Rozdział XII. Quid actum est

1.8K 74 7
                                    

– Myślałaś już nad wyborem kierunku na studiach?

To były pierwsze słowa jakie usłyszałam po wejściu do salonu. Miałam ochotę przewrócić oczami, jednak na szczęście się powstrzymałam. Marcus jak zwykle siedział na kanapie, a na kolanach miał laptopa i sączył swoją poranną kawę. Był już ubrany w garnitur, więc zapewne niedługo będzie wybierał się do pracy. Na fotelu obok niego zauważyłam Lucasa, który czytał książkę. Dyskretnie na nią zerknęłam i zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że ten tytuł jeszcze wczoraj wieczorem leżał na mojej półce.

Tata dalej na mnie nie spojrzał, ale widziałam jak wyczekuje mojej odpowiedzi. Odkąd zaczęłam szkołę średnią ciągle się mnie o to wypytywał. Pragnął, abym swoje dorosłe życie zaczęła właśnie na uniwersytecie. Edukacja była dla niego czymś bardzo ważnym. Nie chciałam go w żaden sposób rozczarować, ale mój plan jednak się trochę różnił.

– Nie, bo nie zamierzam iść na studia – odpowiedziałam pewnie, przez co napotkałam morderczy wzrok ojca. – W tym roku – dodałam, pod presją jego spojrzenia.

– Przecież wiesz, że ja cię do niczego nie zmuszam. Zwyczajnie mówię, że to będzie dla ciebie dobre. – Odłożył urządzenie na stolik i przyjrzał mi się badawczo. – Prawo, by do ciebie pasowało. – Jego uśmiech jedynie się poszerzył, kiedy wypowiedział te słowa.

Nie zdołałam powstrzymać parsknięcia, które wypadło z moich ust. Oczywiście, że prawo. Najwidoczniej chciał, żebym poszła w jego ślady. Od zawsze bawiło mnie to, że zawodowy zabójca był prawnikiem i wsadzał do więzienia ludzi takich jak my.

Morderców.

Nie miałam zamiaru kontynuować tego tematu. Głównie przyszłam tutaj z jednego, ważnego powodu, który spędzał mi sen z powiek. Po ostatniej wymianie zdań z Zaynem zaczęłam rozmyślać o tym co mi powiedział. O odejściu z organizacji. Nie zainteresowałabym się, gdybym wtedy nie zobaczyła w jego oczach pewnej emocji... Smutku.

– Mam do ciebie pytanie – zaczęłam, odwracając jego uwagę od poprzedniego wątku. – Czy można tak po prostu odejść od organizacji?

Czarne brwi ściągnęły się ku sobie, a zielone tęczówki uważnie śledziły każdy mój ruch. Odłożył naczynie z kawą i całym ciałem odwrócił w moją stronę. Widziałam także, że Lucas zastygł ze swoim śniadaniem w dłoni i wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem.

– Nie chcę odejść – dodałam szybko. – Jestem tylko ciekawa.

– To zależy – odpowiedział tylko.

Powiedzieć, że nie zadowoliła mnie taka odpowiedź, to jak nie powiedzieć nic.

– Od czego?

– Od organizacji – mruknął Lucas, zapychając się ciastkiem, a ja zgromiłam go wzrokiem. – No co? Tylko mówię – dodał zniekształconym, przez pokarm głosem.

– Oczekuję pełnej odpowiedzi, tyle co mi powiedzieliście to sama wiem. – Westchnęłam, opadając na fotel.

Oboje westchnęli i całą swoją uwagę skupili na mnie. Ułożyłam się wygodniej, podciągnęłam kolana pod brodę i okryłam nogi kocem. Podejrzewałam, że ta rozmowa będzie długa. I nudna. Żaden z nich nie chciał ze mną rozmawiać na ten temat, a ja nie wiedziałam dlaczego.

– To bardzo skomplikowana sprawa – zaczął spokojnie. – Każda organizacja ma inne zasady. U jednych możesz zwyczajnie powiedzieć, że odchodzisz i nie ma z tym problemu, jednak u innych musisz za to przypłacić życiem.

Nie zszokowała mnie na informacja. Wiedziałam, że stowarzyszenia mają różne metody i tutaj nawet nie chodziło o odcięcie się od nich. Gdy rozmawiałam z Zaynem nie powiedział mi za dużo. Ta kwestia wydawała się być dla niego niekomfortowa, nieprzyjemna i może nawet bolesna. Jedynym sposobem, aby się dowiedzieć prawdy było dowiedzenie się do jakiej organizacji należał.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz