Rozdział XXIII. Omnes sumus peccatores

2K 84 7
                                    

Moje dłonie spoczywały na kolanach. Co jakiś czas starałam się je dyskretnie wycierać w gołe uda, ponieważ nieustannie pokrywały się lepką warstwą potu. Nie chciałam, aby Azrael zauważył jak działała na mnie ta sytuacja. To wszystko było irracjonalne i sama do końca nie wiedziałam dlaczego zdecydowałam się na tak odważny, ale też głupi ruch.

Skupione spojrzenie chłopaka wciąż było wbite w przednią szybę. Wydawał się zrelaksowany, a wskazywały na to rozluźnione ramiona i reszta postawy. Przyglądałam się mu, a ten niespodziewanie zaczął przyspieszać. Jedną ręką sięgnął do skrzyni biegów i w tym samym momencie zerknął na mnie kątem oka.

– Stresujesz się – stwierdził.

– Dziwisz mi się? – zapytałam z powagą. – Jesteś nieobliczalny.

– A jednak się zgodziłaś – oznajmił triumfalnie.

Właśnie, zrobiłam to z własnej woli. To było w tym wszystkim najgorsze, lecz nie chciałam o tym myśleć. Mieliśmy ogarnąć sprawę Jonesa i tylko na tym się skupiałam. Wierzyłam, że znajdziemy dzisiejszej nocy coś więcej niż poprzednio. Niedługo go złapiemy i nasza relacja się zakończy. To było moim priorytetem.

Droga nie zajęła nam wiele czasu. Znaleźliśmy się pod strasznie wysokim wieżowcem. Wysiadłam z samochodu i musiałam zadrzeć głowę, aby zobaczyć czubek budynku. Sama nie wiedziałam czy pocieszał mnie fakt, że mieszkał sam. Istnieje duża możliwość, że czułabym się bezpieczniej w jego domu rodzinnym niż w pustym mieszkaniu.

Nie zamieniając ze sobą słowa ruszyliśmy do środka. W przeszklonym holu znajdowała się recepcja, a naprzeciw nas winda. Azrael szedł w jej kierunku, a ja tuż za nim. Wytrzeszczyłam oczy, widząc jak naciska ostatni przycisk.

– Mieszkasz na samej górze? – zapytałam, mocniej obejmując się ramionami.

Nonszalancko oparł się o jedną ze ścian, dłonie włożył w kieszenie spodni, a nogi skrzyżował w kostkach.

– Tak, lubię to mieszkanie – wyznał. – Ma wiele zalet.

– Jakich niby? – prychnęłam.

– Upadku z trzydziestego piętra jeszcze nikt nie przeżył. – Wzruszył ramionami z kamienną miną.

Stałam jak wryta i patrzyłam na niego z niedowierzaniem. W tym samym momencie drzwi windy się otworzyły. Chłopak wyszedł z niej jako pierwszy, jednak ja nie mogłam zmusić swoich nóg do ruchu.

– Jezu, przecież nikogo stąd nie zrzuciłem. – Przewrócił oczami i posłał mi ponaglające spojrzenie. – Ale możesz być pierwsza – dodał, uśmiechając się zadziornie.

Pokręciłam jedynie głową i również wyszłam na hol. Był bardzo długi i zadbany. Ściany w kolorze śnieżnej bieli idealnie kontrastowały z grafitową, kamienną podłogą. Szłam spokojnym krokiem za brunetem, jednak moje dudniące serce oraz dźwięk wysokich butów obijających się o posadzkę strasznie mnie rozpraszały.

Murray zatrzymał się przy ostatnich drzwiach. Jako jedyne miały inny kolor niż reszta – czarny. Przeszłam przez próg, gdy tylko je dla mnie otworzył i puścił przodem. Na początku nic nie dostrzegałam i stawiałam ostrożne kroki, ponieważ pomieszczenie pogrążone było w ciemności. Usłyszałam za sobą jak chłopak przełącza pstryczek. Musiałam zmrużyć na chwilę oczy przez oślepiającą, nienaturalnie jasną poświatę jaka zalała pokój.

Niemal szczęka mi opadła, gdy zauważyłam mieszkanie wyjęte jak z katalogu. Wszystko, każdy pieprzony element ze sobą współgrał. Jasne ściany, ciemne podłogi i meble w różnych odcieniach szarości. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest to mieszkanie moich marzeń, jednak czegoś mi tutaj brakowało...

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz