Rozdział IX. Scientia est potentia

1.9K 71 24
                                    

Była trzecia w nocy, a ja siedziałam w parku. W tym samym miejscu, na tej samej ławce i w tej samej pozycji co jeszcze parę godzin temu. Próbowałam zrozumieć o co chodzi, miałam istny mętlik w głowie i nie wiedziałam co z tym zrobić.

Nagle usłyszałam szelest za sobą. Nie zwróciłam na to uwagi, byłam w takim stanie, że gdyby ktoś mnie teraz zaatakował to bym się ucieszyła. Słyszałam jak kroki się nasilają. Z sekundy na sekundę stawały się coraz cięższe, a potem... Cisza. Wszystko ucichło, nawet szelest liści. Słyszałam jedynie swój puls, który nie zmienił swojego rytmu. Cień obok mnie i... Perfumy, piżmo i mięta. Lekko się uśmiechnęłam, uświadamiając sobie kto właśnie obok mnie usiadł.

– Zrobiłaś to – stwierdził.

Czułam jak na mnie patrzy. Jak wypala mi dziurę w twarzy swoim ciemnym spojrzeniem.

– A czego się spodziewałeś? – prychnęłam, odwracając głowę.

Azrael siedział, wpatrując się we mnie z uśmiechem. Miał na sobie to, co zawsze, czyli czarne spodnie i bluzę, której kaptur nasunął na głowę. Przez ciemność jaka nas otaczała ledwo widziałam zarys jego osoby. Czarny ubiór, włosy i tęczówki zlewały się z mrokiem panującym w parku. Nie było tutaj światła, ani żywej duszy.

Tylko ja i mój prześladowca.

– Coś jest nie tak – zauważył. Przewróciłam oczami na fakt, że próbował mnie przejrzeć. To prawda, zamartwiałam się od paru godzin, ale on nie musiał o tym wiedzieć. – Nic nie poczułaś – stwierdził z satysfakcją.

Nie trudno było się domyślić do czego nawiązywał. Do akcji. Do zabójstwa. Do tego, że zabiłam człowieka z zimną krwią, nie czując niczego. Myślałam, że będzie rozpierało mnie szczęście. Zlikwidowałam złego człowieka, który zasługiwał na swój los. Powinnam się cieszyć, być dumna z tego co zrobiłam, ale tak się nie stało.

– Nic o mnie nie wiesz – odpowiedziałam, po czym spojrzałam mu prosto w oczy i szeroko się uśmiechnęłam. – Poczułam cholerną satysfakcję – skłamałam, jednak chłopak wyglądał, jakby w to uwierzył.

Patrzyłam na niego uważnie i z każdą chwilą mój wzrok się wyostrzał. Widziałam jego twarz w pełnej okazałości i dopiero po paru chwilach zaczynałam to dostrzegać. Mnóstwo drobnych szczegółów, niezauważalnych z daleka. Mnóstwo drobnych blizn pozostawionych na jego cerze. Pod łukiem brwiowym, ale także na nim przez co włoski w tamtym miejscu nie rosły. Na dolnej wardze, na kości policzkowej, na żuchwie.

Nie wyglądały na wykonane przez ostre narzędzie. Bardziej na pięści... Ciosy zadawane gołymi rękami.

– Napatrzyłaś się? – Zacisnął szczęki, ale nie odwrócił głowy. Nie chciał, bym to widziała, jednak się nie odsunął.

– Kto ci to zrobił? – zapytałam, dalej się w niego wpatrując. Czułam się jak w transie. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam i chciałam palnąć sobie za to w łeb. Czemu zadałam tak idiotyczne pytanie?!

– Czyżby zabójczyni bez serca się o mnie martwiła? – zadrwił.

Wygiął wargi w cynicznym uśmiechu, który tylko bardziej mnie podjudził. Wiedziałam, że ten gest zwiastuje słowa, których nie chciałam usłyszeć. Pragnął doprowadzić mnie do wybuchu.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz