubie. Odpowiedział mi bardzo entuzjastycznie i oznajmił, że wszystko dla mnie przygotuje. Byłam trochę zdezorientowana faktem, że recepcjonistka mnie w jakiś sposób poznała, chociaż nigdy mnie nie widziała.

– Tak... przyszłam do Carlosa Delgado.

– Oj, kochanie, zupełnie wdałaś się w ojca – stwierdziła, na co rozszerzyłam oczy. – Jesteś tak do niego podobna.

– Zna go pani?

– Proszę cię. – Machnęła ręką. – Znam się z twoim tatą od bardzo dawna. – Zaśmiała się delikatnie, wbijając we mnie swoje rozczulone spojrzenie. – Swego czasu przychodził tutaj bardzo często wraz z Carlosem. Wtedy byłam taka młoda... – Westchnęła, zapewne zatapiając się w wspomnieniach z młodości. – Ale teraz nie o mnie... Proszę tutaj masz kartę do szafki, a szatnie są tuż za rogiem. – Wskazała ręką gdzie mam się kierować i podała wcześniej wspomniany przedmiot.

Podziękowałam jej i poszłam w wyznaczoną stronę. Wszystko tutaj wydawało się bardzo nowoczesne. Białe ściany przypominały trochę klimat psychiatryka, bo dominowały w każdym pomieszczeniu, ale delikatne dodatki w postaci paprotek czy innych roślin dodawały temu miejscu przyjazną aurę.

Rzuciłam swoją torbę na ławkę i zaczęłam się przebierać. Narzuciłam na siebie sportowe ciuchy, czyli większą koszulkę i dresy, a już po chwili wchodziłam na wielką salę treningową. Na środku oczywiście został ustawiony ring w czerwonych kolorach, a po bokach można było zauważyć worki, zwisające z sufitu i różnego rodzaju maszyny treningowe, takie jak bieżnia. Ludzi nie było zbyt dużo, a to mnie bardzo cieszyło.

Poprawiłam torbę na ramieniu, gdy wysoki mężczyzna pojawił się w moim polu widzenia. Podeszłam do niego szybkim krokiem i się przywitałam.

– Trochę zwlekałaś z przyjściem tutaj – rzucił sarkastycznie, jednocześnie wyrażając rozbawienie.

– Miałam dużo spraw do ogarnięcia... – zacięłam się na chwilę, nie wiedząc ile mogę powiedzieć. Tak naprawdę nie znałam Carlosa i nie byłam pewna ile wie na temat mojej rodziny. Musiał zauważyć, że lekko się spięłam, ponieważ szybko zareagował.

– Rozumiem – odparł. – Wiem o czym mówisz i możesz rozmawiać ze mną o tym swobodnie, tylko wiesz... – Zawahał się chwilę przed wypowiedzeniem kolejnych słów. – Pokaż się z najlepszej strony, ale nie zabij nikogo na macie – szepnął niewyraźnie, bo zapewne nie chciał, aby ktoś nas usłyszał.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz